Płacą 23 tys. zł, żeby znaleźć miłość. Swatka słyszy: "Pani Aniu, raz się żyje"

kobieta.gazeta.pl 10 godzin temu
Zdjęcie: archiwum prywatne


- Jestem swatką od 11 lat. Moimi klientami są osoby publiczne: urzędnicy, prawnicy, lekarze, przedsiębiorcy, nauczyciele. Ludzie, którzy albo byli na portalach randkowych i się zrazili, albo nigdy z nich nie korzystali. Zgłaszają się do mnie panie, które poświęciły życie karierze czy wykształceniu i teraz zależy im na jakościowych relacjach. Nie chcą tracić czasu. 40-letnie kobiety, które marzą o dziecku, nie mają już zbyt wiele czasu, żeby założyć rodzinę - opowiada Anna Guzior-Rutyna.
Klaudia Kolasa, gazeta.pl: Jak wygląda dzień pracy swatki?
Anna Guzior-Rutyna, swatka: Każdy dzień pracy swatki jest inny. Jednego dnia spotykam się w biurze z nowymi klientami, innego mam wideorozmowy – czasem z Polski, czasem z zagranicy. Zdarza mi się pracować o 23 czy 24, bo klienci mieszkają w różnych strefach czasowych. Przykładowo ostatnio miałam panią z Kalifornii.


REKLAMA


Dwa razy byłam w trasie po całym kraju. W 2019 roku odwiedziłam każde miasto wojewódzkie, spotykałam się z klientami, mogli się wtedy zapisywać. Byłam jak ten pies, co jeździł koleją. Powtórzyłam to w 2024 roku. Dla mnie wyrywanie ludzi z sideł samotności, to jest poważna sprawa. Napisałam już o tym siedem książek. Są dni, kiedy pary przychodzą mi podziękować z kwiatami, zaproszeniami na ślub.


Zobacz wideo Gdzie najlepiej poznać drugą połówkę?


Kto zgłasza się do pani po pomoc w poszukiwaniach miłości?
Jestem swatką od 11 lat. Teraz najczęściej moimi klientami są osoby publiczne: urzędnicy, prawnicy, lekarze, przedsiębiorcy, nauczyciele. Ludzie, którzy albo byli na portalach randkowych i się do nich zrazili, albo nigdy z nich nie korzystali.
Taki pan prezes nie pokaże się na portalu randkowym. On nie chce, żeby ktokolwiek wiedział o tym, iż szuka miłości. Mam firmowy samochód, ale jak do niego podjeżdżam, to muszę być zawsze incognito.
Zgłaszają się do mnie panny, które poświęciły życie karierze czy wykształceniu i teraz zależy im na jakościowych relacjach. Nie chcą tracić czasu. 40-letnie kobiety, które marzą o dziecku, nie mają już zbyt wiele czasu, żeby założyć rodzinę.


Mówiła pani o trasach po Polsce. Czy ludzie, których pani spotyka, nie są zaskoczeni, iż istnieją jeszcze swatki?
Bardzo często jeżdżę po Polsce pociągiem. Łatwiej jest mi wsiąść w Pendolino i sobie pracować w czasie drogi. Ale iż jestem gadułą, to przyciągam ludzi. Jako prawdziwa swatka, od razu chcę każdego łączyć. No i ludzie pytają, czy jestem w pracy, a ja mówię: "No tak, jestem swatką". I są w szoku. "Swatką? A co to jest?" - słyszę. Ludzie są bardzo ciekawi. Jak ktoś nie rozumie, to powie, iż prowadzę burdel. Ostatnio miałam taki komentarz na TikToku.
Ja jestem swatką już tyle lat, iż się przyzwyczaiłam do takich opinii. Na początku ludzie wytykali mnie palcami i myśleli, iż naprawdę prowadzę agencję. Cały czas muszę edukować, iż swatki jeszcze istnieją. Niektórzy uważają, iż swatka to już jest desperacja. Walczę z tym. Swatka jest desperacją, a aplikacja randkowa to nie? Tam ludzie przychodzą w różnym celu. choćby o ile mówią, iż szukają związku, to z doświadczenia moich klientów wiem, iż ktoś chce się dowartościować czyimś kosztem, zabawić się czy szuka czegoś innego. Ten biedny człowiek, który chce kogoś znaleźć, musi mieć dużo czasu i cierpliwości. Ja jako swatka załatwiam wszystko.


Przejdźmy po kolei przez ten proces.
o ile klient wykupił u mnie "pakiet złoty", to jadę do niego do domu. Spędzam z nim kilka godzin i patrzę, jak mieszka. Oczywiście nie chodzę z białą rękawiczką, ale sprawdzam, jak się czuje w swojej przestrzeni. Czasem umawiamy się w pracy albo w restauracji. Chcę poznać tego człowieka jak najlepiej. W innych pakietach rozmawiamy przez wideorozmowy i też staram się wyciągnąć z tej rozmowy jak najwięcej: co wcześniej wydarzyło się w życiu tego człowieka, iż jest sam przez tyle lat.
Powtarzają się jakieś motywy?
Bardzo często przyczyną jest jakaś porażka. Ktoś był np. w toksycznej relacji, a później wszedł pod ten parasol ochronny i obiecał sobie, iż już nie będzie cierpiał. Drugim motywem jest nieodwzajemniona miłość, a trzecim – praca. Mam profesorów, prawników, lekarzy, którzy lata poświęcili na to, żeby dojść do miejsca, w którym się znajdują.


Czyli poświęcamy się karierze, a potem orientujemy się, iż jednak to nie wystarczy. Miłość jest potrzebna.
Tak. Często moi klienci to osoby zamożne, które w życiu mają wszystko poza jednym. W pewnym momencie to wszystko przestaje cieszyć. Co mi z tego, iż mieszkam w apartamencie, skoro jestem tam sam? Ci ludzie uciekają w pracę. A na wysokich stanowiskach nie rozpowiadają na prawo i lewo, iż są nieszczęśliwi i chcą kogoś znaleźć. W pracy muszą być zupełnie kimś innym. Dopiero gdy przychodzą do mnie, zaczyna się inna rozmowa. To jest tylko "opakowanie szczęśliwego singla". Ja widzę jego środek. Oczywiście nie jest tak, iż nikt nie jest szczęśliwy jako singiel, ale chodzi o to, żeby być bardziej szczęśliwym.


2455144825 Andrew Angelov / Shutterstock


Jest pani w mieszkaniu i co dzieje się potem?
Przed wizytą zdarza się, iż ludzie pytają mnie, czy zamawiać panią sprzątającą. Ja mówię, iż nie jestem panią domu, żeby to sprawdzać. Kiedy widzę, jak ktoś mieszka i funkcjonuje, to jestem w stanie bardziej wejść w te buty. Kolejny krok wygląda tak, iż rozmawiamy o przeszłości, wyobrażeniu przyszłości, ale też o tym, jak ktoś lubi spędzać czas i jakie ma zainteresowania, wykształcenie. Chcę się zorientować, jakie ma relacje z rodziną, rodzeństwem. jeżeli ma dzieci z poprzedniego związku, to czy ma z nimi kontakt. Jak nie, to zapala mi się lampka, bo to znaczy, iż coś nie gra. Pytam o seks. To wszystko ma znaczenie. Oczywiście tych wszystkich informacji nie podaję dalej. Sama to weryfikuję i sprawdzam i na tej podstawie łączę ludzi w pary. Następnie pytam o oczekiwania wobec partnera i partnerki. To jest ten moment, kiedy sprowadzam ludzi na ziemię.
To znaczy?
Najczęściej dotyczy to kobiet. jeżeli przychodzi pani i zaczyna: "Wykształcenie wyższe, minimum 185 cm wzrostu, szatyn, niebieskie oczy, z Warszawy i nie może mieć na imię Henryk..."


Książę z bajki.
Dokładnie tak. Wtedy ja zadaję bardzo ważne pytanie: "A realnie?". Ona wtedy tak patrzy na mnie i pyta: "Jak realnie?". Więc dopytuję: "Z czego może pani zrezygnować? Co jest dla pani istotne?". Bo nie chodzi o to, iż swatka ma znaleźć partnera tylko po to, żeby był. Po to nie przychodzi się do swatki. Trzeba spojrzeć głębiej.
o ile ktoś jest wierzący i praktykujący, to ja nie będę negocjowała z wiarą. o ile jest ateistą, też nie negocjuję. o ile kobieta marzy, żeby urodzić dziecko, to nie połączę jej z facetem, który dzieci nie chce. Ale o ile kobieta ma np. 158 cm wzrostu i chce, żeby partner miał 185 cm, to sugeruję, iż faceci nie rosną na drzewach i to nie jest najważniejsze. Są takie panie, które liczą włosy na głowach mężczyzn. Wysyłam zdjęcie i słyszę, iż ona nie chce łysego. Mówię: "Ale przecież on ma włosy", a ona: "Ale za mało!". Nie jest łatwo. Czasem mówię do męża, iż już kończę, iż mam dość. Mąż radzi: "Prześpij się, jutro zdecydujesz". No i rano dzwoni klient mi podziękować, iż go połączyłam. I nie mogę zrezygnować. Dla niektórych jestem ostatnią deską ratunku.


Swatka Anna łączy Polaków w pary Aleksey Korchemkin/Shutterstock


Zdarza się, iż nie zgłaszają się do pani pojedyncze osoby, tylko całe rodziny.
Tak, mam "pakiet rodzinny". Wtedy jadę na wizytę do całej rodziny. Bardzo często płacą rodzice albo w ogóle cała rodzina się zrzuca, żeby znaleźć drugą połówkę dziewczynie lub chłopakowi. I to nie jest tak, iż z tym chłopakiem lub dziewczyną jest coś nie halo, tylko rodziny widzą, iż oni po prostu nie radzą sobie w relacjach damsko-męskich. Zamawiają mnie i to ogromna presja dla swatki. Oni wszyscy na mnie liczą.


Podpisuję umowę z osobą zainteresowaną i rodziną. Rodzina nigdy nie widzi potencjalnego partnera/partnerki na zdjęciu. Zdjęcie widzi tylko osoba zainteresowana. W tej sytuacji jej bliscy mogą mi pomagać. jeżeli panna mi wybrzydza, to mogę zadzwonić do mamy, taty czy siostry i trochę ich "podburzyć", żeby "widelcem podźgali", żeby odważyła się zrobić krok.
Jak przyjeżdżam do takiego domu, to najpierw rozmawiam z osobą zainteresowaną. Ona nigdy nie powie mi o sobie wszystkiego. Nie reklamuje swoich wad. jeżeli jest skromna, to nie mówi o swoich sukcesach. Ja sporo rzeczy wyczytuję pomiędzy wierszami, ale też pomagają mi jej bliscy. Coś powie matka, coś siostra, coś ojciec.
Ta sytuacja w dzisiejszych czasach wydaje mi się zupełnie abstrakcyjna. Zastanawiam się, jak czuje się ta osoba swatana, kiedy cała rodzina decyduje o jej losie.
To nie jest na zasadzie przymusu. Chociaż i tacy klienci się zdarzyli: przyprowadzili mi do biura 70-latkę, bo spotykała się z "niewłaściwym" w oczach bliskich facetem, a oni chcieliby znaleźć dla niej kogoś lepszego. Oczywiście odmówiłam. Wchodzę w to tylko wtedy, gdy rodzina naprawdę jest zżyta i dziewczyna lub chłopak się na to godzą. Ja często jestem wtedy dla nich ostatnią deską ratunku. To nie jest tak, iż dzwonią do mnie: "Pani Aniu, tylko żeby on miał 5 milionów na koncie". Bardziej chodzi o troskę i fajną rodzinę, która wspiera. Często to są rodziny na wsi. Albo mają od lat firmy rodzinne.


Po rozmowie już zna pani oczekiwania. Co dzieje się potem?
Nigdy nie upubliczniam zdjęć moich klientów. Są też dwa warianty: z pełną dyskrecją lub bez. Tylko w przypadku tej drugiej opcji, jeżeli w mediach społecznościowych mówię, iż szukam partnera dla Kasi, to Kasia nigdy nie jest prawdziwą Kasią. Zmieniam imiona. o ile jest pełna dyskrecja, to w pierwszej kolejności zawsze tylko ta osoba widzi potencjalnych kandydatów. Wysyłam zdjęcia i na randki z reguły sami się umawiają. Zasada jest taka, iż mężczyzna dzwoni pierwszy i ma na tej randce zapłacić. Sprawdzam to, czy zapłacił.


Zawsze kobiety chcą, żeby to mężczyzna płacił?
Oczywiście, iż chcą! To choćby nie chodzi o to, iż kobiety nie stać. Ale mężczyzna ma być mężczyzną. o ile ma problem, żeby zapłacić za kawę i ciasto, to albo jest "gołodupcem" albo jest "skąpiradłem". Jaka kobieta chce być z gościem, który będzie jej wyliczał ilość ciastek, które zje?
Ja mężczyznom mówię tak: "Nawet, jeżeli kobieta zaproponuje, iż zapłacicie po połowie, bo jest jej głupio, masz się z tego wymiksować". Można zaproponować, iż ona zapłaci następnym razem. Wtedy ona wyjdzie z twarzą, a on poczuje się facetem. o ile stać go na moje usługi, to stać go też na kawę. Moje usługi nie są tanie. Powtarzam: "Nie chcesz płacić na randkach, to nie płać. Będziesz szukał jeszcze 10 lat". Jak kobieta, która od lat musi sama wszystko ogarniać, dostanie kwiatek na randce, gość zorganizuje to spotkanie, to on rośnie w jej oczach. A jeszcze choćby nie przekracza progu spotkania.


421979539 Radiokafka / Shutterstock


Na randkach pewnie bywa różnie.
Są takie, które od razu są strzałem w dziesiątkę. Wtedy swatka rośnie. Natomiast są też takie: "Pani Aniu, pani chyba na głowę upadła". Zdarza się tak, iż ktoś mi mówi, iż na randce było średnio i skreśla kandydata, a ja jestem już po rozmowie z drugą stroną i dzieje się coś, czego nie zrobi żaden portal ani aplikacja.


Miałam kiedyś chłopaka z Wrocławia i połączyłam go z dziewczyną ze Śląska. Byli na randce. On - 28 lat, taki bardzo poukładany. Dzwonię, a on opowiada: "Pani Aniu, strasznie mi się ta dziewczyna podoba, ale nie wiem, czy będzie chciała się ze mną spotkać drugi raz". Dzwonię do dziewczyny: "Fajny, przystojny, ale jakiś taki nerwowy, drętwy. Rozmowa się nie kleiła. Już się z nim nie spotkam". No i wkraczam ja, zaczynamy analizować. Pytam, czy było miło, czy były wspólne tematy, czy od początku był spięty. Okazuje się, iż coraz więcej plusów się pojawia. To proponuję: "Niech pani spróbuje jeszcze raz dać mu szansę. Pewnie był zdenerwowany, bo za bardzo mu się pani spodobała". Spotkali się drugi raz i dziś są małżeństwem. W tym roku chyba pojawi się dzieciątko. A mało brakowało i nie dałaby mu szansy na kolejną randkę. Swatka tym się różni od portali, iż płaci jej się za wtrącanie.
A konkretnie, ile się płaci?
Najtańszy pakiet aktywny, bo mam aktywne i bierne pakiety, zaczyna się od 8 tys. zł za pół roku. Pakiet złoty, gdzie dojeżdżam do klienta, zaczyna się od 23 tys. zł za rok. Tu jest dużo dodatkowych rzeczy, iż przyjeżdżam do klienta, staję na rzęsach, żeby znaleźć tę adekwatną osobę. No i jeżeli będzie z tą osobą przez pół roku, to wtedy dopłaca 10 tys. zł. Ale wie pani co? Jak finał jest szczęśliwy, to ludzie z przyjemnością płacą mi te 10 tysięcy.
Natomiast mam też coś dla osób, których nie stać na moje usługi. To się nazywa "bierny wpis do bazy singli". On kosztuje 699 zł za pół roku albo tysiąc zł za rok. Tam nie ma osobistej konsultacji, ale jest ankieta, którą wysyłam na maila. Nie mają dostępu do klientów, którzy zapłacili, ale ja mogę sobie pooglądać ich profile i jeżeli pasują do mojego klienta, to wtedy też łączę.
Co, jeżeli nie uda się znaleźć tej drugiej połówki?
To trudno. Albo osoba rezygnuje, bo jej się kończy pakiet albo przedłuża na kolejny. Czasem jest tak, iż ktoś nie radzi sobie z odmową albo nie jest gotowy i ma coś do przepracowania, wtedy rezygnuje w trakcie albo kończy mu się pakiet i wraca, jak uporządkuje swoje sprawy. Chyba taka straszna nie jestem, skoro wracają. Bywa różnie, natomiast w tej chwili około 50 proc. osób łączę w pary. Z każdym rokiem jestem coraz skuteczniejsza. Od 11 lat doskonalę i uczę się, jak mogę pomóc.


Jak zmieniła się pani praca przez te 11 lat?
Zaczynałam, zapisując ludzi za darmo. Organizowałam wieczorki zapoznawcze. Potem miałam kwoty – 500 zł. Nieraz nie zarabiałam choćby na miesiąc, żeby się utrzymać, ale ludzie od początku mnie wspierali. Kiedyś przyjmowałam każdego, moje biuro było zawsze otwarte. W międzyczasie zostałam coachem, napisałam wiele książek, zrobiłam prawo jazdy i urodziłam dziecko. Musiałam sobie to wszystko poukładać.
A klienci? Zmieniły się ich oczekiwania?
Teraz mam bardziej wymagającego klienta. Ludziom jest coraz trudniej znaleźć odpowiedniego partnera czy partnerkę. Mimo tych wszystkich aplikacji. 11 lat temu było łatwiej. Ludzie szukali kogoś, kto będzie dobrze zarabiał, będzie dobry, przystojny itd. Teraz? Kobiety chcą wykształconych, zarabiających więcej niż one – pomimo tego, iż one są często na wysokich stanowiskach – wysokich, przystojnych, ciepłych, serdecznych. Z jednej strony ma być drwalem, z drugiej – romantykiem. Absolutnie nie narcyzem, bo o tych narcyzach się teraz dużo mówi. Oprócz tego ma coś naprawić, gotować itd. Faceci się gubią, bo oni już nie wiedzą, kim mają być.
Natomiast mężczyźni są trochę mniej wymagający. Dla niego kobieta ma być atrakcyjna, ciepła, nie mieć zbyt wielu oczekiwań, być rodzinna. Mężczyźni są zmęczeni tymi kobietami, które cisną w robocie i cisną w domu. On wraca z pracy i słucha: "idź jeszcze na kurs", "a może to byś jeszcze zrobił", "a może tamto". On nie chce konkurencji w związku.
To chyba też duże wyzwanie, jeżeli kobiety zgłaszają się do swatki w momencie, gdy osiągnęły już sporo zawodowo.
Bardzo. Z drugiej strony ja rozumiem te kobiety. Bo jeżeli ja mam teraz 42 lata i miałabym szukać faceta - na szczęście nie muszę, bo mam kochanego męża - to też zwróciłabym uwagę na to, czy on coś osiągnął. To coś innego, jak dorabiamy się wspólnie i mąż widzi moją drogę. A jak mam kogoś poznać, to boję się, czy ktoś nie chce się po prostu do mnie przykleić. Jak się kobiety zakochują? Kobieta musi podziwiać mężczyznę. On musi ją kręcić, na dłużej - nie tylko do łóżka. Gość, żeby jej zaimponować, musi coś osiągnąć. Niekoniecznie w tej samej dziedzinie, choćby lepiej, jeżeli w innej. Wtedy nie ma konkurencji. Ale poprzeczka postawiona jest wysoko. Dlatego swatka musi mieć takie ceny, bo muszę spędzić mnóstwo czasu, żeby znaleźć odpowiedniego kandydata.


Naprawdę widzę, iż pozostało mnóstwo rzeczy do zrobienia. Mamy epidemię samotności, ludzie nie chcą inwestować w relacje. Relacja kosztuje. Czas, który można przeznaczyć na realizację, kolejnego planu. Uczucia - może zaboleć, więc można iść na miasto i przeżyć jednorazową przygodę. To jest główny problem naszych czasów.
Ile par udało się pani połączyć?
Do tego momentu połączyłam około 700 par. Na paru ślubach byłam. choćby miałam taki ślub, gdzie moja para po 9 wspólnych latach zdecydowała się na ślub. Dostaję kartki z wakacji. Odbieram telefony, iż urodziło się dzieciątko. Są takie dzieci, którym rodzice dają na imię Ania, więc o czymś to świadczy.
Mam takie przykłady, iż ktoś do mnie przyszedł, jak miał 70 lat, byli ze sobą przez kilka lat i razem zmarli. To są piękne historie. Ostatnie lata życia ktoś dzięki mnie był szczęśliwy. Widziałam kobiety, które w ostatnich latach życia były zakochane. Na wieczorkach tanecznych, czerwone policzki z podekscytowania, panie zrzucające swetry i tańczące na dworze z gołymi ramionami. "Pani Aniu, raz się żyje" - słyszałam. To jest najlepsze w mojej pracy.
To na koniec: czym jest dla pani miłość?
Bycie kochanym za to, kim się jest i kochanie drugiego człowieka, za to, iż nikogo nie udaje. Bycie ze sobą w stu procentach, bez masek. Miłość nie tylko uskrzydla, ale przede wszystkim daje poczucie bezpieczeństwa. Ja wiem, iż mój mąż, z którym jestem już 18 lat, zawsze stanie za mną murem. A on ze swatką naprawdę nie ma łatwo.
Idź do oryginalnego materiału