Moi przyjaciele mnie męczyli, mówią:
— Masz 72 lata, a mieszkasz sam. To jest nudne! A kiedy w domu jest kobieta, jest jakoś weselej! Jest z kim porozmawiać. A ty siedzisz z królikami i nie widzisz światła dziennego!
Co mam zrobić, jeżeli z kobietami mi nie wychodzi, a ze zwierzętami — tak. Może jestem jakoś nieodpowiedni, ale czuję się komfortowo ze swoimi królikami.
W końcu przekonano mnie, żebym poszedł na randkę. Mieszkam na wsi. Wybór kandydatów nie jest duży. Zgodziła się Maria, żeby wypić ze mną herbatę.
Nigdy nie byłem z nią blisko związany. Wiem, iż mąż zmarł trzy lata temu. Od tamtej pory kobieta żyje sama. Nie ma dzieci, ani krewnych.
Na początku wszystko było dobrze. Maria upiekła placek, zaparzyła herbatę, elegancko się ubrała i nakręciła włosy. Ja też się ubrałem. Wydaje się, iż wszystko było dobrze, ale jakoś nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka.
Kobieta ciągle chciała rozmawiać o sąsiadach. Wszystkimi siłami starała się wydobyć jakiekolwiek szczegóły życia innych.
Odwlekałem ją rozmowami na różne inne tematy, ale Marii to nie interesowało. W pewnym momencie kobieta zaczęła opowiadać całą biografię swoich sąsiadów, a potem moich. Ona wie, kto od kogo urodził, gdzie i z kim chodzą jej sąsiadki, ile gramów kiełbasy sprzedawczyni nie dodaje.
Ja milczałem i jadłem placek. Rozmowa z Marią jest niezwykle trudna. Już skończyła się też herbata. Zmierzchało na dworze, a Maria przez cały czas opowiadała mi plotki. Wyglądało to tak, jakby Marii długo zabraniano mówić, i teraz próbuje nadrobić stracone.
Nie pamiętam, jak uciekałem od tej gadatliwej kobiety. W myślach utwierdziło się, jak od razu wziąłem dwa tabletki na ból głowy.
Więcej nie chodziłem na randki. Od tego czasu moje króliki są dla mnie o wiele bardziej ulubione. Przynajmniej milczą.