Piwniczna-Zdrój – dlaczego powinniście ją obrać za cel długiego weekendu lub urlopu?

balkanyrudej.pl 4 miesięcy temu

Piwniczna-Zdrój, podobnie jak Beskid Sądecki, Niski czy Pieniny, zawsze była nam na swój sposób bliska. Ja (ruda) spędzałam tam sporo czasu, gdy w trakcie studiów uczestniczyłam w kursie na przewodnika beskidzkiego. Marek natomiast wpadał tam mniej lub bardziej regularnie w ramach zawodów DH (rowerowe zawody zjazdowe). Mieliśmy jednak dłuższą przerwę od tego zakątka Polski. Postanowiliśmy zmienić ten stan rzeczy. I to właśnie Piwniczną-Zdrój obraliśmy za cel naszej majówki. Plan był prosty – spędzić ten czas jak najbardziej aktywnie, głównie eksplorując okolicę na rowerach elektrycznych. Wyjątkowo dobra, jak na majówkę, pogoda skutecznie nam to ułatwiła. Stąd też możemy zacząć Was przekonywać, iż Piwniczna-Zdrój jest naprawdę doskonałym celem na długi weekend, jak i choćby tygodniowy urlop.

Dlaczego właśnie Piwniczna-Zdrój, a nie np. Krynica?

Pierwsza, nasuwająca się na to pytanie odpowiedź jest prosta i oczywista. Piwniczna-Zdrój nie jest tak zatłoczona, jak Krynica. Jest też mniejsza, bardziej kameralna i do tego może stanowić doskonałą bazę wypadową. Położona w dolinie Popradu, otoczona przez Beskid Sądecki, znajduje się też rzut beretem od Pienin, Beskidu Niskiego czy Słowacji. W efekcie można w ekspresowym tempie przeskoczyć nie tylko między pasmami górskimi, ale też krajami. Kolejnym powodem, dla którego wybraliśmy właśnie Piwniczną-Zdrój, byli nas znajomi z Rowerowej Doliny. Czym jest Rowerowa Dolina? Przede wszystkim centrum testowym głównie dla dwóch, rowerowych marek (KTM i Marin – dla tej drugiej marki pracuje… Marek), wypożyczalnią i serwisem. Oprócz tego ekipa Rowerowej Doliny organizuje wycieczki po górach, wraz z ewentualnym transferem do miejsca startu lub finiszu trasy. RD ma swoją bazę idealnie nad brzegiem Popradu, tuż obok stacji kolejowej. Dysponuje też terenem, który pełni funkcję kempingu. Przez cały pobyt korzystaliśmy z rekomendacji, przede wszystkim Michała i Marcina, którzy gdy tylko mogli, to towarzyszyli nam podczas naszych beskidzkich lub pienińskich eskapad. Warto dodać, iż ekipa Rowerowej Doliny to również lokalni działacze, którzy stawiają mocny nacisk na rozwój tematów rowerowych w tej części Polski.

Szlak Ładowarek Elektrycznych

Z inicjatywy ekipy Rowerowej Doliny powstał pierwszy w Polsce Szlak Ładowarek Elektrycznych (marki Bosch), które pozwalają na darmowe naładowanie e-bike’ów. Aktualnie takich ładowarek jest 5: przy Bacówce nad Wierchomlą, na Obidzy, przy schronisku na Przehybie i Chacie na Magórach. I musimy przyznać, iż rowery elektryczne są idealnym wyborem dla tych, którzy chcieliby eksplorować bliższe i dalsze okolice Piwnicznej. Oczywiście zrealizowane przez nas trasy można spokojnie pokonać na zwykłym rowerze. I sami pewnie też byśmy dali radę. Ale czy sprawiłoby nam to taką frajdę, jak podczas jazdy na e-bike’ach? Śmiemy wątpić. Ciągle mieszkamy na płaskim jak stół Mazowszu. Mamy więc sporadyczne okazje do budowania kondycji, która przydałaby się na długich, górskich podjazdach. Na rowerach elektrycznych oczywiście dalej mogliśmy się zmęczyć. Ale co istotne, nie zamęczyć. I musimy też przyznać, iż podczas plątania się po Beskidzie Sądeckim czy Pieninach spotykaliśmy sporo rowerzystów, jednak głównie na e-bike’ach. A o popularności tych rowerów świadczy fakt, iż gdy jednego dnia dojechaliśmy do Bacówki nad Wierchomlą i chcieliśmy podładować baterie, to okazało się, iż musimy poczekać. Wszystkie gniazda i kable były zajęte.

Piwniczna-Zdrój na długi weekend

Prognozy pogody były na tyle obiecujące, iż kto żyw ruszył przed siebie. My dysponowaliśmy tylko (albo aż) pięcioma dniami, więc wiedzieliśmy, iż nie pojedziemy nigdzie dalej (np. do Słowenii czy Chorwacji). Stąd wybór padł na Polskę. A Piwniczna-Zdrój przez wzgląd na lokalizację i naszych znajomych po prostu nasunęła się sama. Dodatkowo, Marek w ramach swoich nieblogowych projektów miał do przetestowania rower elektryczny. No a gdzie najlepiej robić taki test? Oczywiście, iż w górach. Generalnie mieliśmy kilka założeń, co do tego wyjazdu. Choć główna idea była taka, aby od rana do wieczora być w terenie i maksymalnie wykorzystać ten wiosenny czas na aktywności outdoorowe. A jak wyglądała majówka w Piwnicznej-Zdrój? W samym mieście tłumów nie było. A choćby jeżeli w jednym momencie przyjeżdżało więcej osób (np. pociągiem), to gwałtownie rozchodziły się w różne strony. Piwniczna jest bowiem miejscem, gdzie spotyka się sporo szlaków pieszych i rowerowych. Sama w sobie oferuje też kilka atrakcji, w tym m.in. pijalnię wody mineralnej. Ta kameralna i spokojna atmosfera była iście kojąca i relaksująca. Bo gdy w trakcie wycieczek rowerowych dotarliśmy na Jaworzynę Krynicką, do Muszyny czy Szczawnicy… to przypomnieliśmy sobie, iż faktycznie trwa długi weekend. Tłumy, jarmarczny klimat i inne tego typu wątpliwe „atrakcje”, których nie uświadczyliśmy w Piwnicznej. I choć spędziliśmy tam 5 dni, to… absolutnie nie wyczerpaliśmy tematu pt. „Co można tam robić/doświadczyć/zobaczyć”.

Co porabialiśmy w Piwnicznej-Zdrój i okolicy?

Poniżej znajdziecie pięciodniowy plan pobytu w Piwnicznej-Zdrój oraz jej bliższej i ciut dalszej okolicy. Generalnie przez większość czasu staraliśmy się przemieszczać na rowerach. Ja dwukrotnie miałam okazję pobiegać również po górach.

Dzień 1 – Słowacja + bliskie okolice Piwnicznej

Pierwszego dnia wraz z ekipą Rowerowej Doliny wyruszyliśmy na Słowację. Panowie mieli w planach objazd Cyklostopów, czyli tras o charakterze enduro, poprowadzonych w bliskim sąsiedztwie zamku w Starej Lubowli. Ja natomiast udałam się na rowerową wycieczkę najpierw po górach, później częściowo wzdłuż Popradu, by następnie znów znaleźć się do Starej Lubowli. Po obiedzie i powrocie do Piwnicznej Marek wraz z Michałem wyruszyli na kolejną wycieczkę rowerową, ja natomiast poszłam pobiegać. Moim (i panów w sumie też) głównym celem był Kicarz i okoliczne, bardzo widokowe polany. Na deser – ognisko.

Dzień 2 – z Piwnicznej przez Wierchomlę, Jaworzynę Krynicką, Muszynę i Słowację

Drugi dzień postanowiliśmy poświęcić na rowerową, górską pętlę, którą rozpoczęliśmy i zakończyliśmy w Piwnicznej. W pierwszej kolejności udaliśmy się wzdłuż Popradu do Bacówki nad Wierchomlą. Stamtąd, przez Runek podjechaliśmy na Jaworzynę Krynicką. Był to podwójnie słaby pomysł. Po pierwsze, ze względu na tłumy. Po drugie, szczyt ten został jeszcze mocniej „zdewastowny” przez budowę jakiegoś mikroskopijnego wyciągu narciarskiego. gwałtownie stamtąd uciekliśmy, zjeżdżając do Muszyny szlakiem rowerowym. Po dotarciu do miasta zajrzeliśmy na rynek, zjedliśmy obiad i odwiedziliśmy Ogrody Sensoryczne. Następnie wzdłuż Popradu, głównie trzymając się szlaku rowerowego po słowackiej stronie, pojechaliśmy do miejscowości Sulin. To tam, zielony szlak wyprowadził nas na niezwykle fotogeniczny grzbiet z widokiem na Tatry, który miałam okazję odwiedzić dzień wcześniej. Następnie szlak ten przeprowadził nas bezpośrednio na polską stronę, gdzie znów wzdłuż Popradu wróciliśmy do Piwnicznej.

Dzień 3 – Obidza i okolice + fragment Velo Dunajec

Trzeci dzień znów mieliśmy podzielony na pół. W pierwszej części dnia za cel obraliśmy Obidzę. Marek z Michałem wyruszyli stamtąd na rowerach, by pojeździć po bardziej ambitnych trasach. Ja natomiast wyruszyłam na 15-kilometrową, biegową pętlę, która obejmowała Przełęcz Rozdziela, Rezerwat Biała Woda czy Ruski Wierch. Widokowo – majstersztyk!

W drugiej połowie dnia ruszyliśmy z Markiem do słowackiej część Pienin. Auto zostawiliśmy w Lechnicy. Plan zakładał objazd tamtejszych singletrails. Okazało się jednak, iż są w średnim stanie. Ja więc odpuściłam, a Marek pokonał jedną z tras. Wspólnie udaliśmy się przez Czerwony Klasztor niebieskim szlakiem do Lesnicy, a później, na nasze nieszczęście postanowiliśmy zawitać na Velo Dunajec. I to był błąd. Takich szalonych tłumów dawno nie widzieliśmy. Przejechaliśmy szlakiem najpierw do Szczawnicy, a później z powrotem do Czerwonego Klasztoru. Trasa jest piękna, widokowa i przyjemna. Ale NIE W DŁUGI WEEKEND!

Dzień 4 – Piwniczna – Obidza – Jaworki – Szczawnica – Przehyba – Bardo – Piwniczna

Kolejna, całodniowa wycieczka, w trakcie której postanowiliśmy zahaczyć o miejsca, które każde z nas odwiedziło w międzyczasie osobno – ja biegowo, Marek rowerowo. Na e-bike’ach trasa ta była spokojnie do zrobienia, a iż mieliśmy na niej dwie, darmowe ładowarki elektryczne (Obidza, Przehyba), to baterie w rowerach spokojnie dały radę. Podczas jazdy mogliśmy podziwiać wiele, cudownych panoram – zarówno na Tatry, jak i oczywiście Pieniny czy Beskid Sądecki. Był to długi, ale wielce owocny dzień!

Dzień 5 – Słowacja

Przed powrotem na Mazowsze postanowiliśmy wpaść na Słowację. Naszym pierwszym celem była miejscowość Ružbachy-kúpele, gdzie znajduje się dawne uzdrowisko i naturalny basen… w kraterze. Drugim celem był ruiny zamku (Kamenický hrad) położone na wyjątkowo fotogenicznym wzniesieniu. Niestety plączące się tego dnia burze skutecznie zniechęciły nas przed eksplorowaniem 2 innych miejsc, jakie mieliśmy w planie. Po powrocie na polską stronę złapaliśmy szybki obiad i udaliśmy się w drogę powrotną do domu.

Piwniczna-Zdrój – gdzie jeść?

Generalnie śniadania i ewentualne kolacje robiliśmy we własnym zakresie. Natomiast obiady zwykle jadaliśmy „na mieście”. Gdzie warto wpaść na jedzonko będąc w Piwnicznej-Zdrój?

  • Magdalenka Lodziarnia Cukiernia (Rynek 24) – idealne miejsce na kawę lub coś słodkiego. Pyszne drożdżówki i pączki, a do tego rzemieślnicze lody.
  • Willa pod Kasztanami (Rynek 23) – do cukierni przylega restauracja i hotel. Serwowane są tam zarówno lokalne smaki, jak i doskonałe pizze. Ceny przystępne, a serwis jest bardzo szybki (testowane w różnych porach dnia/wieczoru).
  • Gastro Travel Food Truck (ul. Targowa, przy Rowerowej Dolinie) – foodtruck serwujący zarówno dania mięsne, jak i wege. Problem w tym, iż ile razy chcieliśmy tam jeść, tyle razy nie było wybranych przez nas potraw. Niestety długi weekend sprawił, iż dania wyprzedawały się w ciągu dnia w tempie ekspresowym. Natomiast ekipa Rowerowej Doliny rekomenduje wpaść tam na obiad.
  • Restaurant u Dietricha (Mníšek nad Popradom 253) – nie jest to lokal bezpośrednio w Piwnicznej-Zdrój, a już na Słowacji. Ale warto tam podjechać. Restauracja schowana jest nieco od głównej szosy, pośród drzew, nad brzegiem potoku. Ceny wzrosły na przestrzeni lat (jedliśmy tam kilka razy podczas wcześniejszych wizyt), ale jedzenie przez cały czas jest tak samo dobre. Warto pamiętać, iż nie można tam płacić kartą. Za to przyjmowane są zarówno euro, jak i złotówki.

Jeśli tworzone przez nas treści są dla Was przydatne, to będzie nam miło, jeżeli postawicie nam wirtualną kawę. W ramach podziękowania, wsparcia i docenienia naszej pracy. Z góry dziękujemy!

Piwniczna-Zdrój – jak dojechać i poruszać się na miejscu?

My oczywiście do Piwnicznej-Zdrój dojechaliśmy z Mazowsza autem. Podróżowaliśmy z dwoma rowerami elektrycznymi i całą masą sprzętu. Była więc to dla nas jedyna, rozsądna opcja. Natomiast atutem Piwnicznej jest fakt, iż przebiega przez nią linia kolejowa łącząca Tarnów z Nowym Sączem i Krynicą. Dzięki temu można przemieszczać się nie tylko między tymi dwoma, większymi miastami, ale też mniejszymi miejscowościami, np. Barcicami, Rytrem, Muszyną czy Wierchomlą Wielką. Przez Piwniczną kursuje też bezpośredni pociąg do Krakowa. Kolej cieszy się tam sporą popularnością. Możecie np. zacząć wycieczkę rowerową/trekkingową w jednym miejscu, a następnie dotrzeć do innego punktu, przez który jeździ pociąg, by za jego pomocą wrócić na punkt startu. Do i przez miasteczka kursują też mniej lub bardziej lokalni przewoźnicy autobusowi. Opcji jest więc sporo.

Post Piwniczna-Zdrój – dlaczego powinniście ją obrać za cel długiego weekendu lub urlopu? pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

Idź do oryginalnego materiału