Piętnaście lat w ciemności: jak moja siostra zamieniła życie na iluzje i teraz domaga się odpłaty

polregion.pl 2 dni temu

Piętnaście lat ślepoty: jak moja siostra zamieniła życie na iluzje, a teraz żąda zapłaty

Moja siostra ma na imię Jowita. Ma 37 lat i od piętnastu lat żyje w pułapce własnych złudzeń. Kiedyś wszyscy próbowaliśmy ją uratować. Mama z tatą błagali, prosili, zastawiali pułapki z troski, żeby wyciągnąć ją z dołu. A teraz… Taty już nie ma, mama ledwo się trzyma, a Jowita dopiero teraz uznała, iż czas się rozwieść. I oczywiście patrzy na nas z nadzieją: no pomóżcie, wspierajcie, nie zostawiajcie.

Wszystko zaczęło się jeszcze w czasach studenckich. Jowita wpadła po uszy w swojego kolegę z roku, zakochanego w sobie „muzyka” o imieniu Krzysztof. Był z tych, którzy nazywają siebie artystami, ale tak naprawdę nigdy nikim nie zostali. Grał w jakiejś podziemnej kapeli, ciągnął się po knajpach, a każdy wieczór w ich „twórczym kręgu” kończył się butelką. Cała rodzina była w szoku. Rodzice błagali Jowitę, żeby się zastanowiła, radzili, by nie śpieszyła się z małżeństwem. Ja też próbowałam ją odwieść, ale nie chciała słuchać. Miłość, jak mówiła, jest najważniejsza.

Wyszła za niego młodo. I od tamtej pory — jakby klątwa.
Krzysztof nie pracował, żył z jej dorywczych zarobków. Uważał się za zbyt wyrafinowanego na „korporacyjną niewolę”. A Jowita ciągnęła wszystko: dom, rachunki, jego pijackie awantury. Mógł rzucić w nią kubkiem, odepchnąć ze złością, ale ona tłumaczyła to jego „wrażliwą duszą”.

Gdy wpadał w kolejny ciąg, Jowita biegła do rodziców. Siedziała u nich tygodniami, prosiła o pieniądze. Już nie wiedzieliśmy, jak na nią wpłynąć. Tata proponował jej przeprowadzkę, mamie było ciężko patrzeć, jak wegetuje z facetem, który nie widzi ani jej, ani ich maleńkiej córeczki.

Tak, urodziła się im dziewczynka. Chora, słaba, wymagająca opieki. Lekarze od razu powiedzieli: mogą być komplikacje. A Krzysztof wtedy pił jeszcze więcej. A Jowita? Została przy nim. Mówiła, iż nie może go zostawić w trudnej chwili. On przecież też cierpi. Dziewczynka nie dożyła roku. A mama wtedy dostała zawału. Miała ataki. Tata jeszcze się trzymał — chciał uratować choć Jowitę. Bez skutku.

Jowita została z Krzysztofem. Minęły lata, urodziła drugie dziecko — syna. Podobno zdrowy chłopak. Ja już wtedy z nią nie rozmawiałam. Zmęczyłam się. Miałam dość bycia świadkiem czyjegoś samozniszczenia. Żyliśmy z mężem swoim życiem, mama czasem opowiadała o wnuku.

A rok temu zmarł tata. Lekarze nie zdążyli — zawał. Mama załamała się, ataki wróciły. Codziennie do niej zaglądam, pomagam, jak mogę. I nagle dzwoni Jowita. Mówi, iż koniec — chce rozwodu. Krzysztof znowu pije, nie chce pracować, alimentów płacić nie zamierza. A ona musi jakoś przeżyć. I oczywiście liczy na naszą pomoc.

— Jestem zmęczona, mam dziecko na głowie, nie mam złotówki. Chcę żyć normalnie — wykrztusiła.

Mama milczała. Tylko oczy spuściła. A ja… nie mogłam się powstrzymać. Wypaliłam jej wszystko: jak próbowaliśmy pomóc, jak nas ignorowała, jak żyła w wymyślonym świecie, gdzie była ofiarą, a wszyscy mieli ją ratować.

— Teraz, kiedy mama potrzebuje pomocy, ty nagle masz problemy? A gdzie ty byłaś, gdy trzeba było słuchać? Gdzie ty byłaś, gdy traciliśmy tatę? Teraz ci się nagle oczy otworzyły?

Jowita pisnęła:

— Jak mi nie pomożecie, nie pozwolę wam widywać się z dzieckiem!

Po tych słowach wypadła do przedpokoju, trzasnęła drzwiami. Pewnie bym ją dogoniła, ale mama znów złapała się za serce. Wezwałam karetkę, leżała blada jak ściana, nie mogła dojść do siebie. Zasnęła dopiero nad ranem. Boli mnie to, co dzieje się z mamą. Żal mi siostrzeńca. Ale nie Jowity.

Sama wybrała tę drogę. Sama zamieniła pomoc na iluzje. Teraz, gdy wszystko się rozpadło, szuka winnych. A ja nie chcę już być ratownikiem. Zmęczyłam się.

Jeśli jeszcze raz ją zobaczę — nie wiem, czy się powstrzymam…

Idź do oryginalnego materiału