Pierwszy dzień zimy przynosi kłopoty: praca w złej pogodzie.

polregion.pl 1 dzień temu

Pierwszy dzień zimy zaczął się nie najlepiej. Agnieszka musiała iść do pracy, a pogoda była okropna. Padał śnieg z deszczem, temperatura spadła do zera – ani zimowych, ani jesiennych ubrań.

Kurtka odpadła, musiała wdziać puchową kurtkę i ciepłe buty. To był jej pierwszy dzień pracy po długiej przerwie. Latem, szczęśliwa z Michałem, nierozważnie rzuciła pracę na jego namowy. Kochanek kupił bilety nad morze, a szef nie chciał jej wypuścić. Więc napisała wypowiedzenie…

Wtedy niebo zdawało się wysadzane diamentami… Agnieszka była pewna, iż na plaży usłyszy oświadczyny. Po co jej w takim razie praca? Michał zapewni im byt, a jej grosze nie będą miały znaczenia.

Marzyła o ślubie, dziecku i życiu w jego pięknym domu. Ale teraz klęła swoją nierozwagę! Żadnych oświadczyn nie było – tylko restauracyjne kolacje, kilka pięknych nocy i powrót do rzeczywistości.

Nie odszedł od razu – przez pół roku wmawiał jej, iż ich związek ma przyszłość. W końcu tydzień temu Agnieszka nie wytrzymała i spytała o jego plany.

– Nie najlepsze, Agniszko – odparł. – Chcę wrócić do byłej żony. Mamy z ojcem wspólny biznes, a on zachorował. Zapowiedział, iż wszystko przejdzie na mojego syna, a żona będzie zarządzać do pełnoletności. Ale jeżeli odbuduję rodzinę, wszystko trafi do mnie i syna. Twarde warunki. Wybacz, kochanie…

Potem poszła zwykła paplanina o miłości i smutku rozstania. Jak to on biedny, bezsilny, bez wpływu…

Agnieszka zarzuciła na ramiona jego ostatni prezent – ciepłe futro – i rzuciła krótko:
– Do widzenia!

I zniknęła z jego życia. Michała nie żałowała – żal było straconego czasu.

Musiała przełknąć „żałobę” i wrócić do dawnej pracy – błagać dyrektora, by ją przyjął.

Po krótkiej rozmowie z koleżankami siedziała pod gabinetem szefa. Trwało poranne zebranie. Przez zamknięte drzwi słychać było jego podniesiony, gniewny głos – pewnie kogoś opieprzał za błędy.

Gdy wszyscy wyszli, Agnieszka niepewnie weszła i uśmiechnęła się promiennie. Wyłożyła swoją prośbę: nie może żyć bez pracy, a życie osobiste się nie układa.

Szef – choć od dawna jej nieobojętny, ale szczęśliwie żonaty – spojrzał ze współczuciem i odparł:
– Nikogo bym nie przyjął z powrotem. Ale panią tak. Tylko nie na dawne stanowisko – proszę się nie obrażać, ono jest zajęte. Zostanie moją sekretarką? Małgorzata idzie na macierzyński od pierwszego grudnia. Ale dyscyplina! Żadnych nieplanowanych urlopów!

Musiała się zgodzić. I oto jej pierwszy dzień: ołówkowa spódnica, biała bluzka, dyskretny makijaż, starannie uczesane włosy. Buty na zmianę wzięła do plecaka, by przebrać się w biurze.

Spieszyła na przystanek, gdy dostała SMS od szefa:
„Proszę przyjść wcześniej. Awaryjne zebranie”.

Spojrzała na zegarek – wcześniej się nie da. Musiała zamówić taksówkę. Zatrzymała się, by wybrać numer, gdy nagle potrącił ją chłopak na deskorolce! W taką pogodę!

Znaleźli się oboje na ziemi. Kurtka w błocie, rajstopy w strzępach, telefon gdzieś na jezdni.

Ale to dało się naprawić – gorzej, iż chłopak wyglądał na poturbowanego. Łapał się za nogę.

Ktoś podał jej telefon. Przyjechało pogotowie.
– Kto pojedzie z chłopcem? – spytał lekarz. Wszyscy nagle spuścili wzrok.

Musiała jechać Agnieszka.

Podniosła deskorolkę, zerwany szkolny plecak i wsiadła do karetki. W szpitalu, gdy chłopca badano, jej telefon ożył.

Pięć nieodebranych od szefa. Dzień pracy – nie mówiąc o zebraniu – już się zaczął. Zadzwoniła – nie odebrał. Za chwilę przyszło SMS:
„Nie martw się. Zmieniłem zdanie. Powodzenia w poszukiwaniach”.

I tak skończyła się jej kariera. Łzy napłynęły do oczu, ale się powstrzymała. Coś jeszcze! Pracę sekretarki i tak znajdzie.

Choć… Nie zdążyła dokończyć myśli, gdy wyprowadzono chłopca.
– Nie martw się, mamo. Nie tak źle. Ale to lekkomyślne pozwalać dziecku jeździć w taką pogodę…
– Przepraszam, nie jestem mamą. Spieszymy się. Dziękuję za pomoc – odparła Agnieszka i posadziła chłopca obok.

Miał ze czternaście lat.
– Jak się czujesz? Gdzie mieszkasz?

Podał adres, zamówiła taksówkę. W międzyczasie wykręcił numer:
– Babciu, nie martw się… Jeździłem na deskorolce i… Wracam do domu.

Słyszała płacz w słuchawce, ale właśnie podjechała taksówka.

Miał na imię Kuba, ubrany był przyzwoicie – widać, iż nie z biednej rodziny. Dlaczego zadzwonił do babci, a nie rodziców?

– Tata jest w delegacji – wyjaśnił. – Zostawił mnie z babcią.

Podjechali pod dom – na progu czekała zdenerwowana kobieta. Agnieszka krótko wyjaśniła sytuację i została zaproszona na herbatę.

Nie odmówiła. Mieszkanie było czyste, zadbane. Z rozkoszą objęła dłońmi gorącą filiżankę, a babcia łajała wnuka:
– Wziąłeś tę „deskę” bez pytania i proszę – efekt!

Wymienili się numerami i w końcu się pożegnali.
– Zadzwonię, sprawdzę, jak się masz. jeżeli będziesz potrzebował pomocy – dzwoń – powiedziała Agnieszka i wyszła.

A adekwatnie nie miała dokąd iść. Dzień pracy – i kariera sekretarki – legły w gruzach.
– Może to i lepiej – pomyślała i pojechała do domu.

Cały tydzień spędziła na przeszukiwaniu internetu w poszukiwaniu pracy. Oferty były, ale albo za daleko, albo głodowa pensja, albo wymagane dodatkowe kursy.

Nic jej nie pasowało, aż w końcu tygodnia postanowiła zadzwonić do Kuby. Wcześniej dzwoniła kilka razy. Ale on ją uprzedził – zadzwonił dzień wcześniej:
– Agnieszko, cześć! To Kuba. U mnie super, nie martw się. Tata wrócił. Wszystko gra. Chciałem cię zaprosić na urodziny w sobotę. Dasz radę?

Na początku się zawahała, ale pomyślała – czemu nie? Podobał się jej ten chłopak. I babcia miBabcia uśmiechnęła się znacząco, gdy po roku Agnieszka i Kuba stali pod ślubnym baldachimem, a Michał przeglądał w samotności zdjęcia z wakacji, które w końcu straciły dla niego blask.

Idź do oryginalnego materiału