Bardzo potrzebowałam tego urlopu. Miałam za sobą cholernie trudne miesiące. W pracy audyt, zwolnienia, reorganizacja. Utrzymałam się na powierzchni, bo pracuję w firmie od dawna i jestem lojalna. Może też szef nie zwolnił mnie z litości znając moją sytuację. Rozwód, niezbyt przyjemny, przeprowadzka, oszczędzanie. Mąż płacił alimenty, ale nie jakieś ogromne i uznał, iż skoro je płaci to już w niczym partycypować nie musi, a przecież dziewczyny rosną, potrzebują co chwila nowych ubrań, butów, przyborów do szkoły. Lenka nosi okulary, jest pod opieką poradni specjalistycznej. Marysia potrzebuje rehabilitacji na basenie iż względu na kręgosłup. Musiałam więc zaciskać pasa. Przyszły wakacje, dziewczyny najpierw były na półkoloniach, a potem miały jechać z moim byłym mężem na działkę jego rodziców. Ucieszyłam się, na kolonie nie byłoby mnie stać.
I wtedy zadzwoniła do mnie siostra, proponując wyjazd rodzinny nad morze. Najstarsza córka stwierdziła, iż nie chce lecieć, więc Magda pomyślała o mnie. Najpierw odmówiłam, ale Magda nalegała. Domek był opłacony, miałam zabrać jakieś jedzenie, transport też przecież był. Co będę siedzieć sama w bloku? Dziewczyny świetnie się bawiły u taty, w pracy było luźniej. Spakowałam więc torbę, zrobiłam trochę jedzenia, wzięłam jakieś przetwory i pojechaliśmy.
Niewielki ośrodek z domkami kilkuosobowymi, niedaleko morza. Obok kemping, las, ścieżki do spacerów i mała turystyczna miejscowość. Pogoda piękna. Wzięłam ze sobą kilka książek, nie chciałam się naprzykrzać siostrze. Dwójka jej młodszych dzieci nie potrzebowała już tyle opieki co kiedyś. Miałam w końcu chwilę dla siebie. Spałam na dole. Oni wszyscy na górze. Miałam do dyspozycji małą łazienkę z prysznicem, oni u góry większą z wanną. Zresztą z prysznica korzystali też chłopcy. Rano jedliśmy śniadanie i planowaliśmy dzień. To znaczy, planowała Magda. Jej mąż ugodowy, dopasowywał się do jej pomysłów.
Plaża? Tak Madziu.
Ognisko? Oczywiście kochanie.
Spacer? Ok, możemy iść.
Z chłopcami się bawił. Po zakupy chodził. Nie narzekał. Był uśmiechnięty. Z innymi wczasowiczami nawiązał serdeczne kontakty. Zawsze myślałam, iż Krzysiek to ciamajda, pantofel, a on po prostu był zgodny, nie lubił konfliktów, Magdę kochał i cieszył się, gdy jest szczęśliwa. Mój eks mąż był inny, wiecznie niezadowolony, iż dziewczynki są głośno, iż chcą frytki, iż chcą do morza. Nie miał do nich cierpliwości. Po rozwodzie zmiękł nieco, może zatęsknił. Nie wiem. Wiem jednak, iż nigdy wobec mnie i naszych córek się tak nie zachowywał. Imponował mi bo był taki charyzmatyczny, inteligentny, pewny siebie. W jego zawodzie te cechy były przydatne, ale w życiu rodzinnym niekoniecznie.
Czas płynął leniwie. Chodziłam czasami z Magdą i jej rodziną na plażę. Czasem zostawałam w domku, gdy oni szli do miasteczka. Czytałam, spacerowałam, opalałam się i chcąc nie chcąc obserwowałam innych.
W naszym ośrodku było kilka rodzin. Ci najbliżej nas, starsi państwo, spokojni. W karty grali często. On rano biegał. Ona szła z kijkami. Zawsze razem. Do sklepu, na plażę, na ognisko. On pijał piwo. Ona wino czerwone. On robił jej kawę, ona mu naleśniki smażyła, bo jak mawiał Pan Henryk: „Te z miasteczka niejadalne”. Miło się na nich patrzyło. Inne pokolenie, które dba o słowo sobie dane, które pewnie nie raz mieli się rozstać, ale tego nie zrobili. Pewnie wiara, tradycja, przekonania. Kiedyś rozwodu się nie brało, ale Pan Henryk z panią Grażynką nie wyglądali na nieszczęśliwych. Wręcz przeciwnie.
Kolejny domek. Małgosia i Piotrek z nastoletnią córką. Małgosia była cichutka, Piotr natomiast nie. Od rana z piwem koło południa już czerwony na twarzy. Rzucał żartami, niekoniecznie śmiesznymi. Małżonka uciszała go, a on im ona bardziej naciskała, tym on głośniej reagował. Majka, ich córka wiecznie ze słuchawkami na głowie i gumą do żucia sprawiała wrażenie, iż jej nic nie interesuje. W rzeczywistości jednak pomagała matce ojca położyć na kanapie i przytulała ją, czując wstyd za Piotrka. Nigdy nie widziałam jej uśmiechniętej. Nie nawiązała z nikim żadnej relacji. Gdy ojciec spał szła samotnie na plażę, siadała na piasku i wpatrywała się w dal. O czym myślała, tego nie wiem. Wiem jedynie, iż bardzo mi jej i Małgosi było szkoda.
W domku po lewej niejaka Marta, mniej więcej w moim wieku, razem z mamą i czwórką dzieci. Jak ona je ogarniała, to nie wiem. Małe wampiry energetyczne, przekochane, wiecznie w ruchu, głodne, piszczące nie dawały matce i bance ani chwili spokoju. A te wiecznie coś im dawały do jedzenia, szły z nimi na plażę, bawiły się z nimi. Czy te kobiety w ogóle były w stanie wypocząć? Chyba tylko śpiąc, ale i tak niedługo, bo dzieciaki o szóstej już były zwarte i gotowe.
W najmniejszym domku mieszkała młoda para, niedawno wzięli ślub. Piękni, zakochani, radośni i tak szalenie jeszcze niewinni i nieświadomi. Cudnie się na nich patrzyło, jak chodzili za rękę, on ją brał na barana, gdy biegli na plażę, a raz w nocy obudzili mnie swoim śmiechem, bo właśnie wykąpali się nago w świetle księżyca. Byli ufni, jeszcze niezmęczeni sobą i rutyną.
Przy wejściu do ośrodka mieszkał mężczyzna, który ponoć przyjeżdżał tu co roku. Trochę stróżował, był znajomym właściciela. Daniel. Wszyscy go tu znali. Wysoki, dobrze zbudowany. Nie zwróciłam na niego szczególnej uwagi, ale raz gdy uspokajał awanturującego się Piotra, który po paru piwach był bardzo skory do bójki i wyjątkowo odważny, czymś mnie ujął. Spojrzeniem, opanowaniem, pewnością siebie, ale całkowicie inną niż ta mojego byłego męża. Nie był narzucający, apodyktyczny. Mówił spokojnym i zdecydowanym głosem. Piotr się chwilę rzucał, ale gdy Daniel go przytrzymał i powiedział, żeby wstydu żonie i córce nie przynosił, ten się ogarnął, nagle otrzeźwiał. Może do niego dotarło? Może nie chciał przegrać niehonorowo? Odszedł. A ja akurat idąc na plażę i będąc świadkiem tego wszystkiego, napotkałam spojrzenie Daniela. Przeraźliwie smutne, a jednocześnie piękne. Leżąc na piasku, nie mogłam się skupić. Ten wzrok mnie oczarował. Uznałam jednak, iż przecież nic z tym nie zrobię. Nie znam człowieka. Nie mam w zwyczaju podrywać mężczyzn, poza tym mentalnie chyba przez cały czas byłam mężatką. Nie patrzyłam na innych facetów jak na potencjalnych kandydatów. Nie chciałam związku. Chciałam spokojnej głowy, oddechu. Ale ciało i podświadomość miały inne potrzeby.
Tego dnia zostałam sama w domku. Magda z Krzyśkiem i dziećmi pojechali na wycieczkę do miasteczka, bo miał być tam jakiś festyn. Prawie wszyscy z ośrodka tam się wybrali. Miało ich nie być cały dzień. Ja wolałam zostać. Nie miałam żadnych planów. Funkcjonowałam tu sobie spontanicznie i spokojnie. Rano śniadanie, prysznic, spacer po lesie i plaży. Pogoda się zmieniała. Zapowiadali opady, nie oddalałam się wiec zbytnio, by móc w razie czego zdążyć. Deszcze złapał mnie na plaży. Był ciepły, miarowy. Nie uciekałam do domku. Wracałam wolnym krokiem czując każda kroplę na sobie. Gdy dotarłam do lasu, rozpętała się burza, wtedy zaczęłam biec. Tuż przed bramą ośrodka potknęłam się bodajże o konar i wyłożyłam się jak długa. Wtem jak spod ziemi wyrósł on – Daniel. Nic nie mówiąc, podał mi rękę, pomógł wstać, następnie chwycił w pasie bym mogła się oprzeć na jego ramieniu i dokuśtykać do domku. Nie pytał o nich. Po prostu poszliśmy do niego. Domek mniejszy niż nasz, przytulny, znacznie bardziej. choćby miał kominek w środku. Mały aneks, stół, kanapę, telewizor, stolik kawowy i fotel. Wnętrze było ciepłe. Nie spodziewałam się, iż facet może mieć taki gust. Usiadłam na fotelu, zrobił mi herbaty. Mówił mało. Patrzył tylko tymi smutnymi i pięknymi oczami. Usiadł obok, też z kubkiem herbaty. Zapytał o kolano. Gdy odsunęłam materiał sukienki jeszcze krwawiło. Nie pytając mnie o nic, Daniel poszedł po apteczkę, przyklęknął i je opatrzył. I nie wstawał. Tkwił tak chwilę, a ja nie wiem czemu pogładziłam go po krótko przystrzyżonych włosach. Mógł być w moim wieku. Czułam jego oddech na kolanie. Spokojny, delikatny. Dotknął mnie dłonią po łydce, a ja, znów nie poznając siebie, wzięłam jego twarz w obie dłonie, spojrzałam w te piękne oczy i zsunęłam się na podłogę. Gdyby jeszcze kwadrans wcześniej ktoś mi powiedział, iż będę się z nim kochać, nie uwierzyłabym. Ja? Ułożona mężatka, wzorowa żona, co prawda już była, ale tak odzwyczajona od mężczyzn, iż zapomniała o swojej kobiecości.
Z Danielem było mi inaczej. Po prostu mu się oddałam, działam instynktownie, poddawałam jego dotykowi, pieszczotom. Nie spieszył się, delektował się mną, choć widziałam jak bardzo jest głodny kobiecego ciała. Obserwował jak reaguję, czekał, widział jak jestem spięta i jak powoli mięknę. Nie poznawałam samej siebie. Mój seks małżeński, wyuczony, rutynowy, niemal zawsze taki sam, był zupełnie inny od tego, co przeżywałam niemal z obcym człowiekiem, który zdawał się znać moje potrzeby znacznie lepiej niż mój mąż. Tak dobrze nie czułam się od dawna. Kochaliśmy się dwa razy, w międzyczasie rozmawiając krótko. Gdy wróciłam do domku nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Na dworze lało, a we mnie świeciło słońce. Na szczęście gdy Magda z ekipą wróciła byli tak zmęczeni, iż niczego nie zauważyli. Śmiali się tylko, iż pewnie się wynudziłam. Przytaknęłam i sięgnęłam po książkę, jednak w ogóle nie mogłam się skupić. W nocy nie mogłam spać. Nad ranem poszłam na plażę, jeszcze pełna emocji. Chyba podświadomie chciałam spotkać tam Daniela, który przecież wszystko i wszystkich widział. I faktycznie spotkałam. Poszedł za mną. Przytulił. Wiedział, iż rano wyjeżdżam. Na plaży było jeszcze pusto, poszliśmy nieco dalej w bardziej ustronne miejsce i znów się kochaliśmy tak jak się czasem o taki seksie na piasku marzy.
Wróciliśmy osobno. Trzeba było się pakować. Patrzyłam z okna na innych wczasowiczów. Nasze życia tak różnie się poukładały. Magda się dopasowała z mężem. Pani Grażynka z panem Henrykiem nauczyli ze sobą żyć. Małgosia była nieszczęśliwa z Piotrem i musiałam zdobyć się na odwagę, by albo odejść albo przekonać go do terapii. Nowożeńcy byli upojeni szczęściem dopiero u progu wspólnego życia. Marta okazała się być wdową dzielnie wychowującą gromadkę dzieci. Ja świeżo upieczoną rozwódką, która w ciągu kilku dni się uspokoiła, wypoczęła, przestała bać się życia, uwierzyła we własna kobiecość. Wiedziałam, iż z Danielem przyszłości mieć nie będę. Inne historie, inne życia, które na moment przecięły się w ekstazie. Byłam mu szalenie wdzięczna. Nie wyszedł się pożegnać. Ja poszłam do niego. Oczy miał przez cały czas smutne, ale jakieś takie mieniące. Podziękowałam mu. On chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo mi pomógł.
Napisał SMS po kilku dniach. Pewnie wziął namiary od właściciela. Ja jeszcze nie wiem, co z tym dalej zrobię. Na związek nie jestem gotowa. On także po traumatycznych przeżyciach powoli się otwiera i nie wie, na co jest gotów. Mimo to, bez względu na wszystko, oboje sobie jesteśmy sobie wdzięczni. Pomogliśmy sobie zupełnie nieświadomie. A przy okazji przeżyliśmy naprawdę dobry seks.