– Córeczko, mam pieniądze – zadzwoniła rano mama. – Planujcie wesele marzeń, żeby teściowa nie mogła powiedzieć, iż jej syn przyprowadził do domu jakąś byle kogo.
Orysia była bardzo szczęśliwa, kiedy Maks w końcu się oświadczył. Nikt nie wierzył, iż to się wydarzy. Maksymilian – chłopak z zamożnej rodziny, właściciel sieci sklepów, aktywny w polityce i biznesie. W wieku trzydziestu lat miał wszystko, o czym wielu mogłoby tylko pomarzyć.
Poznał Orysię na jednym ze spotkań młodych działaczy. Ona właśnie skończyła dziennikarstwo. Coś w niej – może skromność, może sposób bycia – od razu go ujęło. Nawiązali relację.
– Ty nie jesteś dla niego – powtarzała matka dziewczyny. – On cię zostawi, takich jak ty miał już dziesiątki.
– Mamo, on mnie kocha. Jest inny – mówiła Orysia, próbując uspokoić nie tylko mamę, ale i siebie.
Gdy Maksymilian w końcu poprosił ją o rękę, wszyscy odetchnęli z ulgą. Ale to był dopiero początek.
Wesele było huczne. Choć Orysia nie przestawała się zastanawiać, skąd mama wzięła pieniądze.
– Córeczko, znajoma zaprasza mnie do pracy we Włoszech. Podobno dobrze płacą. Może czas spróbować. O ciebie już się nie martwię – powiedziała matka.
Orysia zrozumiała, iż mama pożyczyła pieniądze i wyjeżdża, żeby je spłacić.
Pierwszy rok małżeństwa był jak z bajki. Urodził się syn – nazwali go Mateuszkiem. Rok później pojawiła się na świecie córeczka – Zosia.
Z dwójką małych dzieci Orysi było coraz trudniej. Maksymilian ciągle w pracy, mama wciąż za granicą. Zdarzały się dni, iż Orysia nie wiedziała, czy w ogóle dziś coś zjadła. Cały czas poświęcała dzieciom. O sobie zapomniała całkiem.
Z tamtej dziewczyny, którą kiedyś pokochał Maks, zostały tylko wielkie brązowe oczy.
Mąż coraz częściej zostawał po godzinach, czasem choćby nie wracał na noc. Tłumaczył się „interesami”. Orysia milczała i znosiła to, jak umiała.
– Może byś się choć trochę umalowała, jak wychodzisz z dziećmi na spacer. Znajomi mówią, iż cię nie poznają – rzucił kiedyś przy śniadaniu.
Jak zwykle, wyszedł „do pracy”. A Orysia po prostu się rozpłakała. Kiedy miała malować rzęsy, skoro całe dnie i noce przy dzieciach?
Pół roku później Maks oznajmił, iż odchodzi. „Nigdy do siebie nie pasowaliśmy – powiedział. – Od początku było wiadomo, iż jesteś nie z mojej ligi.”
Nową „odpowiednią” partnerkę znalazł błyskawicznie – 20-letnia piękność, zawsze idealnie wystylizowana, jak z katalogu.
Orysia z dziećmi wróciła do mieszkania mamy. Maks powiedział, iż dzieci nie porzuca, ale jego status wymaga „bardziej reprezentacyjnej” żony.
– Nie martw się, córeczko – zadzwoniła mama z Włoch, gdy tylko usłyszała, co się stało. – Damy radę. Pomogę, ile tylko będę mogła. Dzieci to Boży dar – a i małe nie będą wiecznie.
A Maks? Bóg mu sędzią. Ty jeszcze znajdziesz swoje prawdziwe szczęście.