Pięć lat temu moja sąsiadka pochowała swojego męża weterana i została sama.

polregion.pl 2 godzin temu

Pięć lat temu moja sąsiadka pochowała swojego męża weterana i została zupełnie sama. Było to pięć lat temu. Pani Halina, moja sąsiadka, właśnie straciła męża, byłego żołnierza, i znalazła się w pustce. Nie mieli dzieci. Starsza kobieta bez przerwy myślała o swoim ukochanym Stanisławie.

Pobrali się tuż przed wojną. Potem Stanisław poszedł na front, a wierna Halina cierpliwie na niego czekała. Wrócił żywy, ale stracił lewą dłoń. Kochał ją nad życie i zawsze obiecywał, iż będzie ją chronił przed złem. Nie dotrzymał słowa. Odszedł, zostawiając ją samą.

W rocznicę śmierci męża do jej domu wprowadził się wielki czarny kot. Pojawił się w środku nocy, jakby znikąd, żałośnie miaucząc pod drzwiami. Na dworze szalała zamieć, wiatr wył, ale jakoś pani Halina usłyszała jego wołanie. Wyszła i znalazła nieznajomego kota. Wzruszona, wpuściła go do środka i nalała trochę mleka.

Kot jednak odmówił jedzenia. Z dumą obszedł wszystkie pokoje, jakby sprawdzając teren. Wreszcie wskoczył na poduszkę pani Haliny, zaczął mruczeć i natychmiast zasnął.

Nie miała serca go wyrzucić. Zasnęła obok niego. Rano przyjrzała mu się dokładniej. Był zadbany i najedzony, zupełnie jakby miał dom. Czarnego jak heban, z ogromnymi zielonymi oczami i królewską postawą. Jeden szczegół przykuł jej uwagę brakowało mu palców w przedniej lewej łapie, jakby zostały oderwane.

Jak mój Stanisław! wybuchnęła płaczem. Kot w tym czasie wskoczył jej na kolana i zaczął mruczeć.

Muszę ci jakoś nadać imię Może Filemon? powiedziała cicho, drapiąc go za uchem. Kot drgnął i spojrzał na nią tak intensywnie, iż aż się wystraszyła.

JEGO OCZY BYŁY LUDZKIE! NIE JAK LUDZKIE, ALE NAPRAWDĘ LUDZKIE!

Widzę, Filemon ci nie pasuje. To może Teodor? Ładne imię! powiedziała szybko. Kot zamiauczał z niezadowoleniem, zeskoczył i zaczął drapać sofę.

Dobrze, dobrze. Nie dam ci imienia. Będziesz po prostu Kotem. Ale zostaw kanapę w spokoju, proszę poprosiła grzecznie. Kot mruknął coś niezrozumiałego, przestał i z godnością oddalił się do sypialni.

Tak zaczęło się ich wspólne życie pani Haliny i Kota. Często ją odwiedzałem, a ona opowiadała mi niesamowite rzeczy o swoim kocie!

Po pierwsze Kot ją leczył. Po śmierci męża pani Halina miała zawał i często bolało ją serce. Ale gdy tylko się położyła, Kot wskakiwał jej na pierś, mruczał i zasypiał. Ból znikał, jakby nigdy nie istniał!

Pewnego dnia zdarzyła się dziwna historia. Pani Halina leżała, odpoczywając, a Kot mruczał obok niej i drzemał. Nagle ktoś zapukał. Wstała, by otworzyć, a Kot podążał za nią. To był Jan, miejscowy pijak i awanturnik. Wepchnął nogę w futrynę, przeklinał i żądał pieniędzy na wódkę. Pani Halina próbowała odmówić, ale on stawał się coraz bardziej agresywny. W końcu wyzwał ją i znieważał pamięć jej zmarłego męża.

Nagle Kot warknął i rzuł się na niego. Jan odepchnął go, ale Kot wrócił i niemal skoczył mu do gardła. Przeklinając, mężczyzna stracił równowagę i odszedł. Kot spojrzał znacząco na panią Halinę swoimi LUDZKIMI OCZAMI, uniósł dumnie ogon i oddalił się, jakby mówiąc: Sprawa załatwiona.

Pewnego dnia pani Halina wybierała się do urzędu po drewno na opał i poprosiła, bym jej towarzyszył. Mieliśmy jechać autobusem do miasta. Zgodziłem się i wczesnym rankiem zajrzałem do niej.

Siedziała na łóżku w szlafroku, wyglądając na zmieszaną.

Pani Halino, dlaczego nie jest pani gotowa? gwałtownie się ubierzmy, może złapiemy jakiś transport nalegałem.

Mój drogi, nie pojadę. Wybacz odpowiedziała cicho.

Dlaczego?

Nie wiem, jak to powiedzieć Nie śmiej się Kot zabronił mi jechać.

Jak to?! Wziąłem wolne, a pani mówi o kocie! Proszę się zbierać! zirytowałem się.

Posłuchaj. Wczoraj wszystko przygotowałam i poszłam spać. Śniło mi się, iż Kot do mnie mówił. Tak jak ty teraz. Patrzył na mnie i powiedział:

Zostań w domu, Halina. Nie wychodź jutro.

Zaniemówiłam! Nie tylko dlatego, iż Kot mówił! Nazwał mnie Haliną! Tylko mój Stanisław tak mnie wołał! A GŁOS BYŁ IDENTYCZNY JAK JEGO!
Potem Kot zaczął nucić piosenkę. Tę, którą Stanisław uwielbiał:
W górach, hen, daleko,
gdzie złoto w ziemi drzemie
Pamiętasz, Halinko, śpiewałem ją, idąc na wojnę?

Mimo wszystko zebrałam się na odwagę i zapytałam:
Stanisławie, to ty?!
W pewnym sensie tak! Widzę, jak ci ciężko samej, więc wróciłem
Powiedz swojej siostrzenicy Zosi, żeby nie szła na operację. Nie przeżyje

I wtedy się obudziłam

Byłem w szoku. Stałem w milczeniu, łapiąc powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.

W końcu pomyślałem:
Pani Halino, czy czuje się pani dobrze? Może wezwać karetkę? Może ciśnienie?

Czuję się lepiej niż kiedykolwiek, mój drogi! Rozmawiałam z moim Stanisławem! odpowiedziała, uśmiechając się przez łzy.

Zmierzyłem jej ciśnienie. Było idealne!

Od tego dnia pani Halina zaczęła nazywać kota Stanisławem. I co dziwne Kot natychmiast reagował na to imię!

Przepowiednie pani Haliny (a może Kota?) spełniły się. Autobus, którym mieliśmy jechać, niemal się rozbił. Był ślisko, kierowca stracił kontrolę. Na szczęście nikt nie zginął, ale było wielu rannych. Zbieg okoliczności? Może. Tydzień później pani Halina dostała drewno na opał.

Poprosiła, żebym ostrzegł Zosię, siostrzenicę Stanisława, by nie poddawała się operacji. Ale Zofia nie posłuchała i zmarła na stole operacyjnym.

CZY TO TYLKO ZBIEG OKOLICZNOŚCI?! Nie sądzę.

Tak żyli A gdy pani Halina odeszła w spokoju w wieku 94 lat, Kot o śnieżnobiałej już sierści pozostał na jej grobie, dopóki sam nie zasnął na wieki, wierny do końca, jak przysięgał.

Idź do oryginalnego materiału