Pięć lat synowie się nie pojawiali: wystarczyło wspomnieć o spadku, a już się stawili.

polregion.pl 2 miesięcy temu

Pięć lat moi synowie nie dawali znaku życia, ale gdy tylko wspomniałam, iż chcę przepisać mieszkanie siostrzenicy — nagle się zjawili.

Mam dwóch synów, troje wnuków, dwie synowe — a jednak żyłam jak samotna staruszka. Wystarczyło, iż powiedziałam o przekazaniu mieszkania siostrzenicy, by nagle wszyscy przypomnieli sobie, iż mają matkę. Przybiegli, urządzili awanturę. I stało się jasne jak słońce — chodzi im tylko o te cztery ściany.

Gdy moi chłopcy się urodzili, myślałam, iż będą oparciem na starość. Oczywiście, pomyliłam się. To nie moje dzieci się mną zajmują, tylko siostrzenica — która, nawiasem mówiąc, ma własnych rodziców: mojego brata i jego żonę.

Pewnie gdzieś zawiniliśmy z mężem, nie potrafiliśmy wychować porządnych ludzi. Dopóki ich ojciec żył, czasem mnie odwiedzali. Ale gdy odszedł — zniknęli. Już pięć lat ich nie widziałam.

A mieszkają przecież w tym samym mieście. Nie za miedzą, ale zaledwie czterdzieści minut autobusem. Obaj żonaci, obaj z rodzinami. Mam dwóch wnuków i wnuczkę, której nigdy choćby nie trzymałam na rękach. A samotnie jest ciężko — nogi bolą od wieku, po urazie ledwo chodzę. Telefon do dzieci to prawdziwa saga. Za każrazem – same obietnice: „Wpadniemy wkrótce, pomożemy”, ale na słowach się kończy.

Idź do oryginalnego materiału