Byłyśmy z Anną sąsiadkami przez wiele lat. Była dobrą kobietą, zawsze uśmiechniętą, życzliwą, z małymi dziećmi na rękach, które nosiła jak prawdziwa troskliwa matka.
Jej mężem był Aleksander – spokojny, pracowity człowiek, zawsze gotowy pomóc komuś z sąsiadów.
Mieli, zdawałoby się, zwyczajną rodzinę: dwoje dzieci, wspólne gospodarstwo domowe, dom, w którym zawsze panował porządek i przytulna atmosfera, bo Anna była prawdziwą gospodynią.
Zawsze zastanawiałam się, jak udawało jej się łączyć opiekę nad dziećmi i obowiązki domowe z takim optymizmem i lekkością.
Wszystko jednak zmieniło się pewnego dnia, gdy Anna nagle zniknęła.
Na początku Aleksander nie rozumiał, co się stało. Nie wiedział, dokąd poszła, dlaczego nie odbiera telefonów.
Minęło kilka tygodni, a o tej sprawie zaczęło mówić całe nasze podwórko. Słyszałam od różnych ludzi, iż Anna wyjechała za granicę z jakimś mężczyzną do pracy, iż podobno od dawna się spotykali i iż go kocha.
„I co teraz zrobisz?” – zapytałam Aleksandra, gdy spotkaliśmy się pewnego ranka na schodach.
Wyglądał na zrezygnowanego, z nieco wychudzoną twarzą. Sprawiał wrażenie, jakby spał tylko kilka godzin na dobę, starając się każdego dnia utrzymać dom w porządku i opiekować dziećmi, nie mówiąc im całej prawdy o matce, która wyjechała i ich zostawiła. Wymyślał o niej jedynie dobre historie.
„Nie wiem, Marto” – westchnął. – „Może wróci, nie wiem. Ale na razie muszę sobie radzić sam. Dokąd pojechała, dlaczego jej tak długo nie ma – nie rozumiem. Wiem, iż ma już kogoś innego, ale mogła chociaż coś mi wyjaśnić. Dlaczego nie chciała porozmawiać szczerze? Nie rozumiem tego zupełnie.”
Czas mijał, i gdzieś po pół roku Aleksander dowiedział się, iż Anna przeprowadziła się do Portugalii. Nie była już z tym mężczyzną, z którym wyjechała na początku. Okazało się, iż ich związek się nie udał, a Anna znów była samotna.
Jak się okazało, miała wystarczająco dużo czasu, by zrozumieć, iż wszystko to było błędem.
I oto teraz, rok po tym, jak Anna opuściła dom, dowiedziałam się, iż wróciła do naszego miasteczka.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją na ulicy, wyglądała na wychudzoną, zmęczoną, ale z iskrą w oczach, której nie zauważyłam rok temu. Przywitała się ze mną, a ja od razu zrozumiałam – coś się zmieniło.
„Marta, cześć. Wróciłam” – powiedziała, patrząc na mnie z pewną winą, ale i nadzieją.
Byłam, delikatnie mówiąc, bardzo zaskoczona, ale starałam się tego nie pokazywać. Gdzieś w głębi duszy wiedziałam, iż Aleksandrowi będzie bardzo trudno przyjąć żonę z powrotem.
Może choćby wybaczyć jej będzie ciężko, bo przecież to nie jest łatwe – zostawić dzieci, rodzinę dla kogoś innego.
„Przecież widzisz, jak z nim żyliśmy. Dzieci rosną, Aleksander sam, ciężko mu, a ja… Ja byłam naiwna, jeszcze młoda, i w wielu rodzinach takie błędy się zdarzają. Niestety, nie chcę się usprawiedliwiać, wiem, iż postąpiłam źle, ale stało się, jak się stało, nic nie da się cofnąć. Popełniłam błąd, ale zrozumiałam, iż on jest dla mnie jedyny, a dzieci – to moje dzieci. Nie mogę tak dłużej, nie mogę żyć bez nich. Chcę to wszystko naprawić” – powiedziała, a jej głos drżał.
„Rozumiem. Ale czy pomyślałaś, jak on to przyjmie?” – odpowiedziałam, starając się być szczera. – „Przecież wiesz, iż może ci tego nie wybaczyć. Wiem, jak bardzo to go bolało.”
Anna milczała. Nie mogła zaprzeczyć, iż przysporzyła Aleksandrowi cierpienia. Było mi jej żal, bo widziałam, iż naprawdę żałowała swojego czynu, ale mogło być na to wszystko za późno.
Kilka dni później słyszałam, jak Anna rozmawia z krewnymi. Prosili Aleksandra, by jej wybaczył, mówiąc, iż była wspaniałą żoną i matką, i iż warto zawalczyć o rodzinę.
„Aleksandrze, przecież wiesz, jaka była. Zawsze wkładała tyle sił i czasu w dzieci, w dom. A potem po prostu się zakochała. To się zdarza w wielu rodzinach, ale nikomu nie będzie lepiej, jeżeli się nie pogodzicie, nie niszcz swojej rodziny” – mówiła siostra Anny, gdy Aleksander do nich przyszedł.
„Nie mogę tak po prostu zapomnieć tego, co było” – odpowiedział z goryczą. – „Zostawiła mnie, zostawiła dzieci. Myślisz, iż nie martwiłem się przez ten cały czas? Wszystko musiałem robić sam, bez niej.”
Krewni milczeli. Aleksander kontynuował: „Nie wiem, czy mogę ją przyjąć z powrotem. Te wszystkie błędy, które popełniła, są dla mnie bardzo trudne. Jak można to wszystko naprawić?”
Rozumiałam, jak mu ciężko. I jak trudno było Annie, gdy prosiła męża o wybaczenie. Widziałam, iż chciała wrócić, iż była gotowa naprawić swoje błędy. Ale czy uda jej się odzyskać zaufanie Aleksandra?
„Przepraszam cię, zrozumiałam wszystko. Daj mi szansę” – powiedziała cicho, a jej głos był pełen smutku.
A co wy uważacie, czy warto wybaczyć taką zdradę żony?