PETRA – zwiedzanie, co warto zobaczyć

tuitam.org.pl 10 miesięcy temu

PETRA – zwiedzanie, co warto zobaczyć; wyprawa: marzec 2023

FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy

PETRA – zwiedzanie, co warto zobaczyć; CO TO ZA MIEJSCE

Petra to stolica Arabów Nabatejczyków, która z uwagi na charakterystyczny kolor skał nazywana jest Różowo-Czerwonym lub po prostu Czerwonym Miastem. Uważana jest za jeden z 7 cudów świata jak również za jedno z 28 miejsc, które warto zobaczyć przed śmiercią. Szacuje się, iż powstała w IV w p. n.e., ale dokładnych informacji nie znaleziono, dlatego sami nazywamy ją Miastem starym jak czas. Nie trzeba tu podkreślać, iż miasto od 1985 roku znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO z uwagi na imponującą architekturę wykutą w skale – bezpośrednio w klifach z czerwonego piaskowca. Zlokalizowana jest 240 km na południe od stolicy Jordanii Ammanu i 120 km na północ od miasta Akaba. A jaki sposób odkryto Petrę? Otóż w 1812 r. szwajcarski odkrywca Johannes Burckhardt wyruszył na „odkrycie” zaginionego, skalnego miasta Petry. Przebrał się on za Araba i przekonał swojego beduińskiego przewodnika, aby zabrał go do tegoż zaginionego miasta. Po tym wydarzeniu Petra stała się coraz bardziej znana na Zachodzie jako fascynujące i piękne starożytne miasto, które zaczęło przyciągać turystów z zagranicy, szczególnie z zachodu. I tak właśnie przez już ponad 200 lat rzesze turystów przybywają do Petry, aby podziwiać wspaniałą, skalną architekturę.

Twórcy Petry Nabatejczycy chowali swoich zmarłych w misternych grobowcach wyciętych w zboczach gór, zaś w mieście zbudowali świątynie, teatr, a po aneksji rzymskiej ulicę z kolumnadą i kościoły. Pozostałości po tych elementach można do dziś oglądać. No dobrze, ale kim byli Nabatejczycy? Według przekazów historycznych byli oni potomkami (Bnayuta) syna Ismaila bin Ibrahima. Ismail miał dwunastu chłopców, którzy utworzyli plemię, z których większość znajdowała się w Nadżadzie. W IV wieku p.n.e. Nabatejczycy żyli jako koczownicy w namiotach, mówili po arabsku, nienawidzili wina i nie interesowali się rolnictwem, ale w II wieku rozwinęli się w zorganizowane społeczeństwo. Nabatejczycy długie lata mieszkali w Petrze korzystając z tego, iż miasto leżało na szlaku handlowym. W IV wieku n.e. kiedy szlak przesunął się mieszkańcy Petry powoli zaczęli opuszczać swoją stolicę i nikt tak naprawdę nie wie, czy powodem było odsunięcie się głównego traktu handlowego do Palmyry w Syrii, czy coś innego. Wracając do samej Petry jest ona symbolem imponujących osiągnięć cywilizacji – Arabów Nabatejczyków, którzy doskonale wyrzeźbili miasto w górach. Z tego powodu w lipcu 2007 roku miasto zostało uznane za jeden z Siedmiu Cudów Świata.

PETRA – zwiedzanie, co warto zobaczyć; WRAŻENIA

Będąc w Petrze nie można nie ulec zachwytowi widząc wyrzeźbione w skałach ogromne budowle. To nie tylko grobowce, ale przede wszystkim świątynie oraz wielki skarbiec, który wita nas po przejściu wąwozu As-Siq wprowadzającego do miasta. Sam wąwóz robi już ogromne wrażenie, a potem wspaniała dolina otoczona skałami z wykutymi w nich budowami. Oj robi to wrażenie. W Petrze znajduje się kilka szlaków, którymi można przejść, jednak z uwagi na wielkość całego miasta nie sposób pokonać wszystkich w jeden dzień. Wszyscy więc wybierają ten Główny Szlak prowadzący do klasztoru Ad Deir, z którego można praktycznie zobaczyć wszystko co najważniejsze w Petrze. Tym też szlakiem powędrujemy sobie podczas naszej wizyty w stolicy Nabatejczyków.

PETRA – zwiedzanie, co warto zobaczyć; WĘDRÓWKA

Aby zwiedzić z satysfakcją Petrę należy poświęcić na to przynajmniej jeden pełny dzień. jeżeli będzie mało to w niektóre dni Petra otwiera się nocą, ale wtedy możemy dojść tylko do Skarbca Faraona gdzie odbywa się przedstawienie przy ogromnej ilości światełek, które oświetlają również trakt przez As-Siq (wąwóz). Dni, w które można odwiedzić Petrę nocą oraz inne ważne informacje organizacyjne można sprawdzić TUTAJ. Wejście główne do Petry, czyli Visitor Center znajduje się w miasteczku Wadi Musa, w którym zalecamy zatrzymać się na dwie noce – przed i po wizycie w Petrze. Miasteczko jest miłe, przyjazne i znajduje się tu sporo knajpeczek gdzie można popróbować jordańskich specjałów. Zakwaterowanie takie pozwala bez pośpiechu zwiedzić całą Petrę. Co do zakupu biletów można to zrobić online lub na miejscu w kasie.

Bilety do Petry są drogie bowiem jednodniowa wejściówka kosztuje 50 JOD. Wejście na dwa dni kosztuje nas 55 JOD, a na 3 dni 60 JOD. Ale jeżeli mamy Jordan Pass to w zależności, którą wersję Karty wykupimy bilety do Petry oraz 40 innych atrakcji mamy w cenie tej Karty. Wersja podstawowa karty zwana WĘDROWIEC umożliwia jednodniowe wejście do Petry. Wersje wyższe Karty Turystycznej różnią się tylko tym, ile dni chcemy zwiedzać Petrę (dwa lub trzy dni). Więcej o Jordan Pass możecie przeczytać TUTAJ. Kiedy mamy już bilety to czas stawić się na placu przy wejściu głównym, gdzie znajduje się jak to w takich miejscach mnóstwo sklepików z pamiątkami. Zanim wejdziemy na teren Petry dobrze jest wyposażyć się w mapkę, na której zaznaczone są szlaki, którymi możemy powędrować. Poniżej przedstawiamy ją niestety trochę przyciętą, ale wszystkie główne punkty zwiedzania (od 1 do 15) widać wraz ze ścieżkami. Mapka dostępna jest w kasach i punkcie informacyjnym przy głównym wejściu.

Na terenie Petry również znajdują się stragany z pamiątkami oraz punkty gastronomiczne z toaletami. Można powiedzieć, iż to całkiem spore restauracje. Pierwszy taki punkt zlokalizowany jest przed teatrem pk.7 na mapie. Tutaj można zejść na szlak górny i schodami Nabatejczyków wspiąć się do Wadi Farasa. Drugi punkt, a w zasadzie kompleks gastronomiczny znajduje się za Wielką Świątynią pk.12 i 13, który kończy Główny Szlak w Petrze. Stąd można wrócić ścieżką Wadi Farasa lub pójść dalej do monastyru Ad-Dair. No dobrze, mając bilet, mapę, dużą butelkę wody, wygodne obuwie i krem z filtrem na odsłoniętych częściach ciała oraz czapkę z daszkiem na głowie możemy startować. W momencie wejścia do Petry jesteśmy tak zaaferowani, iż choćby nie zdążymy zaplanować trasy.

Ale nic nie szkodzi, ponieważ i tak każdy na pierwszy rzut wali Głównym Szlakiem zaznaczonym na mapie czerwoną linią prze As-Siq. Dopiero na pierwszym przystanku przy pierwszej gastronomi zatrzymujemy się i zaczynamy myśleć o drodze powrotnej. Czy ma to być ten sam trakt, czy górna ścieżka Wadi Farasa, czy też zielona ścieżka wiodąca bezpośrednio przy wykutej w skałach architekturze. Odpowiedź na to jest trochę trudna, bo człowiek chciałby zobaczyć wszystko, a bez konkretnego tempa nie jest to możliwe. Szybkie tempo z kolei w takim miejscu nie pozwoli nacieszyć się pięknem, a jedynie wyczerpie człowieka, dlatego należy po prostu dokonać odpowiedniego wyboru, wolniej i trochę mnie lub wszystko, ale szybko. My wybraliśmy wolniej i to praktycznie umożliwiło nam zobaczenie wszystkiego, za wyjątkiem widoku z góry z Wadi Farasa.

Inaczej jest oczywiście jeżeli mamy bilet na dwa dni, wtedy spokojnie zobaczymy wszystko łącznie z Małą Petrą, do które trzeba podjechać i wejść z innego miejsca. Terenu do pokonania jest tu sporo, zwłaszcza kiedy zdecydujemy się dojść do Monastyru Ad-Deir, gdzie trzeba na dodatek trochę się pospinać. No dobrze – wchodzimy! Pierwszą część szlaku nazwaliśmy rozbiegówką. Idziemy otwartym terenem mijając co jakiś czas formy skalne i wydrążone w nich grobowce. Po około 10 minutach dochodzimy do tamy, przy której wyrasta przed nami ogromny, skalny wąwóz As- Siq. I tu zaczyna się teatr. Wspaniałe, mieniące się różnymi odcieniami czerwieni, różu i miedzi skalne ściany powalają nas na kolana swoim pięknem. Dobrze, iż powierzchnia po której idziemy jest równa, ponieważ patrząc ciągle do góry na skały nie raz można byłoby wyrżnąć. Na końcu wąwozu znajduje się wejście do skalnego miasta, gdzie wita nas wykuty w skałach symbol Petry Skarbiec Faraona.

Tu ogromna ilość ludzi tłoczy się na nie zbyt dużym placu między skałami. Mamy tutaj małą gastronomię, o której nie wspomnieliśmy wcześniej, pozujące do zdjęcia wielbłądy na samym środku placu, no i ścieżkę w prawo prowadzącą na górny punkt widokowy. Ścieżki tej pilnują Beduini, którzy wpuszczają na “górny taras” za opłatą. Oczywiście trzeba negocjować. Najlepiej podejść na początek ścieżki grupką np. 5 osób i poczekać aż kolega podejdzie. Wtedy krótką rozmowę negocjacyjną należy poprowadzić tak, aby wyszło 3 JOD / osobę.

To już dobra cena. Beduini są mili, więc płacimy za wejście na ścieżkę, na którą de facto nie powinno się płacić raczej z uśmiechem. Podejście do punktu widokowego może sprawić dla mniej sprawnych trochę kłopotu, ale wtedy podbiega młody Beduin i pomaga przytrzymując osobę. Na “tarasie” jest mało miejsca, więc każdy tu podchodzi robi zdjęcie i zmyka. Nie ma czasu w dłuższe pozowanie. Ale są tu dwa foto miejsca. Jedno ogólne dla wszystkich, drugie odrobinę lepsze z baldachimem już za dodatkowa opłatą. Wtedy Beduin zrobi nam zdjęcie i chyba poczęstuje herbatką. Ciężko było zauważyć, bo ludzie przepychali się tu niemiłosiernie próbując jednocześnie nie spaść w dół. Nie sposób spędzić tu dłuższy czas, bowiem ma się wrażenie, iż się tu przeszkadza innym, próbującym zrobić sobie foto. Zresztą nie ma też dużo czasu, bo przed nami do pokonania cała Petra haha, więc szybki foto strzał i w drogę.

Ważne dla fotografów. Dobrze jest wyjść tu rano. Popołudniu na skarbiec zaczyna padać już cień i zdjęcie staje się płaskie. Ok, zaliczyliśmy już pierwszy istotny punkt w Petrze, jeżeli nie ten najważniejszy haha. Schodzimy ostrożnie na dół i kierujemy się na ulicę fasadową. Tutaj mijamy pod skałami pierwsze stragany z pamiątkami. My idziemy dalej, nie zatrzymując się spoglądamy znów do góry na skały i wydrążone w nich budowle. Te najważniejsze zaznaczone są na mapce, więc nie będziemy zbędnie “wylewać wody”, ale zaznaczamy, iż jeżeli nie wszystkie to jak najwięcej z nich trzeba ująć w planie zwiedzania. Wędrówka dostarcza nam sporo wrażeń, a ciekawość wciąga nas do każdej szczeliny między skalnymi ścianami i do każdego pomieszczenia w skałach. Nie pozostawiamy żadnego bez zbadania haha.

Marsz nie jest męczący, ale dla osób trochę leniwych zawsze znajdzie się Taxi-osiołek lub Taxi-wielbłąd. Taką komunikację oferują tutejsi Beduini, którzy za opłatą przewiozą swoim, naturalnym środkiem transportu każdego i to nie tylko do końca szlaku głównego, ale również wciągną na osiołku pod sam monastyr Ad-Dair. Między ulicą fasadową, a teatrem znajduje się większa gastronomia, gdzie postanowiliśmy trochę usiąść i zdecydować jak będziemy wracać. Weryfikując nasze dotychczasowe tempo raczej zwątpiliśmy, iż będziemy wracać ścieżką Wadi al Farasa, ale jeszcze nie zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Uzupełniliśmy płyny, zakupiliśmy ciekawy, pamiątkowy dzwonek do naszej kolekcji i ruszyliśmy dalej.

Utrzymując spacerowe tempo spoglądaliśmy raz w lewo, a raz w prawo i co pewien czas zbaczaliśmy ze szlaku, aby zajrzeć w te zaznaczone jak i niezaznaczone miejsca na mapce. Tutaj nie trzeba polecać specjalnie żadnego z miejsc, tu po prostu trzeba podejść. I tak jest właśnie z kościołem oznaczonym nr 10, do którego trzeba podejść nieco w górę. To oczywiście ruiny, ale mamy tu bardzo dobrze zachowaną posadzkę z okresu budowy kościoła, czyli z około 5 wieku n.e. Schodząc z kościoła rozciąga się przed nami fajny widok na ruiny świątyni oraz skalną ścianę, pod którą znajdują się inne budowle oraz zespół restauracji. Kiedy doszliśmy do tego miejsca jeszcze mieliśmy nadzieję, iż będziemy wracać górą, bo właśnie stąd odchodzi ścieżka na Wadi al Farasa.

Z tego też powodu nie zatrzymywaliśmy się tutejszych knajpkach, tylko ruszyliśmy już szlakiem schodowym do góry, czyli do Ad-Dair. Po drodze zboczyliśmy do Sali Lwa. Później już tylko podchodzenie. Po drodze mijaliśmy sporo budek z pamiątkami i rękodziełem. Dopiero stąd widać ile osób wykupiło sobie Taxi-osiłka. Na początku bezproblemowo osiołki nas mijały, ale wyżej, gdzie ścieżka jest wąska można powiedzieć, iż deptały na po nogach. Najlepsze było jednak to, jak Beduini wracali z tymi osiołkami z powrotem na dół. Chłopaki po prostu puszczali je bez żadnej uprzęży pozwalając im samym praktycznie zbiec z góry ścieżką, na której czasem było tak tłoczno od turystów, iż niektórzy mieli śmierć w oczach kiedy akurat stali na skraju ścieżki, a zwierzak biegnie niemal prosto na nich. Osiołek wtedy nie hamuje tylko trąca ludzi.

Trzeba się usuwać pod ścianę. Sami śmialiśmy się z tego, ale gdyby taki osiołek trącił kogoś przy krawędzi to już nie byłoby wesoło, dlatego trzeba na takie sytuacje uważać. Po około 30-sto może 40 minutowej wspinaczce doszliśmy na plac pod monastyrem. Tutaj turystów było o wiele mniej niż pod skarbcem. No nie wszyscy tu docierają. Zanim jednak podeszliśmy pod monastyr musieliśmy zerknąć na punkt widokowy z lewej strony, z którego wspaniale widać skalny kanion, gdzie w dole daleko widać szlak, który nas tu przyprowadził. Piękne miejsce, na dodatek te kolorowe skały. Stąd podeszliśmy już do monastyru. W środku oczywiście pusto, podobnie jak w innych budowlach.

Przeskanowaliśmy więc sprawnie pomieszczenie wzrokiem i wyszliśmy na zewnątrz, ponieważ to właśnie tu jest największy efekt oglądania obiektu. Tutaj również znajduje się kilka knajpek, które w tym momencie były dość mocno oblegane. Plac pod monastyrem to jeszcze nie koniec traktu. Będąc tutaj koniecznie trzeba wyjść na najwyżej położony punkt widokowy. Zabiera to nam jakieś 15 minut pod górkę. Warto zainwestować ten czas, bowiem widok stąd pozostaje na długo w sercach. Na górze dwóch Beduinów prowadzi mikro bufecik. Można z nimi fajnie porozmawiać. Oni znają trochę polskie miasta, szczególnie Kraków. Miło im będzie, jeżeli kupimy u nich choć puszkę coli za 2 JODy.

Wtedy bez żadnej krempacji możemy sobie usiąść na dywaniku i pokontemplować krajobraz, który pokazujemy na pierwszym zdjęciu. Tutaj na samą górę dochodzi już tylko parę osób i to jest plus, bo niżej przy monastyrze jest sporo turystów. Wykorzystaliśmy ten fakt i posiedzieliśmy dobry kwadrans u Beduina. W końcu przyszedł czas na odwrót, więc powoli zeszliśmy do knajpek pod monastyrem gdzie znów trochę posiedzieliśmy konsumując prowiant. Miejsce fajne, ale na górze lepiej haha. Po około godzinie spędzonej przy monastyrze nadszedł czas na powrót.

Tutaj już wiedzieliśmy, iż nie wejdziemy na ścieżkę Wadi al Farasa z uwagi na brak czasu. A nie ukrywamy, iż chcieliśmy wrócić jeszcze w tym samym dniu do Petry nocą, więc tym bardziej nam się zaczęło już śpieszyć. Przed nami znów parę kilometrów, ale tym razem w dół, no i oczywiście jeszcze raz do przejścia cały szlak główny. Tu jednak zrobiliśmy sobie małą odskocznię, którą polecamy i Wam. Na mapce mamy zaznaczoną zieloną ścieżkę, którą warto przejść i nie straci się dużo na czasie, a zobaczyć można jeszcze kilka skalnych grobowców. Kiedy zejdzie się z zielnego szlaku pozostaje już droga do wyjścia. Tutaj musieliśmy trochę przyspieszyć, aby zdążyć na nasz transport do hotelu, gdzie czekała na nas smaczna obiado-kolacja.

Kiedy wracaliśmy było już godzina 17:00, a weszliśmy do Petry po 9:00, więc zobaczcie ile zajmuje przejście do monastyru. Oczywiście trzeba liczyć częste przystanki i zejścia w boczne ścieżki, bo przecież nikt nie przybywa do Petry, żeby zrobić 14km w 3 godziny.

Bardzo byliśmy ciekawi jak wygląda Petra nocą. Pełne tajemnicy, skalne miasto podświetlone delikatnie lampionami, które ustawione sa wzdłuż szlaku od Kas do As-Siq, dalej w wąwozie i na placu przez skarbcem. Tutaj oświetlenie jest już mocniejsze, zasilane energią elektryczną. Ponad to mam duży ekran, na którym wyświetlane są mało interesujące rzeczy.

Na placu w nocy znajduje się jeszcze więcej ludzi, niże w dzień. Niestety szlak nocny kończy się właśnie tutaj. Dalej już nie można iść. Przed skarbcem ustawiona jest scena, na której ktoś tam występuje, ktoś gra beduińską muzykę, a na końcu opowiada jakąś historię o porwanej księżniczce. To wszystko ma budować fajny klimat. Ale czy rzeczywiście jest on taki wyjątkowy?

Cóż, spodziewaliśmy się czegoś więcej, dlatego naszym subiektywnym zdaniem stwierdzamy, iż gdybyśmy nie weszli do Petry nocą to dużo nie stracilibyśmy. Jednak rozumiemy tą nieodpartą chęć wejścia to tego miejsca o zmroku, bo tak właśnie było z nami.

Będąc w Petrze warto również zobaczyć jej “pigułkę”, czyli Małą Petrę. Siq al-Barid, bo tak oryginalnie nazywane jest to miejsce w wolnym tłumaczeniu oznacza Zimny Kanion. Znajduje się on około 6 km bezpośrednio od centralnej Petry i najlepiej jest podjechać tam samochodem, którym drogą pokonujemy ok 9 km. Wykute w skale budynki 350-metrowego Siq al-Barid powstały najprawdopodobniej w okresie świetności imperium Nabatejczyków w I wieku naszej ery i wydaje się, iż służyły głównie celom kultowym. Lejkowata strefa wejściowa, w której znajduje się grób o klasycznej fasadzie, prowadzi do bramy i wąskiego przejścia, przez które wchodzi się do głębokiego, a przez to „chłodnego” wąwozu.

Mała Ptera składa się z dwóch nazwijmy to dziedzińców. Na pierwszym wznosi się okazała świątynia, a na drugim znajduje się biclinium z pozostałościami malowideł ściennych Nabatejczyków. Mała Petra nie jest duża, więc na zwiedzanie powinno wystarczyć jakieś 40 minut, może krócej. Z tego też powodu wejście do Siq al-Barid jest bezpłatne. Przed wejściem znajduje się parking również bezpłatny. A teraz uwaga, jeżeli przyjedziecie tu w czasie rzęsistego deszczu tak jak my to radzimy nie wchodzić do Siq al-Barid. W ciągu 15 minut dno tego wąwozu zamienia się w rzekę, którą będziecie musieli pokonać w wodzie choćby po kolana.

Niestety W tym dniu przyszło załamanie pogody, które zniweczyło plan noclegu na Wadi Rum, o czym pisaliśmy w relacji z pustyni dokładnie TUTAJ. Na początki niewinny deszczyk przerodził sie w dość rzęsisty opad, który skrócił nasz pobyt w Małej Petrze. Dobrze, iż nie jest ona duża, więc praktycznie mało straciliśmy. Zyskaliśmy natomiast możliwość zobaczenia Małej Petry w deszczu co również nie jest banalne. Spływająca woda ze starych, skalnych schodów w ciągu kwadransa stworzyła niezły wodospad. Skały zaczęły połyskiwać niczym wypolerowane szkło.

No i ta woda pod nogami, która w węższym miejscu tworzyła już strumień, w którym trzeba było już utopić stopy. No przygoda była haha. I tak właśnie zakończyła się nasza przygoda z Petrą. Cieszyliśmy się, iż ta ulewa nie przyszła dzień wcześniej, kiedy zwiedzaliśmy centralną część Petry, tym bardziej, iż miesiąc przed naszą wizytą w Petrze po takim deszczu miała miejsce powódź. Turystów trzeba było ewakuować łodziami. Nie chcielibyśmy być w skórze tych, co w czasie takiego deszczu przebywali w As-Siq. Wąwóz piękny, ale kiedy dłużej pada miejsce staje się niebezpieczne, bo tam po prostu nie ma gdzie uciec przed wodą.

Podsumowując, Petra to wizytówka Jordanii i zarazem podstawowy punkt programu dla wszystkich turysty odwiedzającego Haszymidzkie Królestwo. Zwiedzanie Petry to prawdziwa przyjemność i możliwość cofnięcia się w czasie. Na podstawie pokazanej mapki każdy może sobie odpowiednio zorganizować plan zwiedzania Petry kierując się od pk. 1 do 15. Nie trzeba tu specjalnej kondycji. choćby wyjście do monastyru nie stanowi bardzo dużego problemu o czym wcześniej słyszeliśmy. Fakt jest trochę podejścia, ale przecież nie trzeba narzucać tam szybkiego tempa, więc każdy swoim wejdzie.

FOTORELACJA - galeria zdjęć z tej wyprawy

Idź do oryginalnego materiału