Peruwiańscy surferzy

adamaswtrasie.blogspot.com 6 miesięcy temu
Pisząc o Chan Chan czy Moche wstyd nie wspomnieć o starożytnych żeglarzach – i wcale nie o Lionela Cassona i jego działo chodzi (wszak skupia się ono na Śródziemiomorzu). Dlaczego? Otóż nadpacyficzne prekolumbijskie kultury zostawiły po sobie setki wzmianek o żeglowaniu po Pacyfiku, a w okolicach Trujillo tradycja ta, prekolumbijskich marynarzy, wciąż jest żywa.
Te wzmianki to oczywiście liczne fragmenty glinianych skorup, pokazujących zdobywców Pacyfiku.

Prekolumbijski żeglarz
O inne dowody trudno – wszak nie znamy żadnych prekolumbijskich dokumentów (nie tylko z braku pisma), no chyba, iż za takie uznamy właśnie ceramiczne figurki. Wydają się mało wiarygodne, ale wystarczyły by Thor Heyerdal, norweski podróżnik, zbudował tratwę z drzewa balsy (niezwykle lekkie tropikalne drzewo, zdaje się, iż widziałem je gdzieś w Amazonii, ale pewności nie mam; na pewno widziałem rzeczne pływające domy na balach z balsy zbudowane) i przepłynął Pacyfik, udowadniając niejako, iż w Starożytności było to możliwe, i mity mieszkańców Rapa Nui, Wyspy Wielkanocnej, o zasiedleniu jej przez przybyszów z Ameryki mogą zawierać ziarnka prawdy. Na takich tratwach z dzisiejszego Chile przypłynąć mieli biali, brodaci i rudowłosi ludzie, w Andach zwani wirakoczami – od boga Viracochy, właśnie jasnoskórego rudobrodego nauczyciela tamtejszych Indian. Wyjaśniając jedne legendy Heyerdal stworzył następne, ale położył podwaliny pod nowy dział archeologii – archeologię doświadczalną.

Titicaca - postulowany przystanek wirakoczów
Był też zwolennikiem teorii dyfuzjonistycznych, w myśl których dawne cywilizacje swobodnie się kontaktowały między sobą wymieniając odkryciami – stąd pomiędzy Starym i Nowym Światem jest zastanawiająco dużo analogii. Moim zdaniem wynika to z podobieństwa ludzi na całej kuli ziemskiej, ale nie mogę przedstawić konkretnych dowodów. Thor Heyerdal za to nie dość, iż przepłynął Pacyfik na tratwie z balsy, to jeszcze pokonał Atlantyk na trzcinowej łodzi (dopłynąć do Indii z Iraku na takiejż łodzi nie zdołał, ale z przyczyn politycznych). Zresztą polecam muzeum badacza – raczej to na Teneryfie niż w Oslo (chociaż jak już ktoś tam będzie to warto zajrzeć na Bygdøy; zwłaszcza, iż obok Muzeum Kon-Tiki, tej tratwy z balsy Heyerdala, jest muzeum statku Fram (pływał na nim m.in Nansen i Amudsen) i przecudowne Muzeum Łodzi Wikingów z trzema prawdziwymi drakkarami wydobytymi z grobów pogańskich władców Skandynawii).

Autor - po prawej - w Oslo przed Muzeum Kon-Tiki (foto: P. Strzelczyk)
Ad rem jednak. Szykując się do przeprawy przez Pacyfik Heyerdal zlekceważył skorupy przedstawiające Indian żeglujących na trzcinowych łodziach. Wcale się nie dziwię – tratwa zdaje się być bezpieczniejsza i większa. W Huanchaco norweski odkrywca mógł za to na własne oczy przekonać się, że te trzcinowe, jednoosobowe łódki przez cały czas są w użyciu. Zresztą ja też je widziałem.

Rybackie łodzie z trzciny w Huanchaco
Rychło okazało się, iż ten typ statku (tak trzeba napisać – po Nilu w Starożytności pływały jednostki na których mieściło się i kilkanaście osób) występuje nie tylko na pacyficznym wybrzeżu Peru. adekwatnie to można spotkać je w Mezopotamii, Egipcie, na Jeziorze Czad, na Titicaca i – the last but not the least – na Wyspie Wielkanocnej. Wszędzie tam, gdzie występuje cibora papirusowa albo totora.

Zbiory totory na Titicaca
Ba, na Titicaca z tej rośliny tworzy się pływające wyspy. Fakt, iż dziś raczej dla turystów, ale zawsze.

Pływające wyspy Uros na Titicaca
Śledząc występowanie tych papirusowych łodzi (didaskalia: wiem, iż użyłem określenia "trzcinowa", ale technicznie cibora nie jest trawą jak trzcina; tak tekst jest jednak bardziej zrozumiały) Thor Heyerdal sugeruje, iż ich występowanie, zwłaszcza w Nowym Świecie, wyznacza szlak owych rudowłosych brodaczy o jasnej skórze i oczach, wirakoczów. Mieliby oni być spokrewnieni z północnoafrykańskimi Berberami, przed najazdem arabskim często mających jasną cerę i czerwone włosy (postulowana kromaniońska odmiana człowieka, czwarta, obok białej, żółtej i czarnej) i kanaryjskimi Guanczami. Na trzcinowych łodziach przedostać się mieli do Mezoameryki (olmeckie głowy o negroidalnych rysach i podania o Pierzastym Wężu i jego bladoskórych pomocnikach), stamtąd do Ameryki Południowej i w Andy (rudobrody bóg Viracocha) a finalnie na Rapa Nui (długousi i posągi o pociągłych, brodatych twarzach i "czapkach" z czerwonego kamienia, czyli fryzurach w koczek).
Huanchaco
Cóż, to dość poszlakowa teoria. Fakty są takie, iż w różnych miejscach Świata, w różnym okresie, budowano łodzie z trzciny. W okolicach Trujillo buduje się je przez cały czas – wykorzystuje się je do połowu ryb oraz – przynajmniej według tamtejszych podań – surfowania. Na niewielkich jednostkach siadano najczęściej na klęczkach – i zawsze można było wstać i skakać po potężnych pacyficznych falach.
Czyżby stocznia?
Miejscowi zresztą kultywują tą tradycję – w Huanchaco jest sporo szkół surfingu, a z miasteczka pochodzi jeden z Mistrzów Świata w tej dyscyplinie. Swoją drogą na surferów można natknąć się na całym peruwiańskim wybrzeżu: Paracas, Barranca, Cerro Azul, Zorritos, także w Limie. Ot, odpowiednie fale, a może i tysiącletnie tradycje (dobre warunki dla surferów są też na Wyspach Kanaryjskich, ale Guanczowie nie mieli papirusu...).

Pomnik prekolumbijskich surferów
Tylko – taka prośba – nie mówcie na Hawajach, iż surfing pochodzi z Peru. Na tych wyspach takie stwierdzenie równa się obrazie majestatu: choćby najmniejszy Hawajczyk wie, iż sport ten narodził się u wybrzeży ich archipelagu.
Pacyfik w Limie
Idź do oryginalnego materiału