Pecha w akcji

polregion.pl 1 tydzień temu

Nieudana operacja

Jakub wysiadł, a raczej wypadł z samochodu. Tylko trzy zwykłe operacje, a czuł się, jakby całą zmianę przenosił worki z cementem. Plecy bolały, w głowie dudniło, a oczy były czerwone jak u królika.

W domu rzucił się na kanapę, choćby się nie rozbierając. Zamknął oczy i momentalnie zapadł w sen. Obudził go dźwięk telefonu – irytująco wesoła melodia wwiercała się w mózg. Szyja zdrętwiała od niewygodnej pozycji, a ciało było ciężkie jak ołów. „Cholera. Chyba się rozchorowałem” – pomyślał Jakub, z trudem otwierając powieki.

Telefon milkł na kilka sekund, tylko po to, by znów eksplodować tą samą melodyjką. „Trzeba ją w końcu zmienić”. Niechętnie wyciągnął komórkę z kieszeni kurtki.

– Tak? – odpowiedział ochrypłym od snu głosem. Odfrknął. – Tak – powtórzył już mocniej.

– Kuba, jestem na lotnisku. Samolot za godzinę. Tata w szpitalu, zawał. Bądź ziomkiem, zastąpisz mnie na nocnej? Nie mam kogo innego poprosić – w słuchawce rozległ się głos kolegi i przyjaciela, Darka Szczygła.

– Ja… nie czuję się najlepiej. Rozchorowałem się. Zadzwoń do Marka.

– Weź się nie wygłupiaj. Wypij kawę, weź jakieś leki. Marek ma żonę, sam wiesz, dodatkowa zmiana to dla niej jak zdrada. Tomek to jeszcze nowicjusz. Doktor Nowak dwóch dyżurów z rzędu nie pociągnie, nie ten wiek. Wracam pojutrze. Wyciągniesz mnie z tarapatów? Odbębnę za ciebie następnym razem.

„Czyli zdychaj, ale przyjaciela ratuj. Idealna pora” – przemknęło przez myśl Jakubowi.

– Dobra – westchnął ciężko.

– Co powiedziałeś? – Darek nie dosłyszał.

– Mówię, iż się zgodziłem. Odpracuję. Szczęśliwej podróży.

– Jesteś prawdziwym przyjacielem! Ja za ciebie… – Darek zaczął mówić szybko, pełen wdzięczności, ale Jakub przerwał połączenie.

Do nocnej zmiany został jeszcze czas. Wziął prysznic, ogolił się, wypił mocnej kawy. Trochę mu ulżyło. Nie chciało mu się wracać do szpitala, który opuścił zaledwie kilka godzin temu. „Dam radę. Może będzie spokojnie” – pomyślał, ubierając się.

Pierwsze godziny na oddziale rzeczywiście były ciche. Sen ciążył powiekom, a głowa opadała ciężko na stół. Jakub potrząsnął nią, próbując się rozbudzić. Kolejna filiżanka kawy pomogła, ale tylko na chwilę.

– Jakub Walczak – usłyszał z oddali. Ktoś potrząsał jego ramieniem.

W końcu zasnął. Uniósł głowę i zobaczył przed sobą pielęgniarkę Martę.

– Jakub Walczak, przywieźli chłopca…

– Zaraz schodzę – powiedział, otrząsając resztki snu.

Opłukał twarz zimną wodą, a gdy czajnik się gotował, wsypał do kubka dwie łyżki kawy, po chwili dorzucił trzecią. Parząc usta, wypił, poprawił czepek i ruszył na dół, na izbę przyjęć.

Dwunastoletni chłopiec leżał skulony na łóżku. Jakub delikatnie go zbadał.

– Jest pani matką? – Zwrócił się do bladej, drobnej kobiety.

– Co z nim, doktorze? – Spojrzała na niego ogromnymi, przerażonymi oczami.

– Dlaczego nie wezwała pani wcześniej karetki? – zapytał ostro, z wyrzutem.

– Wróciłam z pracy… syn odrabiał lekcje. Potem zwymiotował. Gorączka. Ukrywał, iż boli go brzuch od kilku dni. Co mu jest? – Chwyciła Jakuba za rękę, niemal wbijając paznokcie.

– Marto, wózek! – krzyknął, nie odrywając wzroku od jej bladej twarzy. Wyrwał rękę. – Proszę podpisać zgodę na operację. – Podsunął jej dokument.

– Operację? To zapalenie wyrostka? – spytała.

– Zapalenie otrzewnej. – Spojrzał na nią z politowaniem.

W jej oczach zamarł horror.

– Proszę podpisać. Nie ma czasu – powtórzył.

Podpisała bez czytania i znowu chwyciła go za rękę.

– Doktorze, ratuj mojego syna!

– Zrobię, co w mojej mocy. Proszę nie przeszkadzać.

Marta już toczyła wózek. Przenieśli chłopca i ruszyli w stronę windy. Puste korytarze wypełnił odgłos ich pośpiesznych kroków i skrzypienie wysłużonego sprzętu.

Kobieta szła za nimi, mówiła coś, ale Jakub jej nie słuchał. Myślał o operacji.

Gdy wszedł na salę, chłopiec już leżał pod narkozą. Wszystko inne przestało mieć znaczenie. Ręce działały automatycznie, umysł był skupiony. Minęły już dwie godziny. Na moment Jakub przymknął zmęczone oczy – aż krzyk Marty przywołał go do rzeczywistości.

Spod jego palców trysnęła krew, zalewając pole operacyjne.

– Ciśnienie spada! – krzyknął anestezjolog.

Jakub powoli wyszedł z sali. Ubranie przykleiło się do pleców od potu. Nogi trzęsły się ze zmęczenia i napięcia. Oparł się plecami o chłodną ścianę. W jego stronę biegła kobieta. „Matka” – domyślił się.

Zatrzymała się o krok od niego, jakby uderzyła w niewidzialną ścianę. Blada, z ogromnymi, zmęczonymi strachem oczami.

Jakub odwrócił wzrok. Kobieta westchnęła – lub może łkała – zakryła usta dłonią i zachwiała się. Zdążył ją złapać, zanim zemdlała, i posadził na krześle.

– Marto, amoniak! – krzyknął w pusty korytarz.

Pielęgniarka podbiegła z flakonikiem, podsunęła pod nos kobiety nasączoną wacik. Matka odchyliła głowę, odtrąciła dłoń i otworzyła oczy.

– Wszystko w porządku? – Jakub wpatrywał się w jej bladą twarz.

Nie odpowiedziała. Powoli wstała i odeszła korytarzem. Jakub patrzył za nią. „Tylko kobieta potrafi tak… wytrzymać wszystko” – pomyślał.

W pokoju lekarzy długo siedział z głową w dłoniach. Potem zaczął spisywać przebieg operacji. Szczerze.

– Jakub… Walczak… – Marta weszła cicho.

– Co jeszcze? – warknął, nie przestając pisać.

– To nie pana wina, iż chłopiec umarłJakub odwrócił wzrok, wsunął rękę do kieszeni i poczuł tam małą zabawkę-samochodzik, który podniósł z podłogi w mieszkaniu matki chłopca – teraz wiedział, iż musi żyć dalej, nie tylko dla siebie, ale też dla tych, których wciąż może ocalić.

Idź do oryginalnego materiału