Pamiętnik życia

newsempire24.com 21 godzin temu

**Dziennik**

Po śmierci ojca Ania z mężem postanowili sprzedać dom na wsi. Ania była w ciąży, potrzebowali pieniędzy, by kupić większe mieszkanie w mieście.

Stał ciepły wrzesień. Ania patrzyła na wieś i nie poznawała jej. W ciągu roku pojawiły się wysokie płoty, na miejscu starych ruin stanęły nowe domy z kolorowymi dachami. Tylko ich dom pozostał taki sam.

Marek zatrzymał *Opla* przed gankiem. Ania wysiadła i przeciągnęła się. Cisza, a od świeżego powietrza aż zakręciło się jej w głowie. Otworzyła drzwi wejściowe i weszła do środka. Dom wydał jej się jakby skurczony, ciasny.

Od roku nikt tu nie mieszkał. Po śmierci mamy ojciec przyjeżdżał sam. Działka była duża, ale nic nie sadził, chodził głównie do lasu lub na ryby. choćby w zeszłym roku, choć już mocno chorował, ciągnęło go tutaj. Mówił, iż tu łatwiej oddycha, iż powietrze leczy.

Na początku maja przywieźli go. Dopiero w domu Ania zrozumiała, jak bardzo ojciec podupadł. Nie mógł tu zostać sam. Namówiła go, by wrócił z nimi do miasta. Miesiąc później położył się do łóżka, a pod koniec września odszedł.

Ona i Marek byli typowymi mieszczuchami, nie przyjeżdżaliby tu często. Za daleko od miasta, no i wakacje zwykle spędzali nad morzem. A bez regularnego doglądania dom zacząłby niszczeć. I tak już wyglądał zaniedbany. Postanowili sprzedać, póki jeszcze był solidny. jeżeli kiedyś zatęsknią za ciszą i wiejskim powietrzem, kupią coś bliżej miasta.

Łzy napłynęły do oczu Ani pod ciężarem wspomnień. Dom odziedziczyli po babci i dziadku. Najpierw odeszła mama, potem jedno po drugim babcia i dziadek, a w zeszłym roku ojciec.

Ania stała przed portretem młodej dziewczyny na ścianie. Marek wniósł torbę z rzeczami, podszedł i objął ją od tyłu.

— Nie widziałem u ciebie takiego zdjęcia. Ile ty miałaś lat? — spytał, patrząc na fotografię.

— To nie ja, tylko mama. Chyba tu miała szesnaście albo siedemnaście, jeszcze chodziła do szkoły.

— Jesteś do niej bardzo podobna. Myślałem, iż to ty. — Zerknął jej w twarz. — Daj wiadro, przyniosę wodę, a ty zagotujesz na herbatę.

Ania pociągnęła nosem i poszła do kuchni. Wróciła z blaszanym wiadrem.

— Stało odwrócone. Ale przepłucz je. Studnia jest dwa domy dalej — powiedziała, podając mężowi wiadro.

— No wiem, wiem. — Marek wyszedł na zewnątrz, skrzypiąc pustym wiadrem.

Ania wróciła do kuchni, włączyła elektryczną kuchenkę, ale ta nie zapaliła się. “Korki wykręcone” — przypomniała sobie. Leżały na półce pod licznikiem w pokoju. Wkręciła je, dotknęła blaszki — nagrzewała się.

Rozejrzała się. Nic stąd nie zabierze, chyba iż zdjęcie mamy. Trzeba pójść do sąsiadów, może komuś przydadzą się te rzeczy.

Po herbacie Ania wstąpiła do sąsiadki. Ich domy nie dzieliły wysokie płoty.

— Sprzedajecie? — spytała sąsiadka, ciocia Wiesia.

— Tak — skinęła głową Ania.

— Zajrzę, zobaczę, choć u siebie mam wystarczająco rupieci. Powiem innym?

— Jasne — ucieszyła się Ania.

Wróciła do domu. Marek wybierał, co można spalić. I tak piec trzeba rozpalić. W domu było wilgotno. Marek zajął się piecem, a Ania weszła na strych po chwiejących się pod jej ciężarem schodach.

— Może ja? — zapytał mąż, odrywając się od papierów na stole.

— Nie, ja sama.

Kiedyś Ania bała się wchodzić na strych. W nocy słyszała czyjeś kroki nad głową. Ktoś chodził po poddaszu. Ojciec mówił, iż to koty hasają albo dom skrzypi, stygnąc po upalnym dniu. Ale Ania i tak nakrywała się kołdrą po uszy i tak zasypiała.

Słońce wpadało przez małe kwadratowe okienko. Pyłki tańczyły w jego blasku jak żywe.

— I nic tu strasznego nie ma — powiedziała głośno.

Od jej głosu cienie w kątach jakby się skuliły. Starała się nie zaczepiać grubych pajęczyn zwisających z dachu, rozpiętych między sznurami, na których babcia suszyła pranie w deszczowe dni. Otworzyła jedną z kartonów. Leżały w nim ozdoby choinkowe. “No proszę — pomyślała — babcia z dziadkiem stawiali choinkę”. Nigdy nie była tu zimą.

W drugiej kartonie były zabawki. Ania w ogóle ich nie pamiętała. W kącie stało wrzeciono. Nic tu nie było potrzebne. Podeszła do krawędzi włazu, spojrzała za siebie. Wzrok zahaczył o rożek książki lub zeszytu sterczący spod deski pod samym dachem.

Wróciła, pociągnęła za róg i wyjęła zeszyt w linię. Kartki pożółkłe, zlepione od wilgoci i czasu. Ania zobaczyła zapiski pod datami. Zrozumiała, iż to pamiętnik. Pamiętnik mamy.

Niedobrze czytać cudze pamiętniki. Mamy nie było od lat, a jej myśli, zapisane na pożółkłych kartkach, zostały. Z drugiej strony, po co się pisze dzienniki? Żeby kiedyś ktoś je przeczytał. Dlaczego więc mama schowała go pod dachem?

Ania usiadła na odwróconym starym wiadrze i postanowiła przejrzeć zeszyt, rzucić okiem, o czym marzyła mama. Niektóre zapiski były długie, szczegółowe, ale większość składała się z kilku zdań.

Otworzyła stronę na chybił trafił i zaczęła czytać.

*21.06.1988. Wczoraj przyjechał Krzysiek. Jak on teraz wyładniał! A dziś spotkaliśmy się nad rzeką. Już pływał, gdy przyszłam się wykąpać. Zobaczył mnie, wyszedł z wody. Wyższy ode mnie o dwie głowy. Przy nim poczułam się taka malutka…*
*23.06. Powiedział, iż jestem ładna, i patrzył na mnie tak, iż zrobiło mi się gorąco. Myślę tylko o nim…*

Ania oderwała wzrok od zeszytu. Znała mamę jako mamę, a nie dziewczynę zakochaną w jakimś chłopaku, nie w ojcu. Zrobiło się jej głupio. Czy ma prawo to czytać? Czy sama chciałaby, żeby ktoś grzebał w jej myślach, w życiu? Ale Ania nigdy nie pisała pamiętnAnia zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i postanowiła, iż ta tajemnica przepadnie razem z domem, który niedługo stanie się tylko wspomnieniem.

Idź do oryginalnego materiału