Ożenił się z jedną, by zranić drugą — próba udowodnienia, iż nie cierpi po zdradzie…

newsempire24.com 2 dni temu

Olek ożenił się z Nadzieją celowo — żeby zranić Marię. Chciał udowodnić, iż nie cierpi po jej zdradzie…
Z Marią byli razem prawie dwa lata. Kochał ją szaleńczo, był gotów przenosić góry i dostosować całe życie do jej marzeń. Myślał, iż zmierzają do ślubu. Ale jej ciągłe wymijanie tematu irytowało go.

— Po co nam ślub teraz? Jeszcze nie skończyłam studiów, a w twojej firmie ani widu, ani słychu. Nie masz przyzwoitego samochodu ani własnego mieszkania. I szczerze mówiąc, nie chcę żyć w jednej kuchni z twoją siostrą. Gdybyś nie sprzedał tamtego domu, mielibyśmy spokój — takie słowa często słyszał od Marii.

Olekowi było przykro, ale przyznawał, iż w jej słowach była prawda. On i jego siostra Ola mieszkali w rodzinnym mieszkaniu, biznes ledwie się rozpędzał, a sam był jeszcze studentem ostatniego roku. Musiał wziąć sprawy w swoje ręce, nie czekając na dyplom. Dom sprzedali wspólnie z Olą — trzeba było ratować interes rodziców.

W pół roku narosło mnóstwo długów, a oboje wciąż studiowali. Sprzedaż pozwoliła spłacić zobowiązania, uzupełnić asortyment sklepu i odłożyć trochę na czarną godzinę.

Maria zaś uważała, iż trzeba żyć chwilą, a nie czekać na niepewne jutro. Z jej perspektywy, gdy rodzice wszystko załatwiali, brzmiało to łatwo. Ale Olek stał się dorosły z dnia na dzień — odpowiedzialność za siostrę, biznes, codzienność. Wierzył, iż będzie lepiej — dom, samochód, ogród.
Nic nie zapowiadało nieszczęścia.

Umówili się do kina, a Maria poprosiła, żeby po nią nie przychodził — dotrze sama. Olek czekał na przystanku, gdy nagle zobaczył, iż podjechał drogim autem. Wysiadła, podała mu książkę i powiedziała:
— Przepraszam, już nie możemy być razem. Wychodzę za mąż — i odwróciła się do samochodu.
Olek zdrętwiał. Co mogło się zmienić w te kilka dni, gdy był poza miastem? Gdy wrócił do domu, Ola od razu zrozumiała po jego twarzy:

— Już wiesz?
Skinął tylko.
— Wychodzi za bogacza. Prosiła, żebym była świadkiem — odmówiłam. Zdradziła cię! Za twoimi plecami spotykała się z nim…
Olek przytulił siostrę, gładząc ją po głowie:
— Spokojnie. Niech będzie szczęśliwa. A my — jeszcze bardziej.
Potem zamknął się w pokoju na cały dzień. Ola próbowała go przekonać, by wyszedł:
— No chociaż coś zjedz. Zrobiłam racuchy…

Pod wieczór wyszedł z ogniem w oczach:
— Trzeba się przygotować.
— Do czego? Coś ci strzeliło do głowy?
— Ożenię się z pierwszą, która się zgodzi — odparł zimno.
— Nie możesz! To nie tylko twoje życie — próbowała go powstrzymać na próżno.
— jeżeli nie pójdziesz ze mną, pójdę sam — zakonkludował.

W parku pełno było ludzi. Jedna dziewczyna pokręciła palcem przy skroni, druga uciekła przerażona. Ale trzecia, patrząc mu prosto w oczy, powiedziała „tak”…

— Jak masz na imię, piękna?

— Nadzieja.

— Trzeba świętować zaręczyny! — i pociągnął Nadzię i Olę do kawiarni.

Przy stoliku zapanowała niezręczna cisza. Ola nie wiedziała, co mówić. W głowie Olka jednak kłębiły się myśli o zemście. Już zdecydował — zrobi wszystko, by ich ślub też wypadł dwudziestego piątego.

— Zakładam, iż jest istotny powód, by proponować małżeństwo obcej kobiecie — przerwała milczenie Nadzieja. — jeżeli to był kaprys, nie będę miała o to żalu i odejdę.

— Nie. Już dałaś słowo. Jutro składamy papiery i jedziemy do twoich rodziców.

Olek mrugnął porozumiewawczo:

— Po pierwsze, mówmy sobie na ty.

Przez cały miesiąc przed ślubem spotykali się codziennie, rozmawiali i poznawali się.

— Może w końcu powiesz, dlaczego tak? — spytała raz Nadzieja.

— Każdy ma swoje trupy w szafie — wyminął odpowiedź.

— Ważne, żeby nie przeszkadzały żyć.

— A ty dlaczego się zgodziłaś?

— Wyobraziłam sobie, iż jestem księżniczką, którą król-ojciec wydaje za pierwszego lepszego. W bajkach zawsze kończy się dobrze: „I żyli długo i szczęśliwie”. Chciałam to sprawdzić na własnej skórze.

Ale w rzeczywistości nie było tak prosto. Po wielkiej miłości zostało złamane serce i drobne, choć bolesne, oszczędności. Nauczyło ją to jednak rozumieć ludzi. Zalotników, którzy cisnęli się tłumnie, odpędzała jednym spojrzeniem.

Nie szukała ideału, ale wiedziała, iż chce mądrego, niezależnego mężczyznę, który potrafi działać. W Olku dostrzegła determinację i poważne podejście do pracy. Gdyby nie był z siostrą, tylko z kumplami, Nadzieja przeszłaby obok obojętnie.

— Kim więc jesteś, księżniczko? — zamyślił się Olek. — Smutną Wasylisą, piękną królewną, a może żabką?

— Pocałunkiem się przekonasz — uśmiechnęła się.

Ale nie było między nimi ani pocałunków, ani niczego więcej.

Olek osobiście zajął się przygotowaniami do wesela. Nadziei pozostało tylko wybierać spośród jego propozycji. choćby suknię i welon kupił sam.

— Będziesz najpiękniejsza — powtarzał.

W urzędzie stanu cywilnego, czekając na ceremonię, niespodziewanie natknęli się na Marię i jej narzeczonego. Olek wymusił uśmiech:

— Pozwól, iż cię pogratuluję — pocałował byłą w policzek. — Życzę szczęścia z twoją portmonetką na nogach.

— Nie rób cyrku — odparła nerwowo.

Przejrzała wybrankę Olka od stóp do głów. Dostojna, piękna, nie tylko ładna, ale olśniewająca. Zachowywała się z godnością, jak królowa. Maria przegrywała na każdym polu. Zazdrość rozdzierała jej duszę. Nie czuła się szczęśliwa. Przekonanie, iż popełniła bOlek spojrzał w oczy Nadziei, zrozumiał swój błąd i przytulił ją mocno, czując, iż dopiero teraz, po latach, naprawdę się zakochał.

Idź do oryginalnego materiału