Otworzył okno i wspiął się na parapet. Czarne asfaltowe morze kusiło i przerażało.

polregion.pl 1 miesiąc temu

Dzisiaj otworzyłem okno i wspiąłem się na parapet. Ciemny asfalt na dole przyciągał mnie i jednocześnie przerażał.

Życie bywa jak kręta ścieżka w lesie – nigdy nie wiesz, dokąd cię zaprowadzi. Bartosz Nowak nie mógł przypuszczać, iż najpierw straci, a potem znów odnajdzie swoje szczęście.

Nie śpieszył się z małżeństwem. Szukał bratniej duszy. Gdy zobaczył Kasię w kawiarni, serce natychmiast mu zabiło mocniej – to była ona. Bez zastanowienia podszedł i przedstawił się. Czytali te same książki, oglądali te same filmy, oboje uwielbiali jeździć na łyżwach, marzyli o dużej, szczęśliwej rodzinie.

Wszystko potoczyło się zgodnie z ich marzeniami, tylko dzieci nie było. Kasia chodziła po lekarzach, jeździła choćby do świętych miejsc, nie tracąc nadziei. Pewnego dnia uwierzyła, iż jest w ciąży. Nie spieszyła się do szpitala, czekała, by się upewnić. Dopiero gdy brzuch zaczął rosnąć, poszła do lekarza.

Okazało się, iż to nie ciąża, a guz. Gdy Bartosz przychodził z Kasią do onkologii, widział zamrożone spojrzenia chorych, jakby nasłuchiwali własnego oddechu. niedługo ten sam wzrok dostrzegł u Kasi.

Nie odstępował żony na krok. Najpierw wziął urlop, potem zwolnienie. Ale szef postawił ultimatum: wracasz albo podajesz się do dymisji. Bartosz podpisał wypowiedzenie.

Całymi dniami opiekował się Kasią. Trzymał ją za rękę, gdy zaczęła się dusić, modlił się, by Bóg nie rozdzielał ich, zabrał go razem z nią.

Nic nie pomogło. Po trzech miesiącach Kasi nie było.

Po pogrzebie Bartosz wrócił do pustego mieszkania. Szlafrok Kasi wisiał na oparciu krzesła od miesiąca. Czekał, iż wstanie i go założy. W przedpokoju stały jej buty, wisiała kurtka, którą kupili zeszłej wiosny na wyprzedaży. Wszędzie widział ślady Kasi – ukochanej, jedynej, która odeszła tak wcześnie.

Wtulił twarz w poduszkę, wciąż pachnącą żoną, i wył. Potem poszedł do sklepu, kupił dwie butelki wódki. Rano ledwo wstał. Ból, który wieczorem trochę zelżał, wrócił ze zdwojoną siłą. Wylał resztę alkoholu do zlewu. Co za różnica, co się z nim stanie? Bez Kasi nie chciał żyć.

W dzień udawało się jakoś funkcjonować, ale nocami atakowała go rozpacz. Pewnego wieczoru stał przy oknie i patrzył na nocne miasto. Co go tu trzyma? Mieszkanie? Niech się potopi. Nie miał pracy, żony, dzieci. Otworzył okno i stanął na parapecie. Ciemny asfalt w dole przyciągał i przerażał. Czwarte piętro – nie tak wysoko. A jeżeli nie zginie od razu?

Zadzwonili do drzwi. Przez krótką chwilę patrzył w dół, potem zszedł z parapetu i otworzył. W progu stała sąsiadka.

– Widzę, też cię bezsenność męczy. Wpadłam sprawdzić, czy żyjesz. Jakoś za cicho u ciebie. Skąd przeciąg? Okno otwarte? Nie myślałeś o głupocie? – Wpatrywała się w niego z niepokojem.

– Wietrzę tylko – odparł spokojnie.

– No dobrze. Tylko mi nic nie rób. Jak wyskoczysz, to Kasi już nigdy nie zobaczysz. To grzech śmiertelny – odbierać sobie życie. Bóg nie pozwoli wam być razem w niebie.

– Wszystko w porządku, ciociu Marysiu.

Ledwo się jej pozbył. Ale ochota na skok minęła. Też słyszał, iż samobójstwo to grzech, który nie zostaje wybaczony.

Nie spał całą noc, rozmyślał. Rano wrzucił parę rzeczy do torby i zdjęcie, na którym zostali z Kasią na zawsze. Oszczędności pochłonęło leczenie. Wzrok przykuł szlafrok na krześle. Odwrócił się i wyszedł. Zamknął mieszkanie i zapukał do sąsiadki.

– Gdzie się wybierasz? – spytała, widząc torbę.

– Do matki. Nie mogę tu zostać. Zapiłbym się.

– Słusznie. Na długo? – Zmrużyła oczy.

– Nie wiem. Dopilnujesz mieszkania? – Podał jej klucze. – Masz numer, dzwoń, jeżeli coś. Już idę. – Machnął ręką i gwałtownie zszedł po schodach.

Chwilę siedział w samochodzie, zbierając myśli. Potem przekręcił kluczyk i wyjechał. Na drodze wcisnął gaz do dechy. Przemknęła mu przez głowę myśl, by puścić kierownicę… Ale wtedy mogliby zginąć niewinni ludzie.

Przejechał dwieście kilometrów jak w transie, po raz pierwszy od miesięcy czuł lekkość. Rodzinne miasto zaskoczyło wąskimi, błotnistymi ulAle gdy zobaczył Lidię, dawną miłość z liceum, stojącą przed swoim spalonym domem z dwójką dzieci, zrozumiał, iż życie daje mu jeszcze jedną szansę – i tym razem postanowił z niej skorzystać.

Idź do oryginalnego materiału