Oto menu, przygotuj wszystko na piątą, nie ja przecież będę stać w kuchni w swoje urodziny!” – rozkazała teściowa, ale gwałtownie pożałowała swoich słów

newskey24.com 1 dzień temu

Dziś obudziłem się wczesnym rankiem, myśląc o tamtej historii. Muszę ją zapisać to dobry przykład, jak czasem radykalne metody mogą naprawić relacje.

Helena Nowak obudziła się w sobotni poranek z uczuciem święta. Sześćdziesięciolecie okrągła rocznica, godna celebracji. Od miesięcy planowała ten dzień: lista gości, suknia, menu. W lustrze odbijała się zadowolona twarz kobiety przyzwyczajonej, iż wszystko idzie po jej myśli.

Mamo, wszystkiego najlepszego! jako pierwszy pojawił się w kuchni Marek, trzymając w rękach małe pudełko. To od nas z Karoliną.

Karolina skinęła głową w milczeniu, stojąc przy kuchence z kubkiem kawy. Zawsze była małomówna rano, zwłaszcza gdy chodziło o święta teściowej.

Ach, Marku, dziękuję! Helena przyjęła prezent z przesadną radością. Jadłeś już śniadanie?

Tak, mamo, wszystko w porządku odparł, spoglądając na żonę.

Karolina odstawiła kubek, przygotowując się mentalnie na to, co miało nadejść. Ostatnie dni teściowa spędzała w euforii, co tylko wzmagało jej zamiłowanie do rozkazywania. Jakby świąteczny nastrój dawał jej prawo do rządzenia jeszcze bardziej niż zwykle.

Karolinko, kochanie zwróciła się do niej Helena tonem, który zawsze zapowiadał prośbę-rozporządzenie. Mam dla ciebie małe zadanie.

Karolina odwróciła się, starając się zachować neutralny wyraz twarzy. Po trzech latach w tym domu nauczyła się czytać intonacje teściowej jak otwartą książkę.

Oto menu, przygotuj wszystko na piątą. Nie będę przecież stać w kuchni w swoje urodziny. Helena podała złożony arkusz papieru, zapisany jej starannym pismem.

Karolina wzięła kartkę, przebiegła wzrokiem po linijkach i poczuła ucisk w żołądku. Dwanaście dań. Dwanaście! Od prostych kanapek po skomplikowane sałatki i gorące przekąski.

Heleno, zaczęła ostrożnie, ale to cały dzień pracy

No właśnie! roześmiała się teściowa, jakby to była oczywistość. A czym się zajmuje się w takie wielkie święto? Oczywiście gotowaniem dla solenizantki! Gości będzie mnóstwo, wszystkie moje przyjaciółki, sąsiedzi Nie można przecież wyjść na skąpca!

Marek patrzył to na matkę, to na żonę, czując narastające napięcie.

Mamo, może zamówimy coś gotowego? zaproponował niepewnie.

Co ty mówisz?! oburzyła się Helena. W moje urodziny karmić gości kupnym jedzeniem? Co ludzie powiedzą? Nie, wszystko musi być domowe, przygotowane z sercem.

Karolina zacisnęła pięści. Z sercem. Oczywiście, z jej sercem, które miało cały dzień harować przy garnkach.

Dobrze odparła krótko i ruszyła w stronę wyjścia.

Karolina! zawołał Marek. Zaczekaj.

Zatrzymała się w przedpokoju, ciężko oddychając. Marek podszedł, spuszczając wzrok.

Słuchaj, pomógłbym, naprawdę, ale wiesz, iż w kuchni tylko przeszkadzam

Oczywiście uśmiechnęła się wymuszenie. A to, iż twoja matka traktuje mnie jak służącą, to w porządku?

No co ty Marek wzruszył ramionami. Pomyśl, przygotowanie czegoś dla mamy w jej święto to nic trudnego. Tyle dla nas robi, daje nam dach nad głową, nie bierze od nas pieniędzy za rachunki

Karolina spojrzała na męża długo. Mogła przypomnieć mu, jak jego matka ciągle wypomina jej to mieszkanie, jak krytykuje jej sprzątanie, gotowanie. Mogła opowiedzieć, jak Helena przy każdej okazji przypomina, iż przygarnęła dziewczynę z prowincji, jakby to była łaska. Ale po co? Marek i tak by nie zrozumiał. Dla niego matka zawsze była święta, a jej pretensje kaprysami rozwydrzonej żony.

Dobrze powiedziała i weszła do kuchni.

Następne godziny minęły w szalonym tempie. Kroiła, gotowała, smażyła, mieszała. W głowie kołatała jedna myśl. W końcu, gdy stała przy garnku, przyszło olśnienie. Pomysł był prosty i piekielnie skuteczny.

Wyjęła z szafki małe pudełko, które kupiła w aptece miesiąc temu dla siebie, ale nie użyła. Środek przeczyszczający. Działał po godzinie.

Przestudiowała menu. Sałatki, przekąski do wszystkiego można było dodać kilka kropel. Gorące dania zostawiła nietknięte. W końcu i ona z mężem musieli coś zjeść.

O piątej stół uginał się od jedzenia. Helena, w nowej sukni i pełnym zestawie biżuterii, obeszła kuchnię jak generał przed bitwą.

Nieźle skinęła łaskawie. Choć sałatka jarzynowa mogłaby być bardziej słona.

Karolina milczała, rozkładając talerze. W środku śmiała się z wyprzedzeniem.

Goście zjawili się punktualnie. Helena witała każdego z otwartymi ramionami, przyjmowała prezenty i komplementy. Jej przyjaciółki damy w podobnym wieku, równie odświętne zachwycały się zastawą.

Helenko, ależ się postarałaś! wołała Wanda z trzeciego piętra. Cudo!

Ach, co tam skromniła się solenizantka. To ja z Karolinką. Choć oczywiście główną pracę robiłam sama, ona tylko pomagała.

Karolina, rozkładająca sztućce, ledwo powstrzymała śmiech. Pomagała. Jasne.

Marku szepnęła mężowi nie jedz sałatek. Poczekaj na gorące.

Dlaczego?

Po prostu poczekaj.

Wzruszył ramionami, ale posłuchał. Karolina usiadła z boku, obserwując, jak goście zajadają przekąski. Helena opowiadała, jak długo planowała menu, jak wybierała produkty.

Ta sałatka to mój popisowy numer chwaliła się. Receptura od babci.

Boska! potakiwała Irena. Masz złote ręce!

Minęła godzina. Karolina zerkała na zegarek. I wtedy się zaczęło.

Pierwsza złapała się za brzuch Wanda.

Oj jęknęła. Coś mi nie dobrze

Mnie też! dodała sąsiadka. Helenko, na pewno wszystko było świeże?

Helena zbladła.

Oczywiście! Wczoraj kupowałam!

Ale i ją dopadło. gwałtownie przeprosiła i pobiegła do łazienki. Za nią ruszyła kolejka gości.

Karolino szepnął Marek. Co się dzieje?

Nie wiem odparła spokojnie. Pewnie coś nieświeżego. Na szczęście

Idź do oryginalnego materiału