"Żelkowe matki" – pozwalają na słodycze
"Żelkowe matki" – to określenie, które zyskało popularność wśród rodziców, a szczególnie wśród kobiet, które chcą żyć zgodnie z własnymi zasadami, nie dając się zgnębić presji społecznej. A wszystko zaczęło się od... bycia ocenianą przez inne matki oraz bezdzietne kobiety.
Melissa Willets, dziennikarka portalu parents.com, w swoim felietonie poruszyła temat nowego trendu, czyli "żelkowych matek". To kobiety, które pozwalają swoim dzieciom na słodycze, fast foody i nierzadko podczas żywienia dzieci posiłkują się gotowcami. To również matki, które spotykają się z ogromną krytyką, a niektórzy uważają wręcz, iż krzywdzą swoje dzieci i zaniedbują je z lenistwa.
W świecie internetu, w którym wszystko ma być idealne widok dziecka sięgającego po batonik, chipsa czy jedzącego mrożoną pizzę wielu wydał się wręcz oburzający. W końcu to cukier, puste kalorie, za dużo soli! Co to za matka, która daje dziecku gotową przekąskę zamiast zdrowego, zbilansowanego posiłku, na którego ugotowanie poświęciła pół dnia?
Wiele matek poczuło się winnych, iż pozwalają dzieciom na "słodkie nagrody". Jednocześnie wskazują, iż nie wszystko jest kwestią lenistwa, a raczej przetrwania. W końcu doba jest ograniczona, a wychowanie dziecka, opieka nad domem i praca zawodowa to nie lada wyzwanie. Nie ma co oszukiwać – nie każdego dnia priorytetem pozostało dbanie o idealną dietę dziecka.
"Żelkowe matki" – nie udają ideałów
Czasem chodzi po prostu o to, by dziecko było najedzone, zjadło ciepły posiłek albo doczekało do obiadu – choćby kosztem zjedzenia czegoś nie do końca zdrowego.
"Niezależnie od tego, jaka psychologia się za tym kryje, z mojego punktu widzenia posiadanie zamrażarki wypełnionej nuggetsami z kurczaka, tubkami jogurtowymi, chipsami, batonikami to nie jest patologia, a raczej przetrwanie. Moje dzieci nie zadowolą się przekąską z selera naciowego po długim i intensywnym dniu w szkole, bo do obiadu jeszcze daleko" – wskazała mama felietonistka.
Oczywiście, nie można udawać, iż gotowe produkty, przetworzone mięso czy wysoka ilość cukru pozostają bez wpływu na zdrowie dzieci czy dorosłych. Ale we wszystkim najważniejszy jest umiar. Okazjonalne zjedzenie czegoś "śmieciowego" nie sprawi, iż ucierpi zdrowie naszego dziecka albo jego nawyki żywieniowe już zawsze będą złe.
Wiele kobiet wskazuje, iż nie ma zamiaru tłumaczyć się krytykom z tego, iż pozwalają dzieciom na odrobinę wolności w diecie. Jak stwierdziła jedna z parentingowych tiktokerek @authenticallyamanda12: "Tylko dlatego, iż nikt nie zakazuje jeść słodyczy, nie robi z tego wielkiej zbrodni, moje dzieci częściej wybierają owoce czy choćby warzywa".
Melissa Willets wskazuje także na hipokryzję niektórych bezdzietnych, które przekonują, iż "gdyby miały dzieci, to nigdy nie karmiłyby ich śmieciowym jedzeniem". "To się jeszcze okaże" – wskazuje.
Z jednej strony dbałość o dietę dziecka jest niezwykle ważna, ponieważ zapewnia prawidłowy rozwój, z drugiej strony – nie dajmy się zwariować. Matki są oceniane z każdej strony i nie powinny mieć wyrzutów sumienia tylko dlatego, iż czasem nie zdążą zrobić obiadu i posłużą się mrożonką.