Ostatni List

twojacena.pl 2 tygodni temu

Ostatni list

Kinga nie znała swojego ojca. Gdy podrosła i zapytała mamę o niego, ta tylko odparła:

– Czy źle ci się żyje ze mną?

Halina kochała córkę, choć nie rozpieszczała. Jak nie kochać cichej, wielkookiej dziewczynki? Nie sprawiała kłopotów, nie uciekała z lekcji, dobrze się uczyła i słuchała matki.

Była zwyczajną, niczym niewyróżniającą się dziewczyną. Nie wszystkim przecież być pięknościami. Nigdy nie usłyszała od dorosłych, iż jest słodka czy urocza. „Zupełnie jak matka!” – mówili.

Mama nie używała perfum, nie malowała ust, nie chodziła na obcasach. „Jakie obcasy? Po całym dniu przy maszynach nogi bolą” – mawiała. Pracowała w zakładach włókienniczych. W halach panował hałas, więc Halina przywykła mówić głośno, niemal krzyczeć.

Po dziewiątej klasie mama wysłała Kingę na wakacje na wieś, do swojej przyjaciółki. Chyba miała w planach nowy związek. Córka nie przeszkadzała, ale jeszcze na takie rzeczy za wcześnie.

– Jak poznałaś moją mamę? – zapytała Kinga ciocię Wandę. – Ona jest z miasta, a ty mieszkasz na wsi.

– Twoja matka też była wiejską dziewczyną. Przyjaźnimy się od kołyski. Potem wyjechała do miasta, dostała pracę w fabryce. Nie mówiła ci? Zawsze wstydziła się swoich korzy. – Ciocia Wanda westchnęła. – A ja zostałam, zaraz po szkole wyszłam za mąż. Dzieci Pan Bóg nie dał, mąż wyjechał za pracą i przepadł. Tak żyję sama. Twoja matka przynajmniej urodziła, a tu choćby porządnych mężczyzn nie ma. Wszyscy piją.

– A mój ojciec? Wiesz coś o nim?

– A czego nie wiedzieć? W fabryce same kobiety pracują. Po zmianie nie ma czasu w miłość. Twojej matce jako przodowniczce pracy dali mieszkanie. Nie każdemu się tak poszczęściło. A lata lecą.

Przyszedł do nich mechanik, naprawiał maszyny. Nie przystojny, ale faceta uroda nie zdobi. W babskim kolektywie każdy na wagę złota. Nie wiem jak, ale zaszła w ciążę. I to w ostatniej chwili, prawie się nie udało.

Halina urodą nie grzeszyła. Zalawcy za nią tabunami nie chodzili. Jak się dowiedziała, iż będzie dziewczynka, to jeszcze się ucieszyła. Dziewczynkę bez ojca wychować łatwiej. Urodziła dla siebie. Tak się to nazywa. – Ciocia Wanda westchnęła.

Z ciocią Wandą łatwo się gadało, nie tak jak z mamą. I w gospodarstwie wiele Kingę nauczyła. Bo co innego robić na wsi? Dzieci przyjechało sporo, ale same maluchy, nie w wieku Kingi.

A pod koniec lipca przyjechał do sąsiada nastolatek. Kinga jak go zobaczyła, to serce zabiło mocniej. Pomagał dziadkowi w ogrodzie, wodę nosił z rzeki, a Kinga patrzyła na niego przez okno.

Pewnego dnia widziała, jak poszedł nad rzekę. Kinga złapała ręcznik i za nim. Tylko w połowie drogi przypomniała sobie, iż nie założyła kostiumu, ale nie wracała przecież. Usiadła na trawie nad brzegiem i patrzyła, jak nurkuje i parska, wynurzając się. On też ją zauważył.

– Czemu siedzisz? Woda ciepła! – krzyknął do Kingi.

Zawstydziła się, chciała uciec. A on nagle wyszedł na brzeg i podał jej lilię wodną, pachnącą rzeką i mulem.

Kinga w zamian dała mu swój ręcznik. Rozgadali się. Jacka rodzice wysłali na wieś do dziadka, bo się rozwodzili i majętności dzielili.

– Co robisz jutro? – zapytał Kingę.

– Nic, pomagam cioci W”Po latach rozłąki, Kinga i Jacek w końcu znaleźli swoje szczęście, a w starej wiejskiej chałupie znów rozbrzmiewał śmiech dziecka.”

Idź do oryginalnego materiału