Zdecydować się na rozwód…
Z tacą w rękach Jadwiga wytrzymała nieskończenie długą kolejkę w stołówce i pospiesznie zwróciła się do młodego chłopaka za ladą:
– Poproszę trzy zupy, trzy bigosy i trzy kompoty.
Miejsca na tacy brakowało. Kilka razy Jadwiga wymownie spojrzała w stronę stolika, gdzie czekali na nią mąż i syn. Synek miał zaledwie dziesięć lat, oczywiście, nie rozumiał, iż powinien pomóc mamie. Ale mąż? Siedział, wpatrzony w telefon, choćby nie podnosząc wzroku. Musiała zrobić dwa kursy. Krążąc tam i z powrotem, przeniosła zamówienie pod wymownymi i nieprzychylnymi spojrzeniami ludzi z kolejki. Mąż, nie odrywając oczu od ekranu, przyciągnął do siebie talerz z zupą. Przeciągnął łyżką po wargach i skrzywił się:
– Co, grochówkę wzięłaś? Nie chcę grochówki. Mogłaś zapytać.
– Mógłbyś podejść i wybrać sam – odpowiedziała zmęczona Jadwiga. – Nie potrafię czytać w twoich myślach.
– Jeszcze czego! Żebyśmy oboje stali w kolejce! Wystarczyło spytać.
Jadwiga pochyliła się nad zupą i postanowiła nie odpowiadać na ostatnią uwagę męża. Znów się kłócić? Marek zawsze taki. Wiecznie wszystkim niezadowolony.
Dziesięcioletni synek idealnie naśladował zachowanie ojca.
– Fuj, mamo, bigos przyniosłaś? Nie lubię bigosu, przecież wiesz.
– Nasza mama myśli tylko o sobie – mruknął Marek, nie odrywając wzroku od telefonu, jednocześnie pochłaniając zupę, którą przed chwilą skrytykował.
– Jedz, co dają – syknęła Jadwiga na synka i rozejrzała się, czy przypadkiem nie zrobiła tego zbyt głośno. Czy nikt nie słyszał?
W stołówce było „jak w kinie na premierze”. Wczasowicze spieszyli się na śniadanie, by potem ruszyć nad morze. Jadwiga też miała takie plany, tyle iż nie wiedziała, czy całą rodziną, czy tylko z synkiem Krzysiem. Marek mógł zostać w pokoju. Wczoraj narzekał, iż daleko do morza. Jak zwykle wina była Jadwigi. To ona wybrała ten pensjonat. Choć proponowała mężowi, by wybrali razem. Marek machnął ręką i zirytował się:
– Co, sama nie potrafisz? Daj mi odpocząć po pracy. Zrób to sama. Co w tym trudnego?
No i zrobiła. I, jak zawsze, wszystko źle. Pensjonat daleko od miasta. Zabytków nie zobaczysz. Do morza dziesięć minut marszu.
Markowi nie podobało się.
Po śniadaniu Jadwiga zaczęła zbierać puste talerze na tacę i zauważyła, jak do stołówki wchodzi para z sąsiedniego pokoju. Interesująca para – zadbana kobieta około pięćdziesiątki i jej uśmiechnięty, wysportowany mąż.
Kobieta weszła jak królowa i od razu zajęła wolny stolik. A mąż ruszył do kolejki. Ale zanim to zrobił, zapytał:
– Kochanie, jaki dziś deserkę wziąć?
Jadwiga usłyszała to, niosąc tacę z naczyniami. Szła sama, bo mąż z synkiem wyszli zaraz po zjedzeniu. Nie pierwszy raz zazdrościła sąsiadce. Oto mąż! Skąd się biorą tacy mężczyźni?
Kiedyś wydawało się Jadwidze, iż Marek też taki był. Pięknie się opiekował, był troskliwy i uważny. Po ślubie odbierał ją z pracy, razem gotowali kolację i planowali wieczór. Razem.
Kiedy to się zmieniło? Pewnie po urodzeniu Krzysia.
Jadwiga poszła na urlop macierzyński i stało się oczywiste, iż skoro jest w domu, to do powrotu męża musi być obiad i porządek. Krzyś był spokojnym dzieckiem, więc nie było trudno. Starała się być idealną żoną.
Później wróciła do pracy. A jednak ciągnęła wszystko – gotowanie, sprzątanie, syna. Jest kobietą, tak trzeba. Szkoda tylko, iż Marek tego nie docenia. adekwatnie nie docenia ani trochę.
Mąż traktował starania Jadwigi jak coś oczywistego, a do tego zaczął się czepiać. Koszula źle wyprasowana, makaron odgrzewany. Jadwiga każdą krytykę brała do serca. I spieszyła się poprawić. Ogólnie mąż był niezły. Dobrze zarabiał, nie chodził na boki. Po pracy prosto do domu. A jeżeli wiecznie narzekał, to taki już jego charakter. Nic na to nie poradzisz.
Jadwiga wyPo roku Marek w końcu zrozumiał, iż jeżeli chce uratować małżeństwo, musi się zmienić – i tym razem to on stanął w kolejce po obiad, podczas gdy Jadwiga odpoczywała przy stoliku z uśmiechem.