Pięć lat temu świat Krzysztofa Kowalskiego zawalił się by powstać z popiołów z nową, oślepiającą siłą. Wtedy jego sześcioletnia córka Jagoda, światły anioł w ludzkiej postaci, zaczęła tracić siły. Jej uśmiech, który niegdyś rozświetlał najciemniejsze pokoje, pojawiał się coraz rzadziej. Lekarze, najpierw powściągliwi, potem lodowaci, wydali wyrok: nieuleczalna choroba. Guz mózgu. Słowo, którego nie da się wypowiedzieć bez drżenia. Ale dla Jagody to nie był wyrok to było wyzwanie, które przyjęła z dojrzałością godną królowej.
Krzysztof i Alicja, ludzie, których serca zostały złamane, zanim zrozumieli, iż można je złamać, zrobili wszystko, by dać córce szansę na normalne życie. Marzyli, by Jagoda poszła do szkoły, poznała litery, nauczyła się liczyć, przeczytała bajkę przed snem. Marzyli o tym, co dla wielu było codziennością. Dla nich to był heroizm.
Wzięli korepetytorkę Irenę Nowak, kobietę o ciepłych dłoniach i mądrym sercu. Już po kilku tygodniach zauważyła niepokojący objaw: po każdej półgodzinnej lekcji Jagoda miała ostry ból w skroniach. Dziewczynka zaciskała zęby, bladła, ale uparcie prosiła o kontynuację. Chcę się uczyć mówiła. Muszę zdążyć. Irena, nie mogąc milczeć, delikatnie, ale stanowczo zasugerowała rodzicom wizytę u lekarza:
To może nie być zwykłe zmęczenie. Trzeba to sprawdzić. Na poważnie.
Alicja, kobieta z intuicją matki, wyczuła, iż coś jest nie tak. Zapisała córkę na badania jeszcze tego samego dnia. Następnego ranka cała rodzina ojciec, matka i krucha jak wiosznowy kwiat Jagoda wyruszyła do szpitala. Krzysztof, silny, pewny siebie biznesman, powtarzał sobie: To tylko etap rozwoju. Rosnący organizm. Minie. Nie mogł, po prostu nie mógł dopuścić, iż jego córka jest chora. Jagoda była cudem wymodloną córką, urodzoną, gdy Alicja miała 37 lat, gdy wszyscy myśleli, iż już nie będą mieli dzieci. Każdego ranka szeptali: Dziękuję Ci, Boże, za nią. A teraz Boże wydawało się, iż zabiera swój dar.
Trzy godziny wieczność spędzili w szpitalnych korytarzach. Lekarz był chłodny jak zimowy wiatr. Następnego ranka, zostawiając Jagodę z opiekunką, rodzice wrócili po wyniki. W gabinecie powitało ich milczczenie i ciężkie spojrzenie.
Wasze dziecko ma guza mózgu powiedział lekarz. Rokowania są niepomyślne.
Alicja zachwiała się, jak podcięta. Twarz Krzysztofa skamieniała. Stał jak w mgle, nie wierząc, nie akceptując, nie chcąc. To nie mogła być prawda. To była pomyłka. Pomyłka wszechświata. Biegli do kolejnych klinik drugiej, trzeciej, czwartej. Wszędzie ten sam wyrok.
Rozpoczął się bój. Bój o każdy dzień, o każdy oddech. Krzysztof i Alicja sprzedali firmę, dom, samochód. Latali do Stanów, Niemiec, Izraela. Płacili za eksperymentalne metody, najlepsze kliniki, ostatnie nadzieje. Ale medycyna rozłożyła ręce. Jagoda gasła. Powoli, nieubłaganie. A jednak z uśmiechem.
Pewnego wieczora, gdy słońce chyliło się za horyzont, malując pokój złotem, Jagoda cicho powiedziała do ojca:
Tato Obiecałeś mi pieska na urodziny. Pamiętasz? Tak chciałabym się z nim pobawić Czy zdążę?
Serce Krzysztofa pękło. Ścisnął jej małą dłoń, patrzył w oczy pełne światła i powiedział:
Oczywiście, kotku. Oczywiście, kupimy. I na pewno się z nim pobawisz. Obiecuję.
Alicja płakała całą noc. Krzysztof stał przy oknie, wpatrując się w ciemność, i szeptał w przestrzeń:
Dlaczego ją zabierasz? Jest taka dobra, taka jasna Weź mnie! Weź mnie zamiast niej! Ja nie jestem światu potrzebny, ale ona ona jest potrzebna wszystkim!
Następnego ranka cicho wszedł do pokoju Jagody, trzymając na rękach małego szczeniaczka złocistego labradora o oczach pełnych dobroci. Nagle piesek wyrwał się, przemykając po dywanie jak błyskawica, i wskoczył na łóżko. Jagoda otworzyła oczy i po raz pierwszy od dawna roześmiała się.
Tato! Jaki on śliczny! wykrzyknęła, tuląc pieska. Nazwę go Zeus!
Od tej pory już się nie rozstali. Zeus stał się jej cieniem, obrońcą, głos








![Nie chcielibyśmy znaleźć się w DPS. A jednak wiele z nas tam trafi, bo musi [ROZMOWA]](https://cdn.oko.press/cdn-cgi/image/trim=35;0;42;0,width=1200,quality=75/https://cdn.oko.press/2025/10/20251029-dps-wywiad.jpg)



