Opowieść o rodzinie, która spłonęła jak świeca, i o samotności w zapomnieniu

newsempire24.com 6 dni temu

Oj, dzieciątko, przysiądź tu koło mnie, bo chcę ci opowiedzieć pewną historię nie byle jaką, ale taką, która serce ściska, jak stary płótniak na wietrze. To opowieść o mojej rodzinie, która spłonęła jak świeca, i o tym, jak zostałam tu, w domu spokojnej starości, zapomniana przez prawie wszystkich.

Miałam kiedyś gromadkę dzieci. Pięcioro ich, jak pięć palców u ręki każde inne, wyjątkowe, z własnym losem i troskami. Mieszkaliśmy w małym miasteczku, w domu, którego ściany pamiętały jeszcze moich rodziców. Dbałam o ten dom, jak tylko umiałam, i wierzyłam, iż rodzina to mocny fundament, który przetrwa każdą burzę.

Ale z czasem wszystko zaczęło się kruszyć, jak stara tynkowa ściana. Pierwsza odeszła Helena najstarsza córka. Wyszła za mąż za przedsiębiorczego człowieka, wyjechała do Warszawy, w wielki świat biznesu. Na początku dzwoniła, pytała, jak się czuję. Z czasem telefony stały się rzadsze. W końcu przestała odbierać. Mówiła, iż jest bardzo zajęta, iż tyle spraw na głowie. A ja wciąż siedziałam przy telefonie, czekając, aż przypomni sobie o mamusi. Pewnego dnia dowiedziałam się, iż ma już nowe życie, w którym jestem tylko cieniem z przeszłości. Wtedy po raz pierwszy poczułam, jak pęka mi serce.

Drugi był Igor ukochany syn. Miał duszę czułą, a charakter poszarpany jak jesienny wiatr. Miał kłopoty z pracą, często przesiadywał w towarzystwie złej sławy. Starałam się pomóc, gotowałam, ogrzewałam, a on tylko się oddalał. Pewnego wieczoru wrócił pijany, pokłóciliśmy się. Rzucił słowami, które na długo wryły mi się w pamięć. Rano zniknął. Minęło już kilka lat, a o nim ani widu, ani słychu.

Trzecia Marianna, cicha i skromna. Wyjechała z miasteczka, przeprowadziła się do dalekiej wsi, wyszła za mąż za człowieka, którego nigdy nie poznałam. Rzadko dzwoniła, a gdy przyjeżdżała, była tak obca, jakby żyła w innym świecie. Kiedy zachorowałam, nie przyjechała mówiła, iż nie ma czasu, iż ma własne problemy. To bolało, ale zrozumiałam: w jej życiu już mnie nie ma.

Czwarty Wojciech. Był podobny do mnie pracowity i oddany rodzinie. Razem remontowaliśmy dom, razem świętowaliśmy. Ale z czasem założył własną rodzinę, i poczułam, iż dla niego jestem już tylko przeszłością. Przestał przychodzić, w końcu przestał dzwonić. Pytałam, co się stało, a on odpowiadał, iż wszystko w porządku, iż jest zajęty, iż życie się zmienia.

I ostatni najmłodszy, Szymon. Został ze mną najdłużej. Dopóki był mały, żyliśmy razem. Ale gdy dorósł, wyjechał do Krakowa na studia i tam znalazł pracę. Mówił, iż mi pomoże, iż będzie często przyjeżdżał, iż jestem mu najbliższa. ale z każdym rokiem telefony stawały się rzadsze, aż w końcu ucichły. Pewnego dnia przyjechał na kilka dni, a potem znów zniknął, zostawiając mnie samą z rozbitym sercem i pustymi pokojami.

I tak, moje dziecko, zostałam sama. Dom, który niegdyś brzmiał śmiechem i krzykami, stał się ciszą i smutkiem. Próbowałam zachować ciepło w sercu, ale lata i brak bliskich ścierają człowieka, jak wiatr ślady na piasku.

Przywieźli mnie tutaj do domu spokojnej starości. Na początku bolało, jakby rzucono mnie na kamień w środku burzy. Płakałam w nocy, wspominając każdego, kto kiedyś był blisko, kto obiecywał, iż mnie nie opuści. Ale dni mijały, i nauczyłam się tu żyć wśród obcych ludzi i ciszy.

Czasem przychodzą siostry, czasem współlokatorzy opowiadają swoje historie, ale i tak czuję pustkę. Moje dzieci to jak wspomnienia, które straciły kolor.

Aż pewnego wieczoru, gdy słońce zachodziło za oknem, zrozumiałam: choć odeszli, choć jestem zapomniana, mam swoją historię. I chcę, żebyś ty, dzieciątko, pamiętała rodzina nie zawsze jest blisko, ale miłość, którą daliśmy, i światło, które nieśliśmy, nigdy nie zgasną.

Bo choćby w najciemniejszą noc można znaleźć latarnię. Może nie tę nad morzem, ale tę, która świeci w środku każdego z nas. I choć teraz jestem tu, w tym domu, wciąż trzymam tę latarnię moją wiarę, moją miłość i moje wspomnienia.

Oto cała historia, moje dziecko. Nie zapominaj o bliskich, bo czas ucieka i nie czeka. Miłość to najważniejsze, co mamy, choćby jeżeli czasem chowa się za ścianą milczenia.

Przysiądź jeszcze, opowiem ci, jak kiedyś śpiewałam piosenki, które grzały duszę, i o tym, jak ważne jest umieć wybaczać Ale to już innym razem, dobrze?

Idź do oryginalnego materiału