Opowiem Wam historię, która od dawna leży mi na sercu, ale często ją zatrzymuję dla siebie. Może w błędzie myślę, iż inni mają gorzej. Dziś jednak pragnę w końcu głośno przyznać, iż nie jestem szczęśliwa. I iż od zawsze czułam się nieszczęśliwa.

newsempire24.com 2 miesięcy temu

Opowiem wam historię, która od lat ciąży mi na sercu, choć zwykle wolę ją chować głęboko w sobie. Może błędnie wierzyłam, iż inni mają gorzej. Ale dziś wreszcie chcę głośno wyznać: nie jestem szczęśliwa. Od zawsze czułam się nieszczęśliwa.

Trzydzieści lat temu wyszłam za Ignacego. Nie z miłości, ale bo tak wypadało. Rodzice powtarzali, iż to stabilny człowiek, iż przy nim niczego mi nie zabraknie. Posłuchałam ich.

Wtedy myślałam, iż miłość nie jest najważniejsza. Liczyła się pewność jutra.

Co za błąd.

**Codzienne upokorzenia**
Ignacy nigdy nie krępował się upokarzać mnie przy innych.

choćby jajka na miękko nie umie ugotować! śmiał się przy stole wśród kolegów, a oni ryczeli ze śmiechu.

W łóżku jest jak kłoda żartował, nie zważając, iż stoję obok, spuszczam wzrok i płonę ze wstydu.

Milczałam. Znosiłam.

Starałam się zasłużyć na jego uczucie. Gotowałam obiady, byłam czuła. W zamian dostawałam chłód i pogardę.

A potem urodziły się dzieci.

Dla nich wytrzymam myślałam.

**Pod jednym dachem, w oddzielnych światach**
Gdy synowie dorośli i wyprowadzili się, Ignacy choćby nie udawał, iż jeszcze mnie potrzebuje.

Wybudował osobne pomieszczenie w domu i żyje tam sam. Sąsiedzi myśleli, iż to idealna rodzina z zewnątrz nic się nie zmieniło. Dzielimy kuchnię, łazienkę.

Ale nikt nie wie, iż choćby lodówka jest podzielona.

Na swoich pojemnikach pisał grubymi literami I.K., żebym przypadkiem nie tknęła jego jedzenia.

Ja jadłam to, na co mnie stać: owsiankę, ziemniaki, czasem zupę fasolową.

Do kuchni wchodziłam tylko, gdy wychodził. To była jego strefa. Rano i w południe jadłam w swoim pokoju. jeżeli przypadkiem się spotkaliśmy, rzucał na mnie wściekłe spojrzenie.

Sam rozkładał wędliny, sery, nalewał wino. Nie proponował choćby okruszka.

Czułam się jak duch we własnym domu.

**Obcość przepełniona nienawiścią**
Razem chodziliśmy do sklepu. Każde kupowało tylko to, co zje.

Rachunki dzieliliśmy co do grosza.

Dla świata byliśmy parą. choćby synowie, odwiedzający nas rzadko, nie domyślali się prawdy.

A ja znosiłam.

Jego ciężkie spojrzenia, milczenie pełne pogardy.

Ale najgorsze były weekendy.

Wtedy dom zmieniał się w pole bitwy.

**Jesteś nikim**
Chodził po mieszkaniu jak po swoim królestwie. jeżeli zostawiłam coś po jego stronie stołu wybuchał.

Warczał całymi godzinami, aż eksplodował.

Jesteś głupią krową! wrzeszczał mi w twarz.

Tępą jak kamień na drodze!

Latami zaciskałam pięści. Latami gryzłam język.

Aż pewnego dnia coś we mnie pękło.

Znowu krzyczał. Nie pamiętam choćby o co.

Siedziałam naprzeciw, patrzyłam, jak się pieni, twarz wykrzywiona nienawiścią.

Miałam ochotę chwycić wazon i rzucić mu w głowę. Żeby choć przez chwilę poczuł ból, który noszę od lat.

Ale tego nie zrobiłam.

Tylko wstałam i wyszłam.

Nie krzyczałam. Nie płakałam.

Bo wiedziałam: ten człowiek już dla mnie nie istnieje.

**Drżę, ale życie tu przeraża mnie jeszcze bardziej**
Nadal tu jestem. Pod tym samym dachem.

Nie wiem, czy znajdę siłę, by odejść.

Boję się.

Ale bardziej boję się umrzeć w tym domu, nigdy nie zaznawszy prawdziwego szczęścia.

Modlę się tylko o jedno żeby moi synowie nie poszli tą samą drogą. Żeby kochali i byli kochani.

A ja

Na razie tylko przetrwam.

Idź do oryginalnego materiału