DZIWNY SEN O ZIĘCIU…
Przenikliwy dzwonek obwieścił, iż ktoś stanął u drzwi. Halina zrzuciła fartuch, otarła dłonie i ruszyła otworzyć. Na progu stała córka z młodym mężczyzną. Kobieta wpuściła ich do mieszkania.
— Cześć, mamuś — cmoknęła ją w policzek dziewczyna. — Poznaj, to Grześ. Będzie z nami mieszkać.
— Witam — mruknął chłopak.
— A to moja mama, ciocia Halina.
— Halina Stanisławówna — poprawiła córkę.
— Mamo, co na kolację?
— Grochówka i parówki.
— Nie jem grochówki — oznajmił Grześ, zdejmując buty i wchodząc do pokoju.
— No co ty, mamo, Grześ nie lubi grochu — wybałuszyła oczy córka.
Chłopak rozsiadł się na kanapie, rzucając plecak na podłogę.
— To, nawiasem mówiąc, mój pokój — zauważyła Halina.
— Grześ, chodź, pokażę ci, gdzie będziemy mieszkać — zawołała Krysia.
— A mi tu dobrze — burknął, wchodząc za nią.
— Mamo, wymyśl coś, czym nakarmisz Grzesia.
— Nie wiem, mamy jeszcze pół paczki parówek — wzruszyła ramionami Halina.
— Styknie, z musztardą i keczupem, i chlebkiem — odparł.
— No to super — mruknęła Halina, kierując się do kuchni. — Najpierw przynosiła do domu koty i szczeniaki, teraz to… Nakarm go sobie sama.
Nalała sobie grochówki, wrzuciła na talerz dwie zrumienione parówki, przysunęła miskę z surówką i zabrała się do jedzenia.
— Mamo, czemu jesz sama? — wpadła do kuchni córka.
— Bo wróciłam z pracy i jestem głodna — odparła Halina, przeżuwając parówkę. — Jak ktoś chce jeść, niech sobie nakłada albo ugotuje. I jeszcze jedno: dlaczego Grześ ma z nami mieszkać?
— Bo to mój mąż.
Halina prawie się zakrztusiła.
— Jaki mąż?
— No taki. Jestem dorosła i sama decyduję, za kogo wyjdę. Mam, między nami mówiąc, już dziewiętnaście lat.
— choćby mnie na wesele nie zaprosiliście.
— Nie było wesela, tylko urząd. Skoro jesteśmy małżeństwem, to teraz razem zamieszkamy — odparła Krysia, zerkała na matkę.
— No to gratuluję. A czemu bez wesela?
— Jak masz hajs na przyjęcie, to nam go oddaj, my znajdziemy, na co go przehulać.
— Rozumiem — Halina dalej zajadała kolację. — A czemu akurat u nas?
— Bo oni mieszkają we trójkę w kawalerce.
— Wynajem nie wchodził w grę?
— Po co wynajmować, jak mam swój pokój? — zdziwiła się córka.
— No tak.
— To dasz nam coś zjeść?
— Kryś, garnek stoi na kuchni, parówki na patelni. Jak mało, to w lodówce pozostało pół paczki. Bierzcie i jedzcie.
— Mamo, nie rozumiesz, masz teraz ZIĘCIA — wypaliła Krysia.
— I co? Mam z euforii taniec brzucha zatańczyć? Kryś, wracam z roboty, jestem zmęczona, oszczędź mi tych cyrków. Ręce i nogi macie, posługujcie się sami.
— Dlatego właśnie jesteś sama!
Krysia rzuciła matce gniewne spojrzenie i wybiegła, trzaskając drzwiami. Halina zjadła, pozmywała, przetarła stół i poszła się przebrać. Spakowała torbę i ruszyła na siłownię. Była wolna i kilka wieczorów w tygodniu spędzała na basenie i aerobiku.
O dziesiątej wróciła do domu. Licząc na gorącą herbatę, znalazła w kuchni istny pobojowisko — ktoś najwyraźniej próbował gotować. Pokrywka od garnka z grochówką zniknęła, więc zupa zaschła i popękała. Opakowanie po parówkach leżało na stole, obok zeschły kawał chleba bez opakowania. Patelnię ktoś przypalił, a jej powłokę porysował widelcem. W zlewie stały brudne naczynia, na podłodzie lśniła słodka kałuża. W powietrzu unosił się dym papierosowy.
— Ciekawe. Krysia nigdy czegoś takiego nie robiła.
Otworzyła drzwi do pokoju córki. Młodzi pili wino i palili.
— Kryś, posprzątaj w kuchni. Jutro kupisz nową patelnię — rzuciła i wyszła, nie zamykając drzwi.
Krysia zerwała się i pobiegła za nią.
— Dlaczego my mamy sprzątać? I skąd wezmę na patelnię, nie pracuję, studiuję. Żal ci garów?
— Słuchaj, Kryś, znasz zasady: zjadłeś — posprzątaj, narozrabiałeś — napraw. Każdy sprząta po sobie. I tak, żal mi patelni, bo kosztowała niemało, a teraz jest do wyrzucenia.
— Po prostu nie chcesz nas tutaj — wyrzuciła z siebie córka.
— Nie — spokojnie odparła Halina.
Nie miała ochoty na kłótnie, a Krysia nigdy wcześniej się tak nie zachowywała.
— Ale ja mam tu swój udział.
— Nie, mieszkanie jest moje. Zarobiłam na nie, kupiłam. Ty jesteś tylko zameldzona. Nie rozwiąHalina spojrzała na córkę, która nagle wydała się jej małą dziewczynką z roztrzepanymi włosami, i westchnęwszy, rzekła: „No dobrze, Kryś, ugotujmy tę kurę z ryżem — ale tylko pod warunkiem, iż on jutro wyniesie się raz na zawsze”.