Ojczym.
Mała Ewcia od najmłodszych lat wiedziała, iż jej mama przyniosła ją w fartuchu. Dobrotliwe sąsiadki, które zdawały się mieszkać na ławce pod blokiem, nie omieszkały jej tego wyjaśnić.
Dziewczynka wyobrażała sobie, jak jej drobna, niewysoka mama, Ludwika, niesie w podołku odświętnej sukienki nie wiadomo skąd wziętą Ewcię.
To dlatego, iż nie masz taty! oznajmiła z powagą Kasia, mieszkająca nad mieszkaniem, gdzie Ewcia żyła z mamą. Jesteś bez taty!
A co to znaczy? zdziwiła się Ewcia.
No, właśnie to! Twoja mama cię nagulała! Nie masz taty! A ja mam! i Kasia dumnie spojrzała na koleżankę.
No i co z tego? wzruszyła ramionami Ewcia. Za to ja mam babcię i dziadka! A ty nie masz.
Cha! Babcia z dziadkiem to nie to samo! Kobieta musi mieć faceta! Bez faceta jest niepełnowartościowa! Tak moja mama mówi!
Wieczorem po kolacji Ewcia, jak zwykle, przysiadła się do mamy na kanapie. Miały taki zwyczaj wieczorami siedzieć razem, zajmować się swoimi sprawami i rozmawiać. Mama była uzdolniona manualnie. Ciągle coś robiła: szyła, dziergała, haftowała. Ewcia, patrząc na nią, też się uczyła wyplatała bransoletki z koralików, układała obrazy z kamyczków albo lepiła figurki z plasteliny.
Mamo, a tata musi być? zadała nurtujące ją pytanie Ewcia, nasłuchując odgłosów z mieszkania nad nimi. Tam zaczynał się codzienny koncert, jak nazywała to babcia Ewci, Regina. Urządzał go ojciec Kasi, wujek Marek. Po odgłosach dało się rozpoznać, w jakim był stanie. jeżeli tylko wujek Marek wrzeszczał, a reszta rodziny jęczała, znaczyło to, iż mężczyzna był pijany. jeżeli krzyki dochodziły z obu stron, oznaczało to, iż wujek Marek był trzeźwy i to go wściekało.
Skoro żyjemy bez taty, to znaczy, iż wcale nie jest konieczny uśmiechnęła się Ludwika, głaszcząc córkę po głowie i też nasłuchując odgłosów z góry.
A Kasia mówi, iż kobieta bez mężczyzny jest niepełnowartościowa…
Słoneczko, każdy ma swoje sposoby na dowartościowanie się. A nam źle razem?
Nie pokręciła głową Ewcia. Naprawdę dobrze im się żyło. Mama pracowała jako księgowa w dużej firmie, zarabiała przyzwoicie. W każdy weekend gdzieś wychodziły do kawiarni, kina, teatru, parku czy po prostu na zakupy. Każde lato spędzały nad morzem, a na Nowy Rok jeździły na wieś, gdzie mieszkała przyjaciółka mamy, ciocia Basia. U cioci Basi było troje dzieci, a każdej zimy ich tata, mąż cioci, budował w ogrodzie wielką górkę, z której dzieci z euforią się zjeżdżały.
Koncert na górze przybierał na sile. Wulgaryzmy, którymi wrzeszczał wujek Marek, słychać było pewnie w całym bloku. Po pół godzinie mama, uśmiechnąwszy się do Ewci, poszła do przedpokoju. Koncert zbliżał się ku końcu. Z góry trzasnęły drzwi i rozległ się tupot butów. Ludwika otworzyła drzwi i w tej samej chwili do mieszkania wpadła ciocia Bożena z Kasią.
Zamykaj szybko! wrzasnęła do Ludwiki, ale ta i tak już wiedziała, co robić. W drzwi załomotało.
Ludka! Otwieraj! ryknął ochrypły głos. Otwieraj, bo wyważę! Gdzie ta suka? Niech wyjdzie! Połam