Ojczym, ale nie obcy

newsempire24.com 1 tydzień temu

**NIERODZONY OJCIEC.**

Od najmłodszych lat Lenka wiedziała, iż jej mama przyniosła ją „w fartuchu”. Dobrotliwe sąsiadki, które zdawały sie mieszkać na ławce pod blokiem, wyjaśniły to szczegółowo. Lenka wyobrażała sobie swoją drobną, niską mamę Lubę, niosącą w fałdach sukni ślubnej niespodziewanie pojawiającą się Lenkę.

— To dlatego, iż nie masz taty! — oznajmiła z powagą Marysia, mieszkająca nad mieszkaniem Leny i jej mamy. — Jesteś bez ojca!

— Jak to? — zdziwiła się Lena.

— No tak! Twoja mamusia cię „nagulała”! Nie masz tatusia! A ja mam! — Marysia dumnie spojrzała na koleżankę.

— No i co z tego? — wzruszyła ramionami Lenka. — Za to ja mam babcię i dziadka! A ty nie.

— Cha! Babcia z dziadkiem to nie to samo! Kobieta musi mieć faceta! Bez faceta jest niepełnowartościowa! Tak mówi moja mama!

Wieczorem, po kolacji, Lenka jak zwykle przysiadła się do mamy na kanapie. Mieli taki zwyczaj — wieczorami siedzieć razem, każda zajęta swoimi sprawami, i rozmawiać. Mama była uzdolniona manualnie — ciągle coś robiła: szyła, dziergała, haftowała. Lenka, patrząc na nią, też zaczęła się interesować rękodziełem: pleść bransoletki z koralików, układać obrazy z diamentowej mozaiki albo lepić zwierzątka z plasteliny.

— Mamo… A tata musi być? — zadała nurtujące ją pytanie Lenka, nasłuchując odgłosów z mieszkania nad nimi. Tam zaczynał się codzienny „koncert”, jak nazywała to babcia Lenki, Paulina Lwowna. Urządzał go ojciec Marysi, wujek Leszek. Po tonie głosów dało się odgadnąć, w jakim był stanie. jeżeli wrzeszczał tylko wujek Leszek, a kobiece głosy kwiliły, znaczyło to, iż mężczyzna był pijany. jeżeli jednak krzyki rozlegały się z obu stron, wujek Leszek był trzeźwy — i to go wściekało.

— Skoro żyjemy bez taty, to widocznie nie jest konieczny — uśmiechnęła się Luba, gładząc córkę po głowie i także nasłuchując hałasów z góry.

— A Marysia mówi, iż kobieta bez mężczyzny jest niepełnowartościowa…

— Słoneczko, każdy ma swoje sposoby na udowadnianie sobie wartości. A nam źle razem?

— Nie — pokręciła głową Lenka. Naprawdę dobrze im się żyło. Mama pracowała jako księgowa w dużej firmie, zarabiała całkiem nieźle. Co weekend chodziły gdzieś razem: do kawiarni, kina, teatru, parku albo na zakupy. Każde lato spędzały nad morzem, a na Nowy Rok jeździły do wsi, gdzie mieszkała przyjaciółka mamy, ciocia Julka. Ciocia Julka miała troje dzieci, a ich tata, mąż cioci, każdej zimy budował w obejściu wielką górkę, z której dzieci z euforią się zjeżdżały.

„Koncert” na górze przybierał na sile. Wyklinania wujka Leszka słychać było pewnie w całym bloku. Po pół godzinie mama, uśmiechając się do Lenki, poszła do przedpokoju. Przedstawienie zbliżało się ku końcu. Z góry trzasnęły drzwi, rozległy się pośpieszne kroki. Luba otworzyła, a do mieszkania wpadła ciocia Kasia z Marysią.

— Zamykaj szybko! — wrzasnęła do Luby, ale ta i tak już wiedziała, co robić. W drzwi zadudniło.

— Lubka! Otwieraj! — ryknął ochrypły męski głos. — Otwieraj, bo wyważę! Gdzie ta suka?! Wypuść ją! Połamę jej wszystkie kości!

— jeżeli natychmiast nie odejdziesz, wezwę policję! — spokojnie odparła Luba. Przywykła już do takich gróźb. Sąsiad wiedział, iż nie rzuca słów na wiatr — Luba kilkakrotnie dzwoniła po patrol. Miał ostatnie ostrzeżenie. Jeszcze raz — i trafi za kratki.

— Nie trzeba, Lubka! — wpadła do przedpokoju Katarzyna. — Przecież go zamkną!

— Najwyższy czas! — Luba poszła do kuchni nastawić czajnik.

— Co ty? Jak to tak bez faceta? — bełkotała za nią Katarzyna. — Tobie dobrze tak samej?

Luba zatrzymała się i spojrzała na sąsiadkę. Brudny szlafrok rozdarty, włosy w nieładzie, oczy błyszczące gorączkowo, pod jednym nabrzmiewał siniak.

— Nie jestem sama, Kasiu. Mam córkę. I nie mam siniaków. I nie nocuję po sąsiadach.

— No, znalazłaś czym się chwalić! — prychnęła Katarzyna. — Twoja córka rośnie bez ojca. Kto wie, co z niej wyrośnie bez męskiej ręki! A siniaki… Jak bije, to kocha! A poza tym — gdzie się czubi, tam się lubi! Dzisiaj się pokłóciliśmy, a jutro on mnie tak kochać będzie!!! A ty tak i będziesz spała sama w zimnym łóżku!

Luba pokręciła głową. Ten sam dialog. Te same wymówki.

Lenka poszła do pierwszej klasy, gdy u mamy pojawił się wujek Wiesiek. Niski, ale krzepki. Mało mówił, był spokojny i poważny. Na początku Lenka bała się, iż mama o niej zapomni — wszechwiedząca Marysia „oświeciła” ją.

— Cha! Skąd pewność, iż ten wujek Wiesiek będzie ci ojcem? Nie jesteś jego córką! Facetom obce dzieci nie są potrzebne! Teraz zrobi twojej mamie dziecko i koniec! Albo zostaniesz niańką, albo do domu dziecka cię oddadzą! Ojciec to tylko ten, co swój!

— Marysiu! — ryczał właśnie z balkonu pijany wujek Leszek. — Gdzie się włóczysz, smyku?! Do domu! Naczynia nieumyte, w domu syf! Chcesz, żeby mama po robocie to sprzątała?

Wujek Leszek stracił pracę miesiąc temu. Nowej nie znalazł i od rana zalewał smutek. Marysia pośpiesznie zniknęła w klatce.

Ale wujek Wiesiek, wbrew przepowiedni Marysi, traktował Lenkę lepiej niż dobrze. Pracował jako inżynier w tej samej firmie co mama Leny. Miał duże, eleganckie auto, które teraz woziło ich w weekendy do kawiarni, kina, teatrów i na zakupy. Nim też jeździli nad morze i na wieś do cioci Julki na święta.

Wujek Wiesiek bawił się z Lenką, kupował jej zabawki i ładne sukienki, bronił, gdy podwórkowi chuligani próbowali ją zaczepiać, a wieczorami siadał z nimi na kanapie, patrząc, jak „jego dziewczynki” oddają się robótkom.

Gdy mama z wujkiem Więśkiem wzięli ślub, urządzając skromne przyjęcie w lokalnej rest

Idź do oryginalnego materiału