Ojcze, to ja!” Chłopiec na progu z plecakiem tajemnic

twojacena.pl 4 godzin temu

*Notatka z pamiętnika*

Rano były przewidywalne. Ciche. Spokojne. Tak właśnie lubiłem. Budzik był mi niepotrzebny. Żadnego szefa, żadnego biura, żadnego powodu, by się gdzieś spieszyć.

Pracowałem zdalnie, a mój świat trzymałem w jak najciaśniejszych ramach. Żadnych wymuszonych rozmów, niepotrzebnego paplania. Tylko ja, laptop i kawa. Czarna, bez cukru, bez mleka.

Tamtego ranka, jak zwykle, usiadłem przy oknie, a stary drewniany fotel skrzypnął pod moim ciężarem. Tak miało być. Prosto. Cicho. Ale cisza w tej dzielnicy nigdy nie trwała długo.

Nagle głośne *bęc* w szybie sprawiło, iż się wzdrygnąłem, a kawa wylała mi się na dłoń. No, żeby się tak warknąłem, ocierając poparzoną skórę.

Nie musiałem wyglądać, by wiedzieć, co się stało. Mali potworki zza płotu znowu dali o sobie znać. Te dzieciaki nie miały szacunku dla cudzej własności.

Z jękiem podniosłem się i ruszyłem do drzwi.

Gdy je otworzyłem, zobaczyłem znany widok: piłkę leżącą na trawniku i sąsiedzkie dzieciaki zastygłe na skraju podwórka, szepczące między sobą.

Ile razy mam wam tłumaczyć schyliłem się po piłkę. To nie mój problem! Trzymajcie ją po swojej stronie płotu!

Rzuciłem piłkę z powrotem. Dzieciaki rozbiegły się jak spłoszone gołębie. Z ciężkim westchnieniem odwróciłem się, by wrócić do domu, ale zatrzymałem się w pół kroku. Wtedy go zauważyłem.

Rudowłosy chłopiec, nieznajomy, stojący na końcu mojego ganku.

Miał na sobie za duży płaszcz przeciwdeszczowy, który go niemal pochłaniał. Buty były wytarte, plecak wysłużony. Zmarszczyłem brwi.

Nie jesteś stąd.

Chłopak spojrzał mi prosto w oczy, nie mrugając.

Nie.

Więc co tu robisz?

Wciągnął powietrze, jakby zbierał się do ważnego wyznania. A potem

Bo ty jesteś moim tatą.

Mrugnąłem, pewny, iż źle usłyszałem.

Co?

Jesteś moim tatą powtórzył, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Wpatrywałem się w niego, czekając na puentę. Czekając, aż wyłoni się ekipa z ukrytej kamery i krzyknie: *Mamy cię!*

Nic. Tylko sześcioletni chłopiec stojący na moim ganku i patrzący na mnie. Przetarłem twarz.

Dobra. Albo potrzebuję więcej kawy, albo to sen.

To nie sen.

Zaśmiałem się sucho. No tak? To pech, dzieciaku, bo jestem prawie pewien, iż pomyliłeś faceta.

Pokręcił głową. Nie. Nie pomyliłem.

Rozejrzałem się. Ulica była pusta. Żadnej spanikowanej matki szukającej dziecka. Żadnego pracownika socjalnego w pogoni za uciekinierem.

Tylko ja, mój nieproszony gość i mnóstwo zamętu. Świetnie. Po prostu świetnie.

Słuchaj, eee podrapałem się po karku. Masz jakieś imię?

Kacper.

Kacper. Pokiwałem powoli głową. Dobra. I, Kacper Twoja mama wie, iż tu jesteś?

Cisza. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, iż moja zwykła irytacja osłabła.

Dobra, dzieciaku. Rozgryźmy to. Bo nie mam pojęcia, o co tu chodzi.

Kacper skinął głową, jakby miał całą wieczność. Jakby wiedział, iż nie zamknę mu drzwi przed nosem. I to mnie wkurzało najbardziej.

***

Kilka minut później siedzieliśmy w kuchni. Kacper rozglądał się po pokoju, a ja czytałem wyrwaną kartkę z dziennika jego matki tę z jego plecaka.

Czytałem ją raz za razem, choć słowa już wypaliły mi się w pamięci. Oczy powoli wypełniły mi się łzami.

To była strona wyrwana z pamiętnika. Jej pismo.

*Kacper, mój synu, jeżeli cokolwiek mi się stanie, on jest jedyną osobą, która została twój ojciec.*

Moje imię. Mój adres. Oddech stał się ciężki.

To musi być żart, co? westchnąłem, rzucając kartkę na stół.

Chłopak stał nieruchomo, obserwując mnie.

Ty i mama nie widzieliście się od sześciu lat, prawda?

Tak, ale

A ja jutro kończę sześć lat dodał z małym, porozumiewawczym uśmiechem.

Cholera.

Nie możesz tu zostać.

Teraz jest za mokro, żeby iść.

Spojrzałem przez okno. Na zewnątrz lało jak z cebra.

Dobra. Jedną noc. Jutro wymyślę, jak cię odesłać.

Poszedłem do kuchni, wyciągnął

Idź do oryginalnego materiału