Odwiedziliśmy polski bazar na granicy z Niemcami. „Widać, iż u nich coraz gorzej”

news.5v.pl 9 godzin temu

Niemcy od lat są bezapelacyjnym numerem jeden wśród polskich partnerów handlowych. Według najnowszych danych GUS od stycznia do listopada 2024 r. sprzedaliśmy do tego kraju towary o łącznej wartości 377,9 mld zł.

Bardziej obrazowo: niemiecki rynek odpowiada za 27,1 proc. polskiego eksportu. Drugie na liście Czechy mają w nim udział na poziomie zaledwie 6,1 proc.

Liczby te nie mogą dziwić polskich kierowców jeżdżących autostradami A2 i A4. Na zachód bezustannie ciągnie nimi sznur ciężarówek, przypominający wielokilometrowy pociąg z niezliczonymi wagonami.

Ale handel z Niemcami to nie tylko miliardowe statystyki i gigantyczna spedycja. Ma też bardziej swojską odsłonę.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

— Jak przyjeżdżali, tak przyjeżdżają. Teraz jest zima, to wiadomo, raczej kiepsko. Ale latem mamy tu całe autokary. Organizują im specjalne wycieczki na zakupy, z Berlina, z Lipska, jeszcze gdzieś z głębi Niemiec — mówi nam sprzedawczyni w Łęknicy. Jej stoisko z wymalowanymi na kolorowo gipsowymi figurkami dzieli 100 metrów od polsko-niemieckiej granicy.

Rozmawiamy w samym środku „majdanu” albo „manhattanu”, jak miejscowi nazywają tutejszy bazar. Stragany i metalowe budy zaczynają się od razu za tabliczką z białym orłem i napisem „Rzeczpospolita Polska” stojącą na moście przez Nysę Łużycką. Ściana falistej blachy jest pierwszym, co widać w naszym kraju, gdy przechodzi się przez graniczną rzekę.

Polscy sprzedawcy: widać, iż u Niemców coraz gorzej

Łęknica żyje z handlu. 2,5-tysięczne miasteczko na skraju woj. lubuskiego opiera się na targu. Na „manhattanie” można dostać wszystko, co Polska oferuje sąsiadom po niższej cenie. Od papierosów, przez masło i wędliny, po fajerwerki, scyzoryki, kurtki, spodnie i kapcie. Na koszulkach nadrukowane są niemieckie żartobliwe napisy, a piłkarscy fani mogą kupić flagi Bayernu Monachium czy RB Lipsk.

Ważną pozycją są ogrodowe dekoracje. Klasyczne krasnale wyszły już mody. Na straganach stoją za to podobizny zająców, kotów, lwów, psów, dzików i sów. Bywają też ludzkie figury, zwykle młodych kobiet wykonujących wiejskie zajęcia, ale koneser znajdzie dla siebie także gipsowego Konfucjusza czy Buddę.

— Bardzo lubią te figurki. I jeszcze Bolesławiec lubią, ale to rzadziej kupują, bo drogie — zauważa handlarka, która w swoim asortymencie ma cały zestaw biało-niebieskich naczyń.

Bazar w Łęknicy

Sprzedawcy są zgodni, iż Niemcy mają mniej pieniędzy niż kiedyś. Nic dziwnego, niemiecka gospodarka nie może ruszyć po pandemii. W 2023 r. skurczyła się o 0,3 proc., w 2024 r. — o kolejne 0,2 proc. To jeden z najgorszych wyników w Europie.

— Widać, iż u nich coraz gorzej. Kiedyś brali wszystko, jak leci. Teraz liczą każde euro, czy im się to opłaca — nie ma wątpliwości Józef, sprzedawca ubrań w zadaszonej części bazaru.

Mężczyzna wie, co mówi. Jest tu prawdziwym weteranem. Na „majdanie” handluje od samego początku, czyli lata 1990 r.

Bazar w Łęknicy

— Najlepsze były lata 90. Wtedy w sobotę potrafiło tu 20 tys. Niemców przyjechać. Bazar się ciągnął aż do mostu kolejowego. Ludzie sprzedawali, na czym mogli, na łóżkach polowych, w drewnianych budach. Potem to się spaliło i kazali postawić te z blachy. Ale to już cień tego, co było.

Czytaj także: Niemcy sfrustrowani przed wyborami. „Dla Polski to dobre. Dla nas już nie”

„Targują się, jeszcze jak. Niemcy mają to we krwi”

Targ wciąż jest jednak całkiem pokaźnych rozmiarów. W jego wąskich przejściach można stracić głowę. Szczególnie iż sprzedawcy agresywnie walczą o klienta. Zaczepiają niemieckimi zwrotami, zachęcają, by przyjrzeć się ich towarom, niektórzy proponują choćby herbatę.

— Targują się, jeszcze jak. Niemcy mają to we krwi — mówi jeden z mężczyzn handlujących odzieżą. — Rozumiem jeszcze przy kurtce za 40 euro. Ale oni chcą rabat na rękawiczki za 1 euro. To ile ja mam im zejść?

— Teraz bardziej myślą, co wziąć — zauważa Józef. — Masło biorą dalej. Zawsze będą brali. Po pięć, dziesięć kilo na raz kupują. No i papierosy.

Bazar w Łęknicy

Przy czym tu są ograniczenia, choć niezbyt ostre. Legalnie do Niemiec można przewieźć 800 sztuk, czyli praktycznie mówiąc — cztery wagony. Napisy „zigaretten” i banery tytoniowych marek witają w Polsce od razu kilka kroków po zejściu z mostu.

Handlarze zgodnie przyznają, iż do interesów konieczna jest znajomość języka. — Mieszkają po drugiej stronie rzeki, ale gdzie by oni się tam czegoś po polsku nauczyli? Ani słowa. Jak my jedziemy do nich, to mamy mówić po niemiecku. I jak oni przyjeżdżają do nas, to też chcą tylko po niemiecku — słyszymy.

Druga strona rzeki w porównaniu do polskiej sprawia senne wrażenie. Niemieckie Bad Muskau (po polsku Mużaków) kiedyś stanowiło z Łęknicą jedną miejscowość — do czasu ustanowienia w 1945 r. granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Do dziś Mużaków zachował swój uzdrowiskowy charakter. Brukowane uliczki są senne. Z rzadka można na nich kogoś spotkać — a jeżeli już się uda, to będzie to raczej emeryt.

Nowy Zamek w Mużakowie

Zaraz przy zabytkowym centrum zaczyna się słynny Park Mużakowski, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO i rozciągający się także na polską stronę rzeki. W jego środku stoi Nowy Zamek, otoczony fosą neorenesansowy pałac, do którego zbiegają się parkowe aleje.

Ale w parku ze światowej listy nie ma spacerowiczów. Ruch ciągnie w stronę mostu i polskiego bazaru. Zarówno ten pieszy, jak i samochodowy.

Czytaj także: Niemcy są wściekli na ceny mieszkań. Nie brakuje zaskoczeń. „To jest dramat”

„Siedzimy na bombie”

Paliwo jest kolejnym, po maśle i papierosach, pewnym punktem w polskiej ofercie. W małej Łęknicy doliczyć się można siedmiu stacji benzynowych. Dwie kolejne są w budowie. Nic dziwnego, tankowanie po naszej stronie jest tańsze o dobrą złotówkę na litrze. Czy raczej o kilkadziesiąt eurocentów, bo wszystkie ceny na słupach przed stacjami podane są w europejskiej walucie.

Nie wszystkim to się podoba. — Tyle tych CPN-ów nastawiali i jeszcze kolejne stawiają — denerwuje się starszy mężczyzna, którego spotykamy na obrzeżach bazaru. — Siedzimy na bombie. Jak to kiedyś pierd***lnie, cała Łęknica w powietrze wyleci.

Ulica w Łęknicy

Nasz rozmówca, choć żyje przy granicy, nie pała miłością do sąsiadów. Powtarza to, co słyszeliśmy od innych — iż Niemcy wymagają, żeby z nimi „szprechać”, a polskiego nie mogą się nauczyć od 80 lat.

Mężczyzna ma też dystans do „majdanu”. Sam nie handluje. — Podorabiali się ludzie majątków na tym bazarze, a jeszcze im mało. Pójdzie pan, to wołają za człowiekiem „kucken, kucken” .

Handlarze mówią, iż muszą zabiegać o klientów, bo tych — jak przypominają — jest z roku na rok coraz mniej. Część stoisk ostatnio musiała się zwinąć

— Od zawsze ludzie gadają, iż to upadnie. Nie upadnie — sprzedawczyni ogrodowych figurek jest optymistką. — No chyba, iż euro u nas wprowadzą — dodaje po chwili. Dlaczego? — Za drogo w Polsce będzie. Wtedy to już tylko po paliwo będą przyjeżdżać.

Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: [email protected]

Idź do oryginalnego materiału