Odmówiła zabrania mojej córki nad morze, więc teraz nie chcę opiekować się jej synem.

newskey24.com 5 dni temu

Moja młodsza siostra, Weronika, do dziś nie może mi wybaczyć. Potrzebowała pomocy z synem, a ja odmówiłam. Krzyczy, iż to przecież rodzina, iż tak się nie robi, ale zapomina, jak sama odwróciła się ode mnie, gdy byłam w potrzebie, odmawiając zabrania mojej córki, Zosi, nad morze. Jej egoizm złamał mi serce i nie mam już zamiaru poświęcać się dla tych, którzy nie doceniają mojej pomocy. Mieszkamy w małym miasteczku pod Poznaniem i ta sytuacja stała się dla mnie ostatnią kroplą.

Miesiąc temu Weronika wpadła do mnie z błyszczącymi oczami: „Jedziemy całą rodziną nad morze! Z mężem, synkiem i teściową!”. Wszystko już zarezerwowali, planowali atrakcje, a ja cieszyłam się ich radością. Jednocześnie ścisnęło mi się serce, gdy pomyślałam o Zosi. Pracuję zdalnie, a w tym roku, niestety, nie mogłam sobie pozwolić na urlop. Miałam mnóstwo zleceń, od których zależy nasze utrzymanie, ale czasu dla córki na lekarstwo. Zosia to moje światło, a ja nie mogę dać jej wymarzonych wakacji. Mama i przyjaciółki starają się pomagać, jak mogą – babcia, mimo pracy, zabiera Zosię na spacery, koleżanki zapraszają ją na podwórko. Gdyby nie oni, moja dziewczynka siedziałaby zamknięta w czterech ścianach.

Jestem samotną matką. Mąż zostawił nas dla innej kobiety, z którą ma teraz syna. Zosią się nie interesuje – nie dzwoni, nie pomaga. Dźwigam wszystko sama, harując do upadłego, by zapewnić nam byt. Gdy dowiedziałam się, iż Weronika jedzie z rodziną nad Bałtyk, w mojej głowie zaiskrzyła nadzieja: może Zosia mogłaby pojechać z nimi? Jadą we czworo – Weronika, jej mąż, synek i teściowa – dopilnowanie Zosi nie byłoby przecież trudne. Byłam gotowa pokryć wszystkie koszty, żeby moje dziecko choć raz poczuło wiatr znad morza i odetchnęło szczęściem.

Postanowiłam porozmawiać z siostrą. „Proszę, zabierzcie Zosię – błagałam. – Wszystko opłacę, nie będzie wam przeszkadzać”. Ale Weronika przecięła powietrze: „Dwoje dzieci to dla nas za dużo. Nie chcemy brać odpowiedzialności za czyjeś dziecko”. Jej słowa uderzyły jak policzek. Czyjeś? Moja Zosia to jej własna siostrzenica! Próbowałam tłumaczyć, iż Zosia jest spokojna, iż nie sprawi kłopotu, ale Weronika była nieugięta: „Z twoją córką nie odpoczniemy”. Serce pękało mi na pół. Pogodziłam się – w tym roku Zosia nie zobaczy morza. W głębi duszy została jednak gorycz i jedno postanowienie: więcej nie poświęcę się dla siostry.

Weronika przywykła, iż zawsze jestem na zawołanie. Uważa, iż skoro pracuję w domu, mogę bez problemu zajmować się jej synkiem, Mikołajem. Cierpliwie to znosiłam, choć odbierało mi to czas i siły. Zabierałam Mikołaja, gdy musiała iść do lekarza czy do fryzjera, bo „przecież jesteśmy rodziną”. Ale gdy odmówiła zabrania Zosi, zrozumiałam: moja pomoc to dla niej nie wsparcie, ale obowiązek. Nie szanuje ani mnie, ani mojej córki. Jej teściowa mieszka daleko, więc poza mną nie ma komu pomóc, ale to nie znaczy, iż muszę być jej opiekunką.

Gdy wróciła z urlopu, opalona i zadowolona, znów przyszła z prośbą. Zaproszono ich na weekend za miasto, ale bez dziecka. Była pewna, iż jak zawsze się zgodzę. „Zostaniesz z Mikołajem, prawda?” – paplała. Odpowiedziałam chłodno: „Nie. Mam mnóstwo pracy i chcę spędzać czas z Zosią”. Weronika oniemiała: „Jak to?! Przecież to twoj siostrzeniec!”. Przypomniałam jej, jak nazwała Zosię ciężarem. „Powiedziałaś, iż moja córka to obcy człowiek. Więc dlaczego mam ci pomagać?”. Jej twarz wykrzywiła się ze złości, ale nie ustąpiłam.

Weronika rozpętała burzę, oskarżając mnie o brak serca. „Przez ciebie nie pojedziemy! choćby mama pracuje, nie ma jej, żeby zostawić Mikołaja!” – wrzeszczała. Ale ja byłam stanowcza. Moje serce bolało, gdy myślałam o Zosi, która przez siostrę straciła szansę na wakacje. Nie zamierzam już krzywdzić córki dla tych, którzy plują na moje uczucia. Weronika uważała mnie za osobę, która zawsze się zgodzi, ale wszystko ma swoje granice. Moja pomoc była wyrazem miłości, a ona traktowała ją jak powinność. Niech teraz sama szuka rozwiązania – ja wybieram Zosię.

Ta kłótnia zostawiła we mnie cierpki posmak. Zawsze myślałam, iż jesteśmy bliskie, ale jej egoizm pokazał, iż rodzina liczy się tylko wtedy, gdy chodzi o jej potrzeby. Zosia zasługuje na więcej i zrobię wszystko, by jej dzieciństwo było szczęśliwe, choćby jeżeli sama będę pracować dwa razy ciężej. A Weronika? Niech nauczy się doceniać tych, którzy są przy niej. Skoro nie chciała dać mojej córce odrobiny radości, nie mam obOd dziś moje serce należy tylko do Zosi, bo rodzina to nie więzy krwi, ale ludzie, którzy potrafią kochać bezwarunkowo.

Idź do oryginalnego materiału