**18 czerwca 2023**
„Dzisiaj odeszła. Mówi, iż zmęczyła się byciem ‘niewygodną’ żoną.”
— Kasia, możemy na słowo? — westchnął Marek, gdy żona po raz setny tego wieczora krążyła między kuchnią a stołem, przygotowując przekąski na przyjęcie dla jego gości.
— Oczywiście, co się stało? — odwróciła się, wycierając ręce w fartuch.
— Znowu to ‘O’… Prosiłem, nie mów tak. Brzmi… wiejsko. Wiesz, ludzie się śmieją.
— Nigdy nie udawałam, iż jestem z miasta. U nas tak się mówi. Jedni ‘mazurzą’, drudzy ‘szeleszczą’, a wy tu każdą samogłoskę przeciągacie. Czym ‘Markuś’ gorszy od ‘Kasi’?
— Nie chodzi o to. Dziś będzie ważne spotkanie. Koledzy to poważni ludzie. Ty… no wiesz, nie pasujesz.
Kasia zastygła. W środku zrobiło się zimno.
— W czym niby nie pasuję? Masz problem z moim makijażem? Za mało mówię o inwestycjach? Twoja Zosia i Ania przy stole śmieją się z kotów i dzieci. O co chodzi?
— Po prostu… one są z dobrych domów. A ty… — Marek zawahał się. — Wstyd mi przed nimi.
— Wstyd? Kiedy jeździłam z tobą po lekarzach, było wygodnie? Kiedy przywoziłam słoiki od rodziców, też było dobrze? A teraz nagle jestem ‘nie na poziomie’? — Zerwała fartuch i wyszła.
— Kasiu, zaczekaj! — krzyknął, ale drzwi sypialni już trzasnęły.
Nie wiedział, iż usłyszała każde słowo. Gdy tylko wyszedł, usiadła na łóżku, tłumiąc łzy. W gardle czuła gorycz. Ile razy ją ostrzegano — wiejska dziewczyna nie pasuje do warszawskiego biznesmena… A ona wierzyła. W ich miłość. W jego serce. I nigdy wcześniej nie dał jej powodu, by wątpić.
Poznali się na studiach. Ona — bibliotekoznawstwo, on — finanse. Był nieśmiały, niezgrabny. Dziewczyny śmiały się z niego. Ale Kasi było go żal — nie znosiła, gdy kogoś oceniano bez powodu.
Później spotkali się w bibliotece. On się jąkał, ona spokojnie poradziła: „Weź głęboki oddech i mów wolno”. Tak się zaczęło. Potem randki, wsparcie, ślub. Dla sceptycznych krewnych choćby oni byli dobraną parą.
A teraz?
— Więc dopóki byłeś nikim, byłam dobra, a teraz jestem kulą u nogi? — pomyślała gorzko i wyciągnęła walizkę.
Zadzwoniła do siostry. Ta od razu zaproponowała pomoc. Mąż i dzieci cieszyli się na jej przyjazd.
— Co teraz? — spytała siostra.
— Wracam do rodziców. W bibliotece szukają pracownika. Wynajmę mieszkanie. Resztę rzeczy przywiozę później. Najważniejsze — odejść.
Zadzwonił Marek.
— Gdzie jesteś?! Goście za dwie godziny, a tu nic nie gotowe!
— Skoro jestem za prosta, by z nimi jeść, to i obiad niech gotuje ktoś lepszy. Wynoszę się.
— Oszalałaś?!
— Nie. Wychodzę z TWOJEGO życia. Jutro złożę pozew.
Rozłączyła się. W mediach napisała krótki post o tym, jak z ukochanej żony stała się „wstydem rodziny”.
Pierwsze zareagowały żony jego kolegów. Stanęły po jej stronie. choćby sami „koledzy” pisali: „Nie spodziewałem się tego po Marku”. On zaś wściekł się: „Zrujnowałaś mi relacje!”.
Myślał, iż nikt nie zrozumie? Że te „wiejskie” żony nie poczują się jak oni?
— Zrobiłaś to specjalnie?
— Sam sobie zrobiłeś, gdy uznałeś, iż nie jestem godna siedzieć przy twoim stole. Źle mnie znałeś, Marku.
— I kto cię teraz zechce?
— A ty po co błagałeś sędziego o czas na pojednanie?
Zamilkł.
— Szkoda, iż przez głupotę niszczysz małżeństwo.
— jeżeli nazywasz upokorzenie „głupotą”, jesteś albo tyranem, albo głupcem. A z takimi nie ma drogi.
Szła do siostry. Tata obiecał pomoc. Praca będzie. A miłość… jeszcze przyjdzie. Najważniejsze, by pamiętać: wdzięczność i szacunek są równie ważne, co uczucia.