Odcienie szczęścia
O, cześć, stary powiedział Krzysztof, wpuszczając do domu Jacka, przyjaciela z dzieciństwa, który mieszkał w mieście.
No hej uścisnął go Jacek. Dawno się nie widzieliśmy. Od pogrzebu mojej babci minęły cztery miesiące, ciągle chciałem wcześniej przyjechać, ale nie wychodziło. W końcu wziąłem urlop, postanowiłem odpocząć tu, na wsi.
Dobrze wymyśliłeś. Będziemy jeździć na ryby nad leśne jezioro, a może i nad rzekę, pamiętasz, jak za dzieciaka? mówił zadowolony Krzysztof.
Przyjaciele od najmłodszych lat biegali razem po wiejskich drogach, kąpali się w rzece, wymyślali różne psoty, chodzili do tej samej szkoły. Jacek zawsze był szybszy i pełen pomysłów, a Krzysztof zawsze go wspierał.
Jesteś sam? Gdzie twoja żona? zapytał Jacek.
Wyszła do sklepu, zaraz wróci. To prawdziwa gospodyni, gotuje przepysznie, karmi mnie na umór chwalił swoją żonę Agnieszkę.
Pobrali się sześć lat temu, ale dzieci jeszcze nie mieli. Agnieszka chodziła z mężem do przychodni w powiecie, ale lekarze mówili, iż wszystko w porządku, trzeba czekać, tak bywa.
Krzysztof okazywał jej więcej miłości dbał, pomagał we wszystkim, nie pozwalał dźwigać ciężarów. Miejscowe kobiety często jej zazdrościły, jedne z podziwem, inne z czarną zazdrością.
Agnieszce się poszczęściło. Krzysztof nosi ją na rękach, nie pije, kocha ją.
Sama Agnieszka żyła beztrosko, zmieniała stroje, zajmowała się domem, tylko czasem nachodziła ją melancholia, gdy patrzyła na dzieci sąsiadów. Pracowała jako księgowa w urzędzie gminy.
Unikali rozmów o dzieciach, ale Krzysztof często myślał:
Jak się urodzi, jeszcze bardziej się zbliżymy czasem czuł niewidzialny chłód ze strony żony.
Agnieszka naprawdę odczuwała silną miłość męża, nadmierną troskę, a czasem choćby dusiła się od tego uczucia.
Dzień dobry usłyszał Jacek delikatny głos Agnieszki i odwrócił się.
Stała przed nim z czarną torbą w ręce, wróciła ze sklepu. Krzysztof podbiegł i zabrał jej torbę, zaniósł do kuchni.
Cześć wesoło powiedział Jacek, mimowolnie podziwiając sma