Zostawił mnie po dwudziestu latach małżeństwa… A potem chciał wrócić. Ale ja już nie byłam tą samą kobietą.
Jagoda siedziała w kuchni z przyjaciółką i z trudem powstrzymywała łzy. Dłonie jej drżały, myśli plątały się w głowie, a głos załamywał.
— Czekaj… Po prostu spakował rzeczy i wyszedł? — zdziwiła się Kinga, jej dawna koleżanka.
— Tak — ochryple odpowiedziała Jagoda. — Po dwudziestu latach razem. Wziął torbę, rzucił: „Pokochałem inną” i trzasnął drzwiami.
— Może źle go zrozumiałaś? Może to tylko kryzys? — niepewnie zapytała Kinga.
— Kinga, Ty słyszysz, co mówisz?! Jakie nieporozumienia?! Odszedł. Bez łez, bez awantur, bez prób wyjaśnienia. Jakby tych dwudziestu lat w ogóle nie było.
Jagoda zakryła twarz rękami. Znów poczuła, jak po policzkach płyną łzy. Nigdy wcześniej nie czuła się tak opuszczona i zdradzona.
— Dzieci wiedzą? — ostrożnie spytała Kinga.
— Nie… Zosia i Kuba są na koloniach. Wsiadły do pociągu trzy dni temu. Wrócą za dwa tygodnie… I nie mam pojęcia, jak im to powiem. Jak?!
— Może i lepiej, iż teraz ich nie ma. Będziesz miała czas… choć trochę się pozbierać.
— Zbierać się po czymś takim? On był sensem mojego życia… — szepnęła Jagoda, chwytając się za głowę. — Jak mogłam tego nie zauważyć? Jak?
Na chwilę zapadła cisza, przerwana niespodziewaną propozycją przyjaciółki:
— To może się na nim zemścimy. Po kobiecemu.
— Co? — Jagoda podniosła zdziwioną twarz. — Jak to sobie wyobrażasz?
— Bardzo prosto. Idziemy dzisiaj na randkę. Z nieznajomym. Jesteś piękna, zadbana, inteligentna. Mieszkanie masz, pieniądze też, dzieci cudowne. Jesteś prawdziwym skarbem. Pokażmy mu, iż nie jesteś tylko byłą żoną, ale kobietą, o której się marzy.
— Nie wiem… Wciąż go kocham…
— A on Ciebie? On Cię kocha, odchodząc do innej? — Kinga ścisnęła dłoń Jagody. — Chodź. Nie masz nic do stracenia. Tylko się rozerwiesz.
Wątpliwości męczyły Jagodę, ale w końcu skinęła głową. Po godzinie przeglądały w aplikacji kandydatów na „randkę w ciemno”. Wieczorem Kinga odprowadziła ją do restauracji i, mrugając znacząco, zostawiła samą.
Jagoda, drżąc z nerwów, weszła do środka. Stolik numer trzynaście. Ktoś już tam siedział.
— Przepraszam za spóźnienie, korki… Marcin?
— Jagoda…? — mężczyzna poderwał się gwałtownie. — Nie może być! Co za zbieg okoliczności…
Okazał się jej byłym współpracownikiem, z którym pracowali ramię w ramię przez pięć lat. Po jego odejściu stracili kontakt, ale zawsze łączyło ich coś więcej.
— To musi być przeznaczenie — uśmiechnęła się Jagoda, siadając.
Rozmowa potoczyła się sama. Wspominali pracę, znajomych, śmieszne sytuacje. Śmiech, luz, ciepło — wszystko wróciło, jakby tych lat rozłąki nie było. A potem Marcin niespodziewanie spytał:
— Słuchaj, a dlaczego w ogóle zgodziłaś się na tę randkę?
Jagoda zastygła. Najpierw chciała skłamać, ale coś w jego głosie sprawiło, iż postanowiła być szczera.
— Mąż mnie zostawił. Wczoraj. Spakował się i wyszedł. Powiedział, iż ma inną. Nie wiem… jak żyć dalej.
Marcin opuścił wzrok, po czym delikatnie wziął ją za dłoń:
— Nie jesteś sama, Jagoda. I, szczerze mówiąc, cieszę się, iż to właśnie Cię dziś zobaczyłem przy tym stoliku.
Jagoda po raz pierwszy od wczoraj poczuła, iż nie jest porzucona — tylko ważna. Dla kogoś, kto ją widzi. Kto ją docenia.
Ale Marcin był powściągliwy:
— Nie psujmy tego wieczoru. Zamówię Ci taksówkę. A w weekend spotkajmy się znowu. Tak, po prostu, jak dwoje starych przyjaciół.
Obudziła się w domu. Na fotelu spała Kinga.
— Całą noc tu siedziałaś? — spytała Jagoda, mrużąc oczy od słońca.
— Taak. I możesz podziękować, swoją drogą — ziewnęła przyjaciółka. — No to jak, jak było?
— Spotkałam Marcina — szepnęła Jagoda.
— Tego samego?! Który trzy lata temu o mało się w Tobie nie zakochał?!
Jagoda skinęła głową. Ale nie zdążyły dokończyć — do drzwi ktoś zapukał. Kinga poszła otworzyć, a Jagoda, czując, iż coś jest nie tak, pobiegła do łazienki.
— Jagoda! Gość przyszedł — zawołała Kinga z ironią.
— Kto…?
W drzwiach stał… jej mąż.
— Jagódko, wybacz… Jestem idiotą, popełniłem błąd…
— Ty? Błąd? Wtedy, gdy pojechałeś z nią nad morze i wrzuciłeś zdjęcie do stories? Czy może gdy spałeś u „kolegi”?
— Nikogo nie kochałem, tylko Ciebie… Dla dzieci…
— Nie mieszaj dzieci! — ostro przerwała Jagoda. — A wiesz co? Wczoraj byłam na randce. Z Marcinem. Świetnie się razem bawiliśmy. I choćby jeżeli nic między nami nie było, zrozumiałam jedno: już Cię nie potrzebuję.
Mąż zbladł.
— Więc teraz jesteś z nim?!
— A Ty z kim byłeś, gdy mnie zdradzałeś?! Jesteśmy kwita.
Wypadł z mieszkania blady jak ściana. A ona… odetchnęła. Lekko. Swobodnie. Jakby spadł jej z piersi ogromny kamień.
Tego samego wieczoru zadzwoniła do Marcina:
— Cześć. Jestem wolna. Na dobre. Nie zmieniłeś zdania co do tego spaceru nad Wisłą?
— Nigdy, Jagoda. Czekałem na ten telefon.
Zaczęli się spotykać. Bez złudzeń, bez pośpiechu, ale z zaufaniem i światłem. A gdy wrócili dzieci, Marcin poznał ich jako stary, dobry przyjaciel. I wszystko się ułożyło. Nie od razu, niełatwo, ale — prawdziwie.
Czasem ruina to początek czegoś lepszego. Jagoda to zrozumiała. I już nigdy nie pozwoliłaby się tak zdradzić.