Odbudowa Zaufania

newsempire24.com 6 godzin temu

Naprawa zaufania

Stanisław Nowak szedł w stronę Centrum Edukacji Dodatkowej przy ulicy Marszałkowskiej, jakby szukał kolejnego lokalu na warsztat. Ten sam szuter przez podwórka, te same szyldy Wynajem, tylko teraz nie liczył wystaw sklepowych i nie szacował, ile osób wejdzie na ratę. Liczył jedynie stopnie przy wejściu, by nie myśleć o tym, jak w zeszłym roku rozpadły się jego finanse i pewność siebie.

Miał czterdzieści osiem lat. W dowodzie to wyglądało poważnie, w głowie jakby ktoś wcisnął pauzę i zapomniał ją wyłączyć. Przez blisko dziesięć lat prowadził serwis naprawczy sprzętu domowego: najpierw sam, potem z partnerem, potem znowu sam, sprzedając części, które musiał wydać, kiedy podwyżkowano czynsz, a klienci zaczęli nalewać: Zrób to za tysiąc, a lepiej za darmo. Nie upadł spektakularnie. Po prostu zmęczyło go ciągłe tłumaczenie, dlaczego praca kosztuje pieniądze, i pewnego poranka nie mógł już wstać z myślą, iż znów będzie się uśmiechał do ludzi targujących się o każdy grosz.

Na recepcji czekała strażniczka z kłębkiem wełny i surowym spojrzeniem.

Do kogo?

Ja na kółko. Znaczy, poprowadzić kółko wymamrotał, słysząc własne słowa i lekko się zawstydził.

Patrzyła na niego, jakby wchodził w niewłaściwe drzwi.

Pokój trzynasty. Korytarz w prawo, potem w lewo. Tam technika. Nie hałasujcie, obok mamy wokalny.

Korytarz był lodowaty, podłoga z linoleum pamiętała niejedną reformę. Stanisław trzymał pod pachą kartonik z tym, co udało mu się domowe zgromadzić: multimetr, zestaw śrubokrętów, dwa stare lutownice, cewkę lutowniczą i pojemnik z wkrętami. Ten bagaż wydawał się żartobliwy dla kogoś, kto kiedyś marzył o warsztacie z okapem i prawdziwym światłem.

Pokój trzynasty okazał się dawną pracownią techniczną: stoły, zamykana szafa, przy oknie długi blat, na którym leżały dwa maty do lutowania i zwinięty przedłużacz. Na ścianie wisił plakat BHP, wyblakły, ale napisy nie dotykać mokrymi rękami wciąż były czytelne.

Pierwsze nastolatki nie przybyszły od razu. W harmonogramie widniało: Naprawa i montaż sprzętu domowego, 1416 lat, ale przy drzwiach pojawiały się dwunastoletni chłopcy i dziewczyny, które wyglądały, jakby zostały tu przymuszone.

Czy tu naprawdę naprawiamy? zapytał wysokiego wzrostu młodzieniec w czarnej kurtce, nie zrzucając kaptura.

Naprawiamy, odpowiedział Stanisław. jeżeli coś jest zepsute.

A jeżeli nie ma nic do naprawy?

To będziemy rozkładać i składamy z powrotem dodał, nie spodziewając się własnych słów. Chłopak zmarszczył brwi i został.

Potem wszedł chudy, cichy, z plecakiem większym od siebie. Usiadł przy oknie i od razu wyciągnął zeszyt w kratkę. Nie przywitał się, nie spojrzał na Stanisława, tylko poprawił ołówkiem rękę.

Jak masz na imię? zapytał Stanisław.

Artur odpowiedział po chwili, jakby ważył, czy w ogóle ma odpowiedzieć.

Do pokoju weszło jeszcze dwoje dla towarzystwa. Jeden okrągłej twarzy, z wiecznym uśmiechem, drugi w słuchawkach, których nie zdejmuje choćby przy rozmowie.

Ja jestem Dawid powiedział pierwszy. A to jest Sławek. On słyszy, po prostu tak.

Sławek uniósł kciuk, nie zrzucając słuchawek.

Stanisław zrozumiał, iż jego stare nawyki szybka, pewna mowa, jak przy klientach nie działają tutaj. Nikt nie przybył po usługę. Przyszli, by nie było nudno i by dorosły nie udawał, iż gra na jednej fali.

Położył kartonik na stole i otworzył wieko.

Dobra, kto ma w domu zepsuty sprzęt, którego nie wstyd przynieść niech przyniesie. Czajniki, suszarki, magnetofony, głośniki, wszystko, co nie podłącza się od razu do gniazdka 230V poprawił i dodał: czyli sprzęt domowy. Rozłożymy, sprawdzimy, dlaczego nie działa, i złożymy z powrotem. jeżeli coś się spali, pokażemy, dlaczego się spaliło.

A jeżeli mnie porazi prąd? zapytał Dawid, licząc na dramat.

Wtedy to ja będę winny odparł Stanisław. Dlatego najpierw uczymy się, jak nie dostać porażenia. I pracujemy na odłączonych wtyczkach. Nuda, ale palce nie przepadają za bólem.

Na pierwszych zajęciach prawie nic nie naprawili. Stanisław pokazywał, jak trzymać śrubokręt, jak nie wyrywać płytek, jak oznaczać śruby, by nie zabrakło zbędnych. Nastolatki raz słuchały, raz rozpraszały się. Artur milczał i rysował w zeszycie prostokąty przypominające schematy. Sławek trzymał telefon, ale co jakiś czas podnosił wzrok na ręce Stanisława, jakby w pamięć zapisywał każdy ruch.

Lutownica, którą ośrodek przydzielił z listy, okazała się martwa. Stanisław podłączył ją do gniazdka, poczekał, dotknął korpusu zimny.

Nie grzeje zauważył Dawid z satysfakcją, jakby złapał dorosłego na kłamstwie.

To zaczniemy od naprawy lutownicy odpowiedział spokojnie Stanisław. Zobaczył Artur, iż podniósł lekko głowę.

Na drugim zajęciu ktoś przyniósł elektryczny czajnik bez podstawki. Obudowa była cała, przycisk kliknął, ale nie włączał się.

To mamy od mamy rzekł Dawid, po chwili dodając: Prawie. Mówiła, iż jeżeli naprawię, nie kupi nowego.

Stanisław zdjął dolną pokrywę i pokazał grupę styków.

Widzicie, tutaj przepaliło się. Kontakt był słaby, się przegrzał. Trzeba oczyścić, sprawdzić, czy nie przykręciło się.

A można po prostu zespolić? zapytał Sławek, w końcu wyjmując jedną słuchawkę.

Można, przyznał Stanisław. Tylko potem czajnik włączy się, kiedy zechce. To jak

Zatrzymał się, nie dokończając.

Jak drzwi bez zamka. Wyglądają zamknięte, ale każdy może wejść.

Wspólnie z Dawidem rozkręcili czajnik, Sławek trzymał latarkę w telefonie. Artur siedział obok i nagle cicho stwierdził:

Tam może być termiczny bezpiecznik. jeżeli spłonął, to czyszczenie nie pomoże.

Stanisław spojrzał na niego.

Gdzie dokładnie?

Artur wziął długopis, narysował mały schemat na marginesie i pokazał.

Zwykle przy grzałce, w osłonce termicznej.

Mówił spokojnie, bez potrzeby zaimponowania. Stanisław poczuł dziwne ulgi: nie był jedynym, który wie, co robi.

Znaleźli bezpiecznik, sprawdzili multimetryzmem był w porządku. Oczyścili styki, złożyli, podłączyli przez przedłużacz. Czajnik kliknął i zaczął brzęczeć.

O! rozpromienił się Dawid. Naprawdę działa.

Na razie tak odparł Stanisław. Ale nie zostawiaj go bez nadzoru w domu. Powiedz mamie, iż wymieniliśmy styki, nie iż zaczarowaliśmy.

Ona i tak powie, iż nic nie zrobiłem mruknął Dawid, ale już bez złości. Ostrożnie włożył czajnik do torby, jakby to był trofeum.

Na trzecim spotkaniu przyniesiono suszarkę. Dziewczyna o imieniu Bogna trzymała ją tak, jakby mogła ją pogryźć.

Śmierdzi i się wyłącza powiedziała. Mama chce wyrzucić, a ja się lituje. Była dobra.

Stanisław rozebrał suszarkę, a z wnętrza wypadł kurz i włosy.

Dlatego pachnie, wyjaśnił. To nie jest zła suszarka, to jej życie.

Bogna zaśmiała się cicho, ostrożnie.

A wyłącza się?

Pewnie przegrzewa się. Termozałamanie włącza się. Trzeba wyczyścić szczotki, sprawdzić kontakt.

Sławek nagle się ożywił:

Mam taką w domu. Tata ją klejował, teraz tylko trzeszczy.

Klejem? ironicznie odparł Stanisław. Klej rozwiązuje wszystko, choćby problemy w małżeństwie.

Sławek spojrzał uważnie, jakby sprawdzał, czy dorosły nie żartuje za bardzo.

Po oczyszczeniu suszarki nasmarowali łożysko kroplą oleju, sprawdzili przewód. W pewnym momencie Bogna powiedziała:

U nas w domu to samo. Gdy nie czyści się, to później płonie.

Stanisław skinął głową, udając, iż nie usłyszał metafory, i odpowiedział:

Tak, lepiej zrobić to na czas.

Artur w tych dniach przychodził wcześniej. Siadał przy oknie, rozkładając na stole własne schematy. Stanisław zauważył, iż Artur ma ręce poranione drobnymi zadrapaniami, jakby w domu też coś rozkręcał.

Gdzie się nauczyłeś? zapytał kiedyś, gdy Artur sam naprawił gniazdo w starej kolumnie.

W domu. Dziadek miał radio. Po jego śmierci leżało. Nie chciałem, żeby leżało bezładnie odpowiedział Artur.

Stanisław przytaknął. Rozumiał, iż potrzeba naprawy wynika z chęci, by coś działało, bo inaczej wokół panuje chaos.

O sobie nie opowiadał wiele. Powiedział tylko, iż kiedyś naprawiał sprzęt. Nastolatki nie drążyły szczegółów, ale on łapał się na tym, iż czeka pytania i boi się ich, bo w ich głosach słyszy to samo, co w jego: nie udało się.

Pewnego dnia, kiedy rozkładali magnetofon przyniesiony przez Sławka, nerwy Stanisława pękły. Stary kasetowy magnetofon miał sztywny przycisk play. Rozkręcili go, a sprężyna wystrzeliła pod szafę.

Świetnie, wyrzucił Stanisław, a w jego głosie była irytacja. Bez niej nie złoży się.

To jak w grach. Łup odleciał zareagował Dawid.

Artur podszedł cicho, ukląkł i wyrwał się pod szafę. Sławek też usiadł, zdjął drugą słuchawkę i razem, ledwo oddychając, szukali sprężyny. Stanisław stał, odczuwając wstyd za swój gniew. Przypomniał sobie, jak w warsztacie wybuchał na klienta za zwykłe pytanie, potem przepraszał, ale rana zostawała.

Dobra powiedział ciszej. To mój błąd. Miałem położyć pod stół ściereczkę, by małe części nie latały.

Nie szkodzi odparł Dawid nagle poważny. My też popełniamy.

Artur wyciągnął sprężynę przy użyciu końcówki linijki.

Znalazłem rzekł, po raz pierwszy z dumą w głosie.

Stanisław wziął sprężynę, położył w małym kartonie i powiedział:

To ważna część, nie dlatego, iż bez niej nie działa, ale dlatego, iż ją znaleźliśmy.

Sławek uśmiechnął się:

Filozof.

Nie, odparł Stanisław. Po prostu doświadczenie.

Kilka tygodni później ośrodek ogłosił małą wystawę kółek dla rodziców i sąsiadów. Nic wielkiego: w holu postawią stoły, dzieci pokażą, czym się zajmują. Kierowniczka ośrodka, kobieta w krótkiej fryzurze i wiecznym segregatorze, zerknęła do pokoju trzynastego.

Panie Nowak, też macie coś pokazać. Tylko bez niebezpiecznych eksperymentów, dobrze?

My i tak nie mamy niebezpiecznych odrzekł.

Widzę ten przedłużacz powiedziała sucho i odwróciła się.

Stanisław spojrzał na kable, które wyglądały jak węzeł z przeszłości. Zrozumiał, iż na wystawie zobaczą wszystko: biedę sprzętu, fakt, iż uczą się na starych rzeczach, i iż wciąż nie wie, jak być nauczycielem, a nie tylko rzemieślnikiem na zamówienie.

Pokażemy naprawione? zapytał Dawid.

Tak odpowiedział Stanisław. Tylko musi działać nie tylko przy naszym stole, ale i przed ludźmi.

A jeżeli nie zadziała? spytała Bogna.

PowiemyW końcu wszyscy zrozumieli, iż prawdziwa naprawa zaczyna się w sercu, nie w warsztacie.

Idź do oryginalnego materiału