– Ja nie zamierzam zamykać, będę pracował do końca, a jak powołają mnie w zaświaty, to tam się zgłoszę jako pierwszy do prasowania – tak o swojej pracy mówi pan Aleksander Surowiec, który od 43 lat prowadzi magiel na osiedlu Na Skarpie 35.
Joanna Urbaniec: Jak zaczęła się Pana przygoda z maglem?
Aleksander Surowiec: W czasach Gomółki była możliwość wyjazdów do Stanów Zjednoczonych i mi na zaproszenie wuja udało się dostać wizę. Była to wiza turystyczna, dwuletnia więc tyle mogłem w Stanach zostać. Oczywiście nie planowałem zwiedzać, tylko zarabiać. Na wielkich lotniskach musiałem sobie radzić bez znajomości języka. Pierwszy raz siedziałem w samolocie. Trafiłem do Denver, a potem do Chicago.
Pracowałem calusieńkie dwa lata w fabryce. Odkładałem wszystkie pieniądze, aby móc zainwestować w Polsce. Marzyłem, żeby mieć coś na własność, było to trudne osiągnięcie, ale się udało. Po powrocie zacząłem szukać różnych możliwości i akurat znalazłem ofertę o odkupieniu magla na osiedlu Na Skarpie 35 w piwnicy. Wcześniejsi właściciele prowadzili go dwa lata. Zostałem przeszkolony w tydzień, bo nie jest to trudne zadanie i od razu to polubiłem. I tak zostałem właścicielem magla w Nowej Hucie.
Czym po tylu latach jest dla Pana ta praca?
Przede wszystkim ta praca to moja pasja i hobby. A po drugie nie mogę zostawiać starszych ludzi, którzy nie będą mogli sobie sami wyprasować. Od samego początku bardzo wciągnąłem się w tę pracę. Byłem nią zafascynowany i do dnia dzisiejszego nie wyobrażam sobie robić nic innego. Lubię każdy moment od przyjścia klienta i przyjęcia pracy po prasowanie, zapach czystej pościeli, przez wypełnienie karteczki aż po pakowanie i odbiór.
Dzięki tej pracy utrzymuje cały czas kontakt z ludźmi i to też jest dla mnie bardzo ważne. Dlatego uważam, iż magiel jest bardzo potrzebny zwłaszcza dla tych schorowanych klientów, ale też tych, którzy dbają o higienę. Ludzie młodzi nie znają magla dlatego serdecznie ich zapraszam, żeby skorzystali, zobaczyli, bo nie wiedzą co tracą.
Ostatnio w przychodni młoda lekarka zapytała mnie, co robię w życiu, odpowiedziałem, iż prowadzę magiel a ona nie wiedziała, co to jest. Wytłumaczyłem, iż to prasowalnia bielizny i pościeli i iż na rynku jest już wiele lat. Była bardzo zaskoczona. Zachęcam młodych niech przyjdą i zobaczą, jak wygląda magiel, a ja dla zachęty dam im 50% zniżki za usługę.
Dzwonią do Pana klienci i mimo wypadku chodzi Pan osobiście odbierać od nich rzeczy do prasowania?
Złamałem na działeczce trzy żebra, ale bardzo nie boli, więc mogę iść. Takich klientów mam tylko kilku i to z okolicy, więc trzeba podejść bo oni są już bardzo schorowani i sami sobie nie uprasują, więc pomóc trzeba.
A jak jest teraz z klientami, skoro młodzi choćby nie widzą co to magiel?
Kiedyś to było 600 klientów, a ja zatrudniałem dwie osoby i jeszcze pomagała żona. Pracowaliśmy po 16, 18 godzin i zdarzało się, iż spałem w maglu, bo nie było sensu wracać do domu. Skończyły się takie dobre czasy, jak na rynek weszła pościel z kory, bo jej nie trzeba było prasować. Było to rozwiązanie dla osób wygodnych. Zostali natomiast klienci dbający o swoją higienę, pedantyczni. Magiel prócz bielizny i pościeli oferuje prasowanie zasłon, firanek, obrusów, ręczników. Magiel pracuje przy 140 stopniach Celsjusza, więc zabija wszelkie zarazki. Dlatego dla osób alergicznych jest on bardzo dobrym rozwiązaniem. Moi klienci przyjeżdżają do mnie z Borku Falęckiego, z Wieliczki, z Igołomi, z Michałowic. Dlatego, iż nie ma nigdzie magli. Teraz jest około 50-60 osób w miesiącu, które mnie odwiedzają. Chciałbym, żeby chociaż 10-ciu nowych jeszcze doszło albo 20-stu. Łatwiej byłoby mi to wszystko utrzymać. Czasami ktoś przeczyta w internecie, iż jeszcze jest ten mój magiel, a dla mnie to nowy klient.
Nie ma Pan żadnego praktykanta, nie będzie szkoda zostawić zakładu?
Ja nie zamierzam zamykać będę pracował do końca, a jak powołają mnie w zaświaty to tam się zgłoszę jako pierwszy do prasowania.
***