Dzisiaj, choć bardzo mi się nie chce, pakuję swoje rzeczy i jadę z synem Kacprem do mojej mamy, Ireny Kowalskiej. Wszystko dlatego, iż wczoraj, gdy spacerowałam z dzieckiem, mój mąż Marek postanowił okazać gościnność i wpuścił do naszego pokoju krewnych – kuzynkę Magdę z mężem Jackiem oraz ich dwoje dzieci, Zosię i Filipa. Najgorsze jest to, iż choćby nie pomyślał, żeby ze mną o tym porozmawiać! Po prostu powiedział: „Możecie z Kacprem zamieszkać u twojej mamy, tam jest miejsce”. Do tej pory jestem w szoku po takiej bezczelności. To nasz dom, nasz pokój, a ja mam się teraz pakować i ustępować miejsca obcym ludziom? Nie, to już przesada.
Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam z Kacprem z przechadzki. Był zmęczony, marudził, a ja marzyłam tylko o tym, żeby go położyć spać i napić się spokojnie herbaty. Wchodzę do mieszkania, a tam – kompletny chaos. W naszej sypialni, gdzie śpimy z Markiem i Kacprem, już rozłożyła się Magda z Jackiem. Ich dzieci, Zosia i Filip, biegają po pokoju, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy – książki, kosmetyki, choćby laptop – poukładane są w kącie, jakby już tu nie mieszkałam. Stałam jak rażona piorunem i zapytałam Marka: „Co to ma znaczyć?”. A on, z takim spokojem, jakby rozmawiał o pogodzie: „Magda z rodziną przyjechała, nie mieli gdzie się zatrzymać. Pomyślałem, iż możecie z Kacprem pojechać do Ireny Kowalskiej, tam jest miejsce”.
Prawie się udusiłam z oburzenia. Po pierwsze, to nasz dom! Razem z Markiem płaciliśmy za to mieszkanie, tworzyliśmy naszą przestrzeń. A teraz mam się wyprowadzać, bo jego kuzynce zachciało się odwiedzić miasto? Po drugie, dlaczego choćby mnie nie zapytał? Może bym się zgodziła pomóc, gdybyśmy najpierw przedyskutowali szczegóły. Ale nie – postawił mnie przed faktem dokonanym. Magda, nawiasem mówiąc, choćby nie przeprosiła. Tylko się uśmiechnęła i powiedziała: „Nie martw się, Aniu, będziemy tylko dwa tygodnie!”. Dwa tygodnie? Nie chcę, żeby choćby przez dwa dni ktoś obcy dotykał moich rzeczy!
Jacek, mąż Magdy, siedzi cicho jak trusia. Pije kawę z mojej ulubionej filiżanki i tylko kiwa głową, gdy Magda coś mówi. A ich dzieci to już osobna historia. Zosia, sześciolatka, już rozlała sok na nasz dywan, a Filip, czterolatek, próbuje się chować w mojej szafie. Starałam się delikatnie zasugerować, iż to nie hotel, ale Magda tylko machnęła ręką: „No cóż, dzieci są dziećmi!”. Oczywiście, a sprzątać pewnie i tak ja mam.
Próbowałam porozmawiać z Markiem na osobności. Powiedziałam, iż jest mi przykro, iż podjął decyzję za moimi plecami. Wytłumaczyłam, iż Kacper potrzebuje stabilności, swojego łóżka. A ciąganie trzyletniego dziecka do mamy, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to nie jest rozwiązanie. Ale Marek tylko wzruszył ramionami: „Aniu, nie dramatyzuj. To rodzina, trzeba pomagać”. Rodzina? A my z Kacprem niby kim jesteśmy? Byłam tak wściekła, iż o mało nie wybuchnęłam płaczem. Zamiast tego zaczęłam pakować walizkę. jeżeli myśli, iż będę milczeć i znosić to w pokoju, to się myli.
Mama, gdy usłyszała, co się stało, była wściekła. „Co to znaczy, iż Marek decyduje, kto ma mieszkać w waszym domu? – oburzała się przez telefon. – Przyjeżdżaj, Aniu, ja was przygarnę, a z mężem później się rozliczysz”. Mama ma charakter – już chciała jechać i wyrzucać nieproszonych gości. Ale ja na razie nie chcę awantury. Po prostu pragnę, żeby Kacper był w komforcie, a ja mogła spokojnie pomyśleć, co dalej.
Pakując walizkę, ciągle to wszystko analizowałam. Jak to możliwe, iż Marek tak łatwo nas z Kacprem wymazał z naszego własnego życia? Zawsze starałam się być dobrą żoną – gotowałam, sprzątałam, wspierałam go. A on choćby nie pomyślał, jak się poczuję, gdy zobaczę obcych w naszej sypialni. I najboleśniejsze – choćby nie przeprosił. Tylko rzucił: „Nie rób z igły widły”. No cóż, Marku, ale to nie igła, tylko całe widły, które leżą na moim łóżku.
Teraz jadę do mamy i, szczerze mówiąc, trochę mi lżej na sercu. U Ireny Kowalskiej zawsze jest przytulnie, pachnie ciastem, a Kacper uwielbia bawić się w jej ogrodzie. Ale nie zamierzam tak po prostu odpuścić. Już postanowiłam – gdy wrócimy, porozmawiamy z Markiem na poważnie. jeżeli chce, żebyśmy byli rodziną, to musi szanować mnie i naszego syna. A Magda z Jackiem niech szukają sobie wynajmu albo hotelu. Nie jestem przeciwna pomaganiu, ale nie kosztem mojego spokoju i bez mojej zgody.
Gdy wkładam zabawki Kacpra do torby, patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami i pyta: „Mamo, długo będziemy u babci?”. Przytulam go i mówię: „Nie, kochanie, tylko trochę. Pobawimy się z babcią, a potem wrócimy do domu”. Ale w głębi duszy wiem – wrócę dopiero wtedy, gdy będę pewna, iż to znowu nasz dom, a nie noclegownia dla krewnych. A Marek niech się zastanowi, co jest dla niego ważniejsze – jego „gościnność” czy nasza rodzina.