Dzisiaj znowu myślałam o tym, co się ze mną dzieje. Siedziałam na ławce przed naszym domem w Poznaniu i jadłam swoją ulubioną od dzieciństwa czekoladę Wawel. Dom mamy duży, dwupiętrowy tata jest budowlańcem, więc gwałtownie postawił tę willę. Mam starszą siostrę, Wandę, która ma siedemnaście lat. Zawsze się trzymamy razem, a Wanda jako starsza pilnuje mnie, pomaga, a choćby staje w mojej obronie, gdy trzeba.
Skończyłam czekoladę i ciężko westchnęłam. Dopadł mnie ten okropny stan zakochałam się. No bo co w tym dziwnego, dziewczyna prawie piętnastoletnia i zakochana. Przecież to normalne, niektóre zakochują się choćby w dwunastym roku życia, a nie w piętnastym…
No dobrze, gdybym zakochała się w którymś z kolegów z klasy albo w Darku z równoległej, w którym kocha się cała szkoła, choćby starsze dziewczyny mdleją na jego widok, bo jest wysoki i przystojny. Ale nie, musiałam się zakochać w przyjacielu taty, w Marku. Boże, co teraz będzie? denerwowałam się i choćby zazdrościłam koleżankom, które opowiadały o swoich sympatiach, a nie o dorosłych mężczyznach.
Akurat tego dnia przyjechali do nas goście: wujek Marek z żoną Zosią i ich córką Kasią, która jest ode mnie dwa lata młodsza. Nasze rodziny przyjaźnią się od pokoleń od babć i dziadków, teraz tata przyjaźni się z Markiem, a mamy też utrzymują dobre relacje.
Wiedziałam, iż ciocia Zosia to dobra i uczciwa kobieta, kocha swojego męża, ale mnie to nie cieszyło. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje, aż pewnego dnia Wanda złapała mnie za rękę i wyciągnęła z domu do altanki w ogrodzie. Były wtedy urodziny naszej mamy.
Kinga, o co ci chodzi? spytała zaniepokojona.
O nic, co ty odpowiedziałam, udając niewiniątko.
A to, iż się chyba kochasz w Marku? wytrzeszczyła na mnie oczy, czekając na odpowiedź.
No i co z tego, zazdrościsz? wybuchnęłam płaczem.
Wujka Marka kochałam już od trzech miesięcy, od jego urodzin na działce. Był wtedy taki radosny, uśmiechnięty… Patrzyłam, jak tańczy z moją mamą, i marzyłam, żeby tak tańczył ze mną. Śmiał się, żartował, a ja czułam się dziwnie, bo to przecież nie powinno się dziać.
I oto mądra Wanda wszystko przejrzała. Było mi wstyd, iż ktoś się domyślił, myślałam, iż nikt nie zauważy. Najpierw Wanda była zirytowana, ale nagle przytuliła mnie i powiedziała łagodnie:
Oj, ty głuptaska. Nic się nie martw, to minie.
Przestałam się gniewać, a ona wycierała mi łzy. Ale wtedy, jak na złość, przybiegła mama i spytała:
Kinga, co się stało?
Nic, mamo, przestraszyła się osy, prawie ją użądliła w twarz gwałtownie wymyśliła Wanda.
A, no tak, teraz dużo tych os odparła mama i poszła.
Czas mijał, a moja miłość do Marka nie znikała. Dobrze się uczyłam, miałam przyjaciół w szkole, chłopaki się za mną uganiali, byłam ładną dziewczyną, ale nie odwzajemniałam ich uczuć. Chodziłam na szkolne potańcówki, tańczyłam z chłopakami, dostawałam walentynki. W liceum zaczęłam choćby chodzić na randki. Ale zawsze wiedziałam, iż wujek Marek to rycerz mojego serca.
W jedenastej klasie w końcu dorosłam i poważnie się zastanawiałam:
Muszę wyrzucić z głowy tę miłość do wujka Marka. To tylko pierwsza miłość, a pierwsza zawsze jest nieszczęśliwa. Ale nie mogłam się od tego uwolnić. Żyję jakby podwójnym życiem: w jednym są rodzice, przyjaciele, szkoła, a w drugim wujek Marek. To chyba nie jest w porządku. Wanda mówiła, iż to minie, a u mnie nie mija.
Nadszedł czas wyboru studiów. Myślałam o psychologii, ale przypomniałam sobie, iż od dziecka marzyłam, by zostać lekarzem. W końcu wybrałam medycynę. Uczyłam się świetnie, więc bez problemu dostałam się na studia.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Kasia, córka Marka, której nie lubiłam, bo miała to, czego ja nie mogłam codziennie widywała wujka Marka. Byłam już na trzecim roku.
Cześć, Kinga usłyszałam jej głos. Dzwonię w imieniu mamy, w sobotę ma urodziny, zaprasza was wszystkich na działkę. Będziemy świętować.
Dzięki, Kasia, przyjedziemy odpowiedziałam automatycznie.
Żona Marka, Zosia, była wspaniałą gospodynią. Gotowała przepyszne potrawy, wszyscy chętnie do nich przyjeżdżali. A Marek mistrzowsko robił grilla nigdy nic mu nie przypaliło.
Tego dnia po obfitym jedzeniu wyszłam z domu. Była jesień, chłodne powietrze dobrze mi zrobiło po dusznej uczcie. Stałam przy stoliku w ogrodzie, rozglądając się po pięknym, zadbanym podwórku. Kwiaty jeszcze nie zwiędły, niektóre trzymają się do późnej jesieni.
Masz swojego ulubionego usłyszałam nagle za sobą głos, aż drgnęłam.
Marek trzymał w ręce talerz z kawałkiem sernika z malinami i filiżankę herbaty.
O, dziękuję, postaw na stoliku, bo upuszczę powiedziałam, rumieniąc się. Skąd pan wie, iż lubię akurat malinowy?
Jakoś zauważyłem uśmiechnął się. W ogóle wiele rzeczy zauważam. I żeby mnie nie peszyć, wrócił do domu.
Co jeszcze zauważył? przemknęło mi przez głowę. Czyżby domyślał się, iż coś do niego czuję? I dlaczego to wciąż nie mija? Usiadłam na ławce i zaczęłam jeść sernik, nie czując choćby smaku.
Wtedy podeszła do mnie Kasia.
Pyszne, prawda? Mama zawsze świetnie gotuje. To ona wysłała tatę, żeby ci przyniósł, wiedziała, iż to lubisz uśmiechnęła się. Sama bym ci przyniosła, ale nie mogłam się oderwać.
Tak, bardzo smaczne tylko tyle odpowiedziałam.
Rozmawiałyśmy długo. Wanda nie mogła przyjechać, bo ma już własną rodzinę i mieszka z mężem w Krakowie. Ja choćby nie myślałam o zamążpójściu, choć spotykałam się z chłopakami. Kilku się o mnie starały, zapraszali na randki, dawali prezenty. choćby dwa razy myślałam,