*Zeszła na obcą*
Kinga stała przy oknie i patrzyła, jak jej córka Małgosia pakuje ostatnie kartony do samochodu. Dziewczyna krzątała się, przekładała torby, coś tłumaczyła mężowi. Już dorosła, trzydzieści jeden lat, a ona wciąż widziała w niej tę małą, przylepioną do jej spódnicy dziewczynkę, która bała się zostać sama.
– Mamo, gotowa? – zawołała Małgosia z podwórka. – Jedziemy!
Kinga wzięła z parapetu małą torbę z niezbędnymi rzeczami i powoli skierowała się do drzwi. W przedpokoju na kredensie stały zdjęcia – ślub córki, urodziny wnuczki Kasi, wakacje na działce. Normalne, rodzinne życie, które teraz wydawało się odległe.
– Już idę – odpowiedziała, zamykając mieszkanie.
Samochód stał na podwórku z otwartym bagażnikiem. Mąż Małgosi, Krzysztof, palił papierosa przy klatce i nerwowo zerkał na zegarek.
– Dzień dobry, Kingo – skinął głową. – Jak siły?
– W porządku – odpowiedziała krótko.
Krzysztof zawsze zwracał się do niej formalnie, choć znali się od ośmiu lat. Nie żeby był złym człowiekiem, po prostu… trochę chłodny. Kinga nigdy nie czuła się z nim swobodnie.
– Siadaj z tyłu, mamo – Małgosia otworzyła tylne drzwi. – Tam wygodniej.
Jechali w ciszy. Kinga patrzyła przez okno na znane ulice, które stopniowo zastępowały nieznane osiedla. Przeprowadzka do córki wydawała się słuszna. Po śmierci męża samotne życie było ciężkie, a zdrowie już nie to samo. A tu wnuczka, może pomóc z dzieckiem.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Małgosia, gdy auto zatrzymało się przed nowoczesnym blokiem. – Nasz dom.
Mieszkanie okazało się przestronne i jasne. Duży salon, osobna kuchnia, trzy sypialnie. Małgosia z dumą pokazywała remont, nowe meble, sprzęt.
– A to twój pokój, mamo – otworzyła drzwi do najmniejszego pokoju. – Urządziłam go specjalnie dla ciebie.
Pokój był schludny, ale bez charakteru. Wąskie łóżko, szafa, stolik przy oknie. Wszystko nowe, wszystko obce.
– Dziękuję, córeczko – Kinga postawiła torbę na łóżku. – Bardzo miło.
– Mamo, a gdzie Kasia? – spytała, rozglądając się.
– U koleżanki, wróci jutro. Wtedy się lepiej poznacie.
Kinga skinęła głową. Kasię widziała tylko kilka razy – na urodzinach, na Sylwestra. Małgosia rzadko odwiedzała, zawsze zajęta pracą, domem, mężem.
Wieczorem siedzieli w kuchni, pijąc herbatę. Krzysztof przewijał tableta, Małgosia opowiadała o sąsiadach, o sklepach w okolicy.
– Mamo, spodoba ci się tutaj – mówiła córka. – Spokojna okolica, przyzwoici ludzie. Przy bloku plac zabaw, niedaleko przychodnia.
– Tak, ładne miejsce – zgodziła się Kinga.
– A poza tym pomożesz mi z Kasią. Niania droga, a przedszkole dopiero od września.
Krzysztof podniósł wzrok znad tableta.
– Gosia, umawialiśmy się, iż twoja mama będzie tu samodzielna. Nie przeciążaj jej.
– Co za przeciążenie? – oburzyła się Małgosia. – Posiedzieć z wnuczką to radość, a nie praca.
– Oczywiście, pomogę – wtrąciła Kinga. – Nie po to tu przyjechałam, żeby się tylko przyglądać.
Krzysztof wzruszył ramionami i znowu zanurzył się w tablecie.
Następnego ranka Małgosia przyprowadziła Kasię. Dziewczynka miała cztery lata, żywiołowa, rozgadana, jak dwie krople wody przypominała Małgosię w dzieciństwie.
– Kasia, to babcia Kinga – przedstawiła ją córka. – od dzisiaj będzie mieszkać z nami.
– Cześć, babciu – powiedziała grzecznie, ale z rezerwą.
– Cześć, kochanie – Kinga przykucnęła przed wnuczką. – Jesteś śliczna!
– Mamo, a dlaczego babcia mieszka w moim pokoju na zabawki?
Małgosia się zmieszała.
– Kasiu, to teraz pokój babci. A twoje zabawki przeniesiemy do twojej sypialni.
– Ale tam już jest pełno zabawek! Gdzie będę budować zamek?
– Coś wymyślimy – wzięła córkę na ręce. – Nie martw się.
Kinga zrozumiała, iż zajęła pokój, który Kasia uważała za własne terytorium. Nieprzyjemne poczucie winy zabolało.
– Może mogę spać w salonie? – zaproponowała. – Na kanapie.
– Co ty, mamo! – oburzyła się Małgosia. – Masz swój pokój.
Ale przez cały dzień Kasia patrzyła na zamknięte drzwi pokoju babci z wyraźnym smutkiem.
Dni płynęły. Małgosia wychodziła do pracy, Krzysztof też pracował, często do późna. Kinga zostawała z Kasią. Dziewczynka stopniowo się przyzwyczajała, ale bliskości nie było. Były dla siebie uprzejme, jak obce osoby.
– Kasiu, opowiem ci bajkę? – proponowała Kinga.
– Nie trzeba. Mama czyta mi książki z obrazkami.
– Może upieczemy ciasteczka?
– Mama kupuje takie ze sklepu. Mówi, iż zdrowsze.
Każda odmowa bolała. Kinga chciała być potrzebna, chciała się zajmować wnuczką, ale ta jakby nie wpuszczała jej do swojego świata.
Wieczorem przy kolacji rozmowy krążyły wokół pracy, weekendowych planów, znajomych, których Kinga nie znała.
– Co u Karoliny? – pytał Krzysztof.
– W porządku, dostała awans. W sobotę zaprasza nas na działkę.
– Jedziemy. Bierzemy Kasię?
– Oczywiście. Bawi się tam z dziećmi.
Kinga milczała, widząc, iż jej w te plany nie wpisują. Była jak mebel – obecna, ale nie uczestnicząca w życiu rodziny.
– Może ja zostanę w domu – powiedziała ostrożnie. – Jedźcie sami.
– Dlaczego? – zdziwiła się Małgosia. – Jedź z nami. Poznasz naszych znajomych.
– Daj spokój, córeczko. Co ja tam będę robić? Młodzi się bawią, a ja jak piąte koło u wozu.
– Mamo, co ty mówisz? Jakie piąte koło?
Ale Kinga widziała, iż Krzysztof z ulgą westchnął. Ewidentnie nie chciał zabierać teściowej w towarzystwo.
W sobotę rodzina pojechała na działkę, a Kinga została sama w obcym mieszkaniu. Chodziła po pustychI tak stała się obca we własnej rodzinie, ale zrozumiała, iż czasem lepiej wrócić tam, gdzie jest się sobą, niż tkwić tam, gdzie nikt już ciebie nie czeka.










