Obca, ale bliska, jak rodzina

polregion.pl 2 godzin temu

– Mamo Fajo, jak się masz? Szliśmy z Antosiem ze sklepu i postanowiliśmy wpaść, coś ci kupiliśmy – przytulała Julka swoją niebiologiczną matkę.

Postanowiły między sobą, iż Faina i Julka będą traktować się jak matka i córka. Faina miała już prawie siedemdziesiąt lat, dokładniej sześćdziesiąt sześć. Jej życie nie było zbyt szczęśliwe, wiele przeciwności i smutności spotkało ją na drodze. Wszystko musiała znosić sama.

Ale trzynaście lat temu Bóg ją wynagrodził przyszedł do niej Julka. Pewnego wieczoru zapukała do jej drzwi, Faina otworzyła. Stała przed nią młoda kobieta, brudna i posiniaczona. gwałtownie wpuściła ją do środka.

– Wchodź, kochanie, wchodź kobieta rozglądała się niespokojnie. Nie bój się, mieszkam sama, tak już wyszło. Co ci się stało, moja droga? gładziła ją po włosach, pomagając zdjąć zniszczony płaszczyk.

Na dworze była jesień, choć dopiero początek września, ale aura tego roku była wyjątkowo mokra i przejmująco zimna.

– Jak masz na imię? spytała. Ja jestem Faina Stefanowna, możesz mówić do mnie ciocia Faja, tak będzie lepiej.

– Julka cicho odpowiedziała młoda kobieta i rozpłakała się.

– Płacz, kochanie, płacz, będzie ci lżej mówiła Faina, gładząc ją po głowie.

Wyjęła apteczkę, opatrzyła zadrapanie na jej policzku, potem doprowadziła ją do porządku. Napoiła gorącą herbatą, choć od jedzenia na razie dziewczyna odmówiła.

Nie wypytywała, dała jej czas. Wiedziała, iż sama opowie. W końcu Julka się rozgrzała.

– Dziękuję, ciociu Fajo, dziękuję Byłam tak zmarznięta, nie wiem, jak długo szłam, ale cały dzień. Gdzie jest ta wieś? Było już ciemno, nic nie widziałam. Myślałam, iż padnę ze zmęczenia, więc zapukałam do was.

– To Sieniaków, duża wieś. A ty skąd jesteś?

– Mieszkałam z mężem w powiatowym miasteczku, ale byliśmy razem tylko dwa lata. Kiedy się spotykaliśmy, wydawał się spokojny, ale gdy zamieszkaliśmy razem, pokazał swoje prawdziwe oblicze. Był agresywny, często mnie bił. Chciałam mieć dziecko, ale on powiedział, iż mu to niepotrzebne. Nienawidził dzieci. Ale zaszłam w ciążę. Gdy mu powiedziałam, uderzył mnie. Patrzył na mnie jak zwierzę. Bałam się o siebie i o dziecko. Chwyciłam płaszcz i czapkę, ledwo zdążyłam włożyć buty. Myślał pewnie, iż nie ucieknę. A ja nie miałam dokąd iść, jestem z domu dziecka. Bałam się go, więc szłam przed siebie. Raz przez pola, raz obok lasu, żeby mnie nie złapał. W końcu trafiłam na polną drogę i dotarłam tutaj.

– Biedna jesteś, córeczko Ale już cię nie skrzywdzą. Najważniejsze, żeby z dzieckiem było wszystko w porządku. jeżeli chcesz, zostań u mnie na zawsze. Mieszkam sama Faina westchnęła ciężko.

Tak Julka u niej zamieszkała, a później urodził się Antoś. Faina pomagała z chłopcem. Traktowała go jak wnuka, a Julkę jak córkę. Pewnego dnia Julka zapytała:

– Ciociu Fajo, czy mogę mówić do ciebie mamo? Antoś przecież nazywa cię babcią.

– Oczywiście, córeczko. Ja i tak już tak do ciebie mówię. Dla mnie jesteście moją rodziną.

– Tak, mamo Fajo, dla mnie też. Obca, ale już swoja, najbliższa.

Żyli więc razem. Julka znalazła pracę jako listonoszka choć miała technologiczne wykształcenie, w wiosce nie było alternatywy. Antoś dorastał pod okiem Fai.

– Fajo, twoja Julka to skarb mawiały kobiety w sklepie. Szacowna dziewczyna, dobrze się u was zadomowiła, a Antoś to grzeczny chłopiec. Los ci się odmienił. Własna córka cię opuściła, a Bóg dał ci Julkę Widocznie nie byłaś w Jego oczach zbyt wielką grzesznicą.

– Dziękuję Bogu, iż tego wieczoru przysłał mi Julkę. Byłyśmy jak dwie samotne ćmy w nocy, które się spotkały. Ja sama, ona też. A razem nie czułyśmy już samotności, a teraz w trójkę pozostało lepsze. Antoś nie daje nam się nudzić.

We wsi mieszkał też Maksym. Zauważył Julkę, podobała mu się jej skromność i uprzejmość. To, iż miała syna, nie było dla niego problemem uwielbiał dzieci. Sam nie miał własnych, jego małżeństwo z Tatianą się rozpadło, bo ona nie chciała rodzić. Wróciła do swojej wsi i teraz żyje na luzie. On długo nie mógł znaleźć nowej żony nikogo nie pociągał, aż pojawiła się Julka. Obserwował ją, bo była obca, nie wiadomo, co w głowie nosi.

W końcu się oświadczył. Julka wahała się, ale Faina poradziła:

– Wyjdź za niego, to dobry chłop. To, iż miał pecha z pierwszą żoną, tobie też się nie udało. Będziecie żyć w zgodzie, a Antosia pokocha jak własnego.

– Mamo Fajo, a ty zostaniesz sama?

– Głupia jesteś! Maksym mieszka dwa domy dalej. Będziemy sąsiadkami. Nie martw się i nie odmawiaj mu.

Tak Julka wyI tak Maksym i Julka wzięli ślub, Antoś znalazł w nim ojca, a później na świat przyszła jeszcze córeczka Zosia, a stara chata Fai znów wypełniła się śmiechem i ciepłem rodziny, choć nie związanej krwią, to połączonej prawdziwą miłością.

Idź do oryginalnego materiału