Dziennik. 10 maja 2024
Mój syn, Krzysztof, ożenił się dziesięć lat temu. Razem z żoną Kingą i córeczką mieszkają w ciasnym mieszkaniu w jednopokojowym lokum w Łodzi. Siedem lat temu Krzyś kupił działkę i zaczął budować wymarzony dom. Pierwszy rok nic się nie działo. W kolejnym postawili płot i wylali fundamenty. Potem znów cisza – brakowało pieniędzy. Tak, oszczędzając grosz do grosza, mój syn nie tracił nadziei.
Przez te lata udało im się postawić tylko parter. A marzyli o dużym, dwupiętrowym domu, gdzie byłoby miejsce dla wszystkich, choćby dla mnie. Krzysztof zawsze był rodzinny, chciał, żebyśmy żyli razem. Parter powstał tylko dlatego, iż Kinga przekonała go, by zamienili swoje dwupokojowe mieszkanie na mniejsze, a różnicę włożyli w budowę. Teraz sami się tam duszą.
Gdy przyjeżdżają do mnie, rozmawiamy tylko o budowie. Z zapałem planują kolory tapet, układ kabli, ocieplenie ścian. Nikt nie pyta o moje zdrowie, o to, jak sobie radzę. Nie narzekam, słucham ich planów, ale w sercu rośnie niepokój.
Od dawna podejrzewałam, iż Krzysztof i Kinga chcą sprzedać moje dwupokojowe mieszkanie, żeby dokończyć budowę. Pewnego dnia syn się wygadał: *„Będziemy razem mieszkać w dużym domu, mamo, pod jednym dachem!”* Nie wytrzymałam i zapytałam wprost: *„Czyli muszę sprzedać swoje mieszkanie?”*
Ożywił się, przytaknął, zaczęli opowiadać, jak będzie nam razem wesoło i przytulnie. Ale spojrzałam na Kingę – i zrozumiałam, iż nie chcę z nią mieszkać. Ona mnie nie znosi, a ja już nie mam siły udawać, iż tego nie widzę. Jej zimne spojrzenia, uszczypliwe uwagi – to mówi wszystko.
Z drugiej strony, szczerze żal mi syna. Tak się stara, ale w tym tempie budowa przeciągnie się jeszcze na dekadę. Chcę mu pomóc, dać jego córce przestronny dom. Wtedy zadałam pytanie, które mnie dręczy: *„A gdzie ja będę mieszkać?”* Przecież nie mogę się wpakować do ich mikroskopijnego mieszkania ani do niedokończonego domu bez wygód.
Kinga oczywiście od razu miała rozwiązanie: *„Mamo, na naszej działce będzie świetnie!”* Tak, mamy tam drewniany domek letniskowy pod Łodzią. Ale to stara chałupa bez ogrzewania, dobra tylko na wakacje. Latem faktycznie jest przyjemnie – kwiaty, świeże powietrze, można przenocować. Ale zimą? Rąbać drewno, palić w piecu, myć się w misce, biegać do wychodka w mróz? Mój stan zdrowia nie jest najlepszy – tego nie wytrzymam.
*„Przecież na wsiach ludzie jakoś żyją!”* – rzuciła Kinga z lekceważeniem. Owszem, żyją, ale na wsi są piece, woda, normalne warunki. A ich domek to zwykły szopBałam się, iż na starość zostanę bez dachu nad głową, wyrzucona jak niepotrzebny grat, i teraz widzę, iż ten strach miał swoje uzasadnienie.