Jeszcze tylko krok do rozwodu
Marta długo namawiała męża, żeby pojechał z nią do jej prababci – Bronisławy Nikodemicznej. Staruszka mieszkała sama w małym domku na uboczu wsi, niedawno skończyła dziewięćdziesiąt osiem lat i każda wizyta mogła być ostatnia. Ale Krzysztof ciągle się wymawiał: to praca, to zmęczenie, to po prostu nie miał ochoty.
„No chodź, proszę cię” – błagała Marta – „pamiętasz, obiecała nam opowiedzieć tajemnicę, która uratowała jej małżeństwo z pradziadkiem. Tylko jeżeli przyjedziemy razem…”
Krzysztof prychnął:
„Jeśli ta tajemnica jest taka cudowna, czemu wcześniej mi o niej nie powiedziałaś?”
„Bo przysięgła, iż zdradzi ją tylko nam obojgu. Mówi, iż to magiczne słowa, które powinna znać każda rodzina. Z pradziadkiem przeżyli razem sześćdziesiąt dwa lata. Do jego śmierci. I nigdy choćby nie pomyśleli o rozwodzie.”
Krzysztof westchnął. Nie wierzył ani w magię, ani w porady z minionej epoki. Ale patrząc na pełne nadziei oczy żony, machnął ręką:
„No dobra. Ale krótko. Przyjedziemy, porozmawiamy i wracamy.”
Bronisława Nikodemiczna powitała ich, leżąc na starannie zasłanym łóżku. Mimo wieku w jej spojrzeniu było mnóstwo jasności i siły. Słabo się uśmiechnęła, skinęła głową Marcie i długo przyglądała się Krzysztofowi.
„No i co, wnuczki, przyjechaliście? Po te słowa?”
„Tak, babciu” – z zapałem przytaknęła Marta – „obiecałaś nam sekret, który trzyma małżeństwo razem. Słuchamy.”
Staruszka na chwilę zamknęła oczy, po czym cicho wyszeptała:
„Ten sekret dał nam stary ksiądz. Braliśmy ślub w zapomnianej wiosce, bo innych kościołów w okolicy nie było. I wtedy powiedział: ‚Pamiętajcie – do rozwodu to tylko jeden krok’.”
Krzysztof zmarszczył brwi:
„Jeden krok?”
„Tak. Jeden nieostrożny krok. Jedno przykré słowo rzucone w gniewie. Jedno spojrzenie przez ramię, jeden dzień, gdy wyszedł z domu i nie wrócił na czas. Zniszczyć rodzinę jest łatwo. Ale utrzymać ją – to ciężka praca. I za każdym razem, gdy się kłócicie, obrażacie, myślicie o czymś złym – przypomnijcie sobie te słowa. Do rozwodu to tylko jeden krok. Zrobisz go – i może nie być drogi powrotnej.”
W pokoju zapadła cisza. Marta spuściła wzrok. Krzysztof wstał, podszedł do okna i długo milczał. Nagle cicho powiedział:
„Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałem dziesięć lat. A wszystko zaczęło się od jednego kroku. Tata poszedł spać do kolegi. Mama mu nie uwierzyła. Potem słowo za słowo, i wszystko się rozpadło.”
Odwrócił się do żony:
„A my z tobą też ostatnio coraz częściej jesteśmy na krawędzi.”
Marta skinęła głową, ledwo powstrzymując łzy.
Wracali, trzymając się za ręce. Ani słowa. Tylko palce mocno splecione, jakby bali się puścić. A gdy dojechali pod dom, Krzysztof nagle przystanął, przytulił żonę i szepnął:
„Obiecajmy sobie – my nigdy nie zrobimy tego kroku.”
Marta przytaknęła, i w tej chwili oboje zrozumieli: teraz mają nie tylko wspomnienie o babci, ale prawdziwą podporę. Tylko jedno zdanie – a całe życie może się zmienić.