Dzisiaj w moim dzienniku chcę opisać tę szczególną wizytę.
Kinga długo błagała męża, by pojechał z nią do jej prababci – Weroniki Nikodemówny. Staruszka mieszkała sama w maleńkim domku na uboczu wsi, niedawno skończyła dziewięćdziesiąt osiem lat i każda wizyta mogła być ostatnią. Ale Marek ciągle się wymawiał: to praca, to zmęczenie, to po prostu nie miał ochoty.
– Jedźmy, proszę – nalegała Kinga – przecież pamiętasz, obiecała nam wyjawić tę tajemnicę, która uratowała jej małżeństwo z pradziadkiem. Tylko jeżeli przyjedziemy razem…
Marek prychnął:
– jeżeli ta tajemnica jest taka cudowna, dlaczego nie opowiedziała ci jej wcześniej?
– Bo przysięgła, iż zdradzi ją tylko nam obojgu. Mówi, iż to magiczne słowa, które każda para powinna znać. Oni z pradziadkiem przeżyli razem sześćdziesiąt dwa lata. Do samej jego śmierci. I nigdy choćby nie pomyśleli o rozwodzie.
Marek westchnął. Nie wierzył ani w magię, ani w porady z minionej epoki. Ale patrząc w oczy żony, pełne nadziei, machnął ręką:
– Dobrze. Ale tylko na krótko. Przyjedziemy, porozmawiamy i od razu wracamy.
Weronika Nikodemówna przywitała ich, leżąc na równo zasłanym łóżku. Mimo wieku, w jej spojrzeniu było mnóstwo jasności i siły. Słabo się uśmiechnęła, skinęła głową na powitanie Kingi i długo patrzyła na Marka.
– No to co, wnuczki, przyjechaliście? Po te słowa?
– Tak, babciu – odezwała się Kinga z zapałem – obiecałaś nam sekret, który trzyma małżeństwo w całości. Słuchamy.
Staruszka na chwilę zamknęła oczy, po czym szepnęła ledwo słyszalnie:
– Tę tajemnicę dał nam stary ksiądz. Pobraliśmy się w zapadłej wiosce, bo innych kościołów w okolicy nie było. Wtedy powiedział: „Zapamiętajcie: do rozwodu – tylko jeden krok”.
Marek zmarszczył brwi:
– Jeden krok?
– Tak. Jeden niewłaściwy krok. Jedno przykre słowo rzucone w gniewie. Jedno spojrzenie za siebie, jeden dzień, gdy wyszedłeś z domu i nie wróciłeś na czas. Zniszczyć rodzinę jest łatwo. Ale ją utrzymać – to ciężka praca. I za każdym razem, gdy się kłócicie, obrażacie, myślicie o czymś złym – przypomnijcie sobie te słowa. Do rozwodu – tylko jeden krok. Zrobisz go – i może nie być drogi powrotnej.
W pokoju zapadła cisza. Kinga spuściła wzrok. Marek wstał, podszedł do okna i długo milczał. W końcu cicho powiedział:
– Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałem dziesięć lat. I wszystko zaczęło się od jednego kroku. Tata poszedł nocować do kolegi. Mama mu nie uwierzyła. Potem słowo za słowem, i wszystko się rozpadło.
Odwrócił się do żony:
– A my przecież też ostatnio coraz częściej stoimy na krawędzi.
Kinga skinęła głową, ledwo powstrzymując łzy.
Wracali, trzymając się za ręce. Żadnego słowa. Tylko palce mocno splecione, jakby bali się puścić. A kiedy dojechali pod dom, Marek nagle przystanął, przytulił Kingę i szepnął:
– Obiecajmy sobie – nigdy nie zrobimy tego kroku.
Kinga przytaknęła, i w tej chwili oboje zrozumieli: teraz mają nie tylko pamięć o babci, ale prawdziwą podporę. Tylko jedno zdanie – i całe życie może się zmienić.