O KOTLETACH

newskey24.com 23 godzin temu

O KOTLETACH

Nie wiem, jak u innych samotnych kobiet, ale do mnie ciągnie wszelka nieczystość. Wczoraj późnym wieczorem, na przykład, leżałam w łóżku, wzdychając. Naczytawszy się newsów, najadłszy kotletów, cierpiałam ile sił krótko mówiąc.

Nagle za szafą coś cichutko zawyło. Głosik cienki, żałosny.

Pluskwyyy? pomyślałam. W Paryżu pisali, iż epidemia. Czyżby dotarły aż do Łodzi? Zmęczyły się, pewnie.

Po dziesięciu minutach pluskwy znudziły się wyciem i zaczęły coś skrobać po podłodze.

Zaraz wstanę i walnę w łeb skłamałam.

Nie wstałabym po talerzu kotletów. Boże broń, żeby w nocy przycupnąć trzeba by się turlać.

Nie wal w łeb grzecznie poprosiły pluskwy.

Gadaaające… przemknęło mi przez kotletową mgłę. Więc nie pluskwy. Więc sąsiad oszalał. Z drugiej strony, kto teraz nie oszalał? No dobra, ja. Mnie i zwariować nie z czym, a inni się męczą.

Potem pluskwy przestały skrobać, i w półmroku ku mnie zaczął się skradać ktoś kudłaty i długi. Wzrok mam kiepski, więc mrużyłam oczy, próbując ogarnąć trzy rzeczy: Czy kotlety to idealna tabletka nasenna i od dawna śpię? To trzy uszy czy trzy rogi? Skąd u nas w klatce taki wysoki, nieodnotowany sąsiad? Wszystkich wysokich od razu zapisuję w notesie mam kolekcję.

Wiesław Genowefowicz? spróbowałam zidentyfikować przybysza.

Zimno odparła wieża i natychmiast walnęła czołem w żyrandol. Auuuć!

No to kto?

Dziad Dzik zachichotał długi, wyciągnął ku mnie czarne, nieskończone łapy i warknął: Uuuuu!

Ja też maluję paznokcie na czarno przed Zaduszkami. To u ciebie hybryda czy własne?

Własne obraził się długi.

Niewygodnie pewnie z takimi drapakami w nosie dłubać.

Nie rozumiem! Nie boisz się?

Wtedy przysunął swoją straszną facjatę tuż do mojej i okazało się, iż to trzy uszy. Dwa po bokach, a trzecie dziwne, na skroni. Bardziej przypominało ogromną narośl.

Muszę oddać książkę w przyszłym tygodniu, a mam tylko trzy strony. Do tego kredyt i rozwód. Jestem dorosłą kobietą, wybacz. Strasz mnie jakimś opadnięciem powieki, fafluniem.

Nasi mówią, iż choćby w wieku pięciu lat nie wrzeszczałaś. Dzbanem jednego trzasnęłaś. Do dziś ma głowę na wspak.

To czegoś przyszedł?

U ciebie przytulnie.

To przez kotlety. Chcesz?

Chcę.

To sobie sam podgrzej, ja nie wstanę.

Strasznolicy gość mignął czarnym cieniem w kierunku kuchni, wrócił z herbatą (nalał do mojego ulubionego kubka!), kotletami i kanapkami. W paszczy trzymał jabłko. Zupełnie jak ja, tylko włosy gęstsze.

Żresz? podał mi talerz.

Co?

Pytam, czy jesz. Poczęstuj się, wziąłem dużo.

Chętnie, ale już nie wejdę.

A wyglądasz na taką pojemną kobietę, jak wąż w okularach.

Dzięki za komplement. Kładź się obok.

Przesunęłam się i trochę poleżeliśmy razem. Było przyjemnie. Noc, mlaskanie, zapach kotletów. Czego więcej trzeba dla uspokojenia duszy i ciała?

Może zejdź do sąsiadki na trzecie piętro? Starsza pani, nie będzie marudzić.

Byłem u niej wczoraj. Rzuciła we mnie stołkiem.

A stąd ta narośl.

No.

I poleżeliśmy jeszcze pół godziny, każdy wzdychając o swoim.

Popszę się pewnie do nich. Fajnie musi być tak łazić po cudzych mieszkaniach i żreć darmowe kotlety. Tylko trzeba coś solidnego na głowę. Garnek na przykład…

Idź do oryginalnego materiału