O górach, giełdzie i jeziorze, czyli w Domku pod Orzechem nie ma nudy!

rozmowki-kobiece.pl 1 rok temu

Czas galopuje. Dopiero co zaczął się czerwiec, a to już początek lipca. Dużo się dzieje. Nasze odludzie zatętniło wakacyjnym życiem. Każdy marzy o odpoczynku w ciszy izerskiej łąki, więc my to zapewniamy. Chciałam stworzyć kilka opowieści o wycieczkach po izerskich bezdrożach, spacerach ziołowych i rajdzie konnym, ale czas tak przyspieszył, iż każde kolejne wydarzenie odsuwało w dal poprzednie. Spróbuję jednak o nich opowiedzieć.

Zabierz mnie w góry


Często słyszę tę prośbę. Cieszy mnie, iż moi znajomi bliscy i dalsi chcą wędrować ze mną i oglądać miejsca, których nie ma w przewodnikach. Tym razem na taką wycieczkę zabrałam koleżankę z Dolnego Gierczyna. Ustaliłyśmy, iż ma ok. 5 godzin i zdecydowałam, iż pokażę jej Kamienicę. Jak wiadomo, jest to wycieczka z efektem ŁAŁ, bo nie zdarzyło się jeszcze, by na szczycie nie westchnąć z zachwytu. Zaplanowałam, ze przejdziemy się Tytoniową Ścieżką, a wrócimy przez Żelazny Most. I byłaby to cudowna kobieca wyprawa, z godzinami zwierzeń i opowieści, gdyby nie … no właśnie! Gdyby nie zniszczenia, jakich dokonali ludzie na moich ulubionych trasach. Najpierw okazało się, iż połowa do niedawna dzikiej Tytoniowej ścieżki została zasypana żwirem, co sprawia, ze nie będziemy tu już tropić wilków, a potem było jeszcze gorzej, bo widziałyśmy ogromne ilości drewna przygotowanego do wywozu i zniszczenia w miejscach ostoi zwierzyny, dokładnie tam, gdzie spotyka się ślady wilków, a choćby same wilki. Jak to jest, iż niby wstęp wzbroniony, bo ostoja, a wyręb jest prowadzony. I czemu dziwimy się, ze zwierzęta podchodzą pod domy, skoro człowiek wygania je z ich siedlisk?

Chyba tego nie zrozumiem… I choć sama wycieczka była całkiem udana, to niewesołe refleksje zdominowały nasze wrażenia po niej…

To co, pojedziemy do Cieplic na giełdę?


O cieplickiej giełdzie słyszałam same cuda, ale jakoś nigdy się na nią nie wybrałam, bo niedzielne przedpołudnia zwykle mam zajęte. No i w takie miejsca doorze wybrać się w towarzystwie. Przyznam, iż gdy Ślubny w sobotę wieczorem zaproponował wyjazd do Cieplic, byłam co najmniej zaskoczona! Sam wpadł na pomysł porannej wyprawy na giełdę różności! Uszczęśliwił mnie tą decyzją niebywale. I tak w niedzielę 18 czerwca pojechaliśmy na giełdę.

Uwielbiam takie miejsca, a jednak… choćby mnie przerosły dzikie tłumy i ilość straganów. Ponad dwie godziny kluczyliśmy po alejkach, oglądając stoiska z mydłem i powidłem. Wyszliśmy z drobnymi narzędziami, kilkoma ramkami na zdjęcia, kilogramem truskawek i… cynową balią, która była celem naszego wyjazdu. Wymyśliliśmy sobie bowiem, że pod rynnę na ganku wstawimy właśnie takie naczynie. Po zakupach poszliśmy na spacer do centrum Cieplic. Wypiliśmy kawę i wróciliśmy do domu.

A może nad wodę?


Gdy przeglądam czerwcowe zdjęcia, zastanawiam się, czy ja chciałam w jednym miesiącu upchnąć przeżycia na cały rok… Bo jedząc niedzielny obiad po wizycie na giełdzie, zaplanowaliśmy wyjazd nad jezioro, bo zapowiadano upały. Wybór padł na znaną nam już maleńką dziką plażę nad Jeziorem Złotnickiem. Rok wcześniej postanowiliśmy popłynąć rowerem wodnym w kierunku zapory i teraz nadszedł czas, by ten plan zrealizować. Na miejscu okazało się, że zaczyna kropić drobnym deszczem, ale to nie zniechęciło nas przed rowerową eskapadą. Ślubny wypożyczył rower wodny i popłynęliśmy z biegiem Kwisy, bo Jezioro Złotnickie, to nic innego jak sztuczny zbiornik stworzony przez spiętrzenie wody na Kwisie.

Ponieważ jednak płynęliśmy sobie rekreacyjnie, nie udało nam się zobaczyć zapory, co oznacza, iż musimy wrócić, ale może tym razem zatrzymamy się na drugim brzegu, bo ileż można odwiedzać tę samą plażę, zwłaszcza iż nie jest ona ani ładna, ani czysta. A jej największym atutem jest odległość od Gierczyna.

O kolejnych niesamowitych dniach opowiem w następnym poście!

Idź do oryginalnego materiału