Nowy etap z Mirosławem
Mam swój dom – przestronny, z ogrodem, gdzie kwitną jałowce, i tarasem, na którym tak przyjemnie pić herbatę letnimi wieczorami. Moje dzieci dawno dorosły, mają swoje rodziny i własne sprawy. Ja, Danuta, zostałam sama, ale nie samotna – od kilku lat obok mnie jest Mirosław, człowiek, z którym chcę dzielić nie tylko wieczory, ale i całe życie. Niedawno postanowiliśmy: dość zwlekania, czas się wprowadzić i zacząć żyć razem. Tym bardziej, iż jego syn Tomasz właśnie przyprowadził do ich mieszkania narzeczoną, Agnietę, i nam wszystkim przyszedł czas na nowy rozdział. Dzięiuję się, ale w sercu mam takie ciepło, jakbym znowu miała trzydzieści lat i życie dopiero się zaczynało.
Poznaliśmy się z Mirosławem pięć lat temu na potańcówce dla tych, którzy mają „ponad pięćdziesiątkę”. Przyszłam tam wtedy z koleżanką, bardziej z ciekawości, a on stał przy ścianie, w eleganckiej koszuli, i uśmiechał się jak chłopak. Rozmawialiśmy, potańczyliśmy, a potem zaprosił mnie na kawę. Od tamtej pory już się nie rozstawaliśmy. Mirosław jest wdowcem, sam wychował syna, pracował jako kierowca, teraz jest na emeryturze, ale wciąż grzebie w garażu albo coś naprawia w domu. Jest dobry, ma poczucie humoru i z nim czuję się żywa. Ale nigdy nie mieszkaliśmy razem – ja w swoim domu, on w swoim mieszkaniu, i obojgu nam tak było wygodnie. Aż do niedawna.
Wszystko się zmieniło, gdy Tomasz, syn Mirosława, oznajmił, iż się żeni. Ma dwadzieścia siedem lat, pracuje jako programista, a jego dziewczyna, Agnieszka, sympatyczna, choć trochę nieśmiała, wprowadziła się do niego. Mirosław opowiedział mi o tym przy kolacji, śmiejąc się: „Danusiu, wyobraź sobie, te gołąbki teraz rządzą w mojej kawalerce! Agnieszka już nowe szafirowe zasłony powiesiła!”. Uśmiechnęłam się, ale w głowie przemknęła myśl: a gdzie teraz będzie mieszkał Mirosław? On, jakby czytając w moich myślach, dodał: „Zastanawiam się, może już czas, żebyśmy zamieszkali razem? Mój dom teraz należy do młodych, a ja chcę być z tobą”. Mało nie upuściłam widelca – nie ze zdziwienia, ale dlatego, iż to brzmiało tak naturalnie.
Długo dyskutowaliśmy, gdzie żyć. Mój dom jest większy, przytulniejszy, i uwielbiam go – każdy kąt wypełniony jest wspomnieniami. Mirosław zgodził się: „Danusiu, twój dom to jak bajka, czuję się tu jak na wakacjach”. Ale widziałam, iż się martwi – przeprowadzka to dla niego duży krok. Jego mieszkanie było jego twierdzą, miejscem, w którym wychował Tomasza, gdzie wszystko jest znajome. Ja też byłam zdenerwowana: a nagle okaże się, iż będzie nam razem za ciasno? Moje dzieci, syn i córka, dawno już wyprowadzili się na swoje, a ja przyzwyczaiłam się do swojego rytmu. Ale myśl o tym, żeby budzić się obok Mirosława, pić z nim poranną kawę, razem plewić grządki, przebiła wszystkie obawy.
Następnego dnia zapytałam córkę, co myśli o naszym pomyśle. Roześmiała się: „Mamo, no w końcu! Mirosław jest dla ciebie jak rodzony, żyjcie już razem, dość tych chodzin na randki!”. Syn też mnie wsparł: „Mamo, tylko nie każ mu kosić całego dziedzińca, przecież on już nie młody!”. Uśmiechnęłam się, ale w sercu było ciepło – dzieci się za mnie cieszą. Za to Tomasz, kiedy Mirosław mu powiedział, trochę się zmieszał: „Tato, a co z mieszkaniem?”. Mirosław odparł: „Synu, to teraz wasz dom z Agniesią. A ja zaczynam nowe życie”. Tomasz przytulił ojca, a ja widziałam, jak Mirosław się nim przejmuje.
Zaczęliśmy przygotowania do przeprowadzki. Mirosław przywiózł swoje rzeczy – kilka tego, dwa walizy, narzędzia i stary radioodbiornik, którego słucha wieczorami. Opróżniłam dla niego pół szafy, postawiłam w szyi jego ulubiony fotel. Ale najważniejsze, iż razem się śmialiśmy, planowaliśmy, kłóciliśmy, gdzie powiesić jego wędkarskie trofea. „Danusiu – mówił – tego szczupaka zawieszę w salonie!”. Oburzałam się: „Tylko po moim trupie, Mirosławie, on jest przerażający!”. Ale w końcu znaleźliśmy miejsce w jego nowym „gabinecie” – małym pokoju, gdzie będzie naprawiać wędki.
Czasem nachodzi mnie myśl: a jeżeli się nie dogadamy? Mirosław lubi porządek, a ja potrafię zostawić kubek na stole. Kocham kwiaty, a on narzeka, iż „zabierają powietrze”. Ale gdy przynosi mi rumianki z targu, wiem, iż damy radę. Nie jesteśmy młodzi, mamy swoje przyzwyczajenia, ale jest coś ważniejszego – chęć bycia razem. Przypominam sobie, jak kiedyś powiedział: „Danusiu, całe życie pracowałem, a teraz chcę żyć dla nas”. I ja też tego chcę.
Sąsiedzi już zauważyli, iż mam „gospodarza”. Ciotka Krysia, mieszkająca za płotem, mrugnęła: „Danusiu, brawo, nie dajesz się starości!”. Tylko się uśmiechnęłam – niech gadają, to nieważne. Ważne, iż z Mirosławem zaczynamy nowy rozdział. Tomasz i Agnieszka wpadli do nas w weekend, przynieśli tort, piliśmy herbatę na tarasie, śmialiśmy się, jakbyśmy od zawsze byli rodziną. Agnieszka szepnęła mi: „Pani Danuto, dziękujemy, iż przygarnęliście tatę. On teraz aż promienieje”. Promienieje? A ja świecę się jak latarnia!
Czasem patrzę na swój dom i myślę: stał się jeszcze przytulniejszy z Mirosławem. Razem podlewamy jałowce, on naprawia skrzypiącą furtkę, a ja piekę jego ulubione jabłeczniki. I choć nie mamy dwudziestu lat, i choć jeszcze posprzeczamy się o miejsce na wędki, wiem jedno: to nasza szansa na szczęście. Moje dzieci znalazły swoje miejsce, Tomasz z Agnietą budują swoją przyszłość, a my z Mirosławem wreszcie żyjemy dla siebie. I wiecie co? To uczucie jest jak wiosna w sercu, choćby gdy za oknem jesień.