Nowy Ojciec w Rodzinie

polregion.pl 2 godzin temu

OJCZYM.

Mała Zosia od najmłodszych lat wiedziała, iż jej mama przyniosła ją w fartuchu. Dobre sąsiadki, które zdawały się mieszkać na ławce pod blokiem, wyjaśniły jej to z adekwatną sobie subtelnością.

Zosia wyobrażała sobie swoją drobną, niską mamę, Wandzię, niosącą w fałdach odświętnej sukienki niespodziewanie pojawiającą się Zosię.

To dlatego, iż nie masz taty! pouczyła ją z powagą Kasia, mieszkająca nad ich mieszkaniem. Jesteś bez tatusia!

A co to znaczy? zdziwiła się Zosia.

No tak! Twoja mamusia ciebie naplotkowała! Nie masz taty! A ja mam! Kasia spojrzała z dumą na koleżankę.

No i co z tego? wzruszyła ramionami Zosia. Ja za to mam babcię i dziadka! A ty nie masz.

Cha! Babcia z dziadkiem to nie to samo! Kobieta musi mieć faceta! Bez faceta jest niepełnowartościowa! Tak moja mama mówi!

Wieczorem, po kolacji, Zosia jak zwykle usiadła obok mamy na kanapie. Miały taki zwyczaj wieczorami siedzieć razem, zajmować się swoimi sprawami i rozmawiać. Mama była uzdolniona manualnie. Zawsze coś robiła: szyła, dziergała, haftowała. Zosia, patrząc na nią, też próbowała swoich sił w rękodziele: robiła bransoletki z koralików, układała obrazy z diamentowej mozaiki albo lepiła zwierzątka z plasteliny.

Mamo, a czy tata jest konieczny? zadała nurtujące ją pytanie Zosia, nasłuchując odgłosów z mieszkania nad nimi. Tam zaczynał się codzienny koncert, jak nazywała to babcia Zosi, Danuta Janina. Urządzał go ojciec Kasi, wujek Marek. Po tonie głosów można było odgadnąć, w jakim był stanie. jeżeli wrzeszczał tylko wujek Marek, a reszta rodziny cichutko jęczała, znaczyło to, iż mężczyzna był pijany. jeżeli krzyki rozlegały się z obu stron, oznaczało to, iż wujek Marek był trzeźwy, co go niesamowicie wkurzało.

Skoro żyjemy bez taty, to znaczy, iż nie jest niezbędny uśmiechnęła się Wanda, gładząc córkę po głowie i również nasłuchując hałasów z góry.

A Kasia mówi, iż kobieta bez mężczyzny jest niepełnowartościowa…

Słoneczko, każdy ma swoje sposoby na dowartościowanie się. A nam źle razem?

Nie pokręciła głową Zosia. Naprawdę dobrze im się żyło. Mama pracowała jako księgowa w dużej firmie, zarabiała całkiem nieźle. Co weekend chodziły gdzieś razem: do kawiarni, kina, teatru, parku albo po prostu na zakupy. Każdego lata jeździły nad morze, a na Nowy Rok do wsi, gdzie mieszkała przyjaciółka mamy, ciocia Ania. U cioci Ani było troje dzieci, a każdej zimy ich tata, mąż cioci, budował na podwórku wielką górkę, z której dzieci z euforią się zjeżdżały.

Koncert na górze przybierał na sile. Wymyślania wujka Marka były słychać pewnie w całym bloku. Po pół godziny mama, uśmiechając się do Zosi, poszła do przedpokoju. Koncert zbliżał się ku końcowi. Z góry trzasnęły drzwi i rozległy się szybkie kroki. Wanda otworzyła, a do mieszkania wpadła ciocia Ewa z Kasią.

Zamykaj szybciej! krzyknęła do Wandy, ale ta i tak wiedziała, co robić. W drzwi zaczęto walić.

Wandka! Otwieraj! ryknął ochrypły głos. Otwieraj, bo wywalę drzwi! Gdzie ta s****? Niech wyjdzie! Połamię jej wszystkie kości!

jeżeli natychmiast nie odejdziesz, wezwę policję! spokojnie odpowiedziała Wanda. Przyzwyczaiła się już do takich gróźb. Sąsiad wiedział, iż nie są puste. Kilka razy już dzwoniła po patrol. Miał ostatnie ostrzeżenie. Jeszcze raz i trafi za kratki.

Nie trzeba, Wandziu! wpadła do przedpokoju Ewa. Przecież go zamkną!

Najwyższy czas! Wanda poszła do kuchni nastawić czajnik.

Co ty? Jak bez faceta? podreptała za nią Ewa. Tobie to dobrze samotnej?

Wanda zatrzymała się i spojrzała na sąsiadkę. Brudny szlafrok rozdarty, włosy potargane, oczy gorączkowo błyszczące, a pod jednym z nich narastał siniak.

Nie jestem samotna, Ewciu. Mam córkę. I nie mam siniaków. I nie nocuję u sąsiadów.

No, czym się chwalić! prychnęła Ewa. Twoja córka rośnie bez tatusia. Kto wie, co z niej wyrośnie bez męskiej ręki! A siniaki… Jak bije, to znaczy, iż kocha! W końcu dobra

Idź do oryginalnego materiału