Nowe Jutro

newsempire24.com 1 tydzień temu

**Jutro**

Alicja spędziła z Markiem pięć lat, ale nigdy nie usłyszała propozycji małżeństwa. Była wzorową gospodynią, dbała o czystość. Czuła, ciepła. Ostatnio jednak zauważyła, iż między nimi rośnie chłód. A raczej — to Marek stał się zimny, często rozdrażniony, unikał rozmów. Po kolacji zamykał się przed telewizorem, wciągając się w kolejne filmy.

Na jej czułość machał ręką, tłumacząc się zmęczeniem.

— Posłuchaj, Ola — zwierzała się siostrze — o co tu chodzi? To trwa już prawie dwa miesiące.

— A sypiacie razem? — spytała Ola.

— Rzadko. I choćby to nie pomaga — westchnęła Alicja. — Próbowałam wszystkiego: pierogów, kolacji przy świecach… A on wciąż kwaśny. Myślisz, iż już mnie nie kocha?

— A czujesz, iż ma kogoś? — Ola uniosła brew.

— Skąd mam wiedzieć? Po pracy zawsze wraca. Ale to mi nie ulżyło.

— Może spotyka się w dzień? W przerwie obiadowej? — zasugerowała. — Dlaczego nie porozmawiasz szczerze? Nie jesteście małżeństwem. Może uważa, iż może szukać innych.

— Naprawdę? — W oczach Alicji zaszkliły się łzy. — Przecież nic złego mu nie zrobiłam…

— Hej, nie płacz. Jesteś piękna, zarządzisz domem. Znajdziesz męża, póki młoda. Ja bym nie czekała — dodała stanowczo. — Lepiej gorzka prawda niż niepewność.

Wieczorem Alicja postawiła sprawę jasno:
— jeżeli jestem ci ciężarem, odejdź. Nie będę cię trzymać, choć wciąż cię kocham…

— Skąd te myśli? — zaczął Marek, ale urwał, widząc łzy na jej twarzy.

— Brakowało mi tylko scen — mruknął, nerwowo pakując torbę. Alicja stała jak rażona piorunem. Nie wierzyła, iż ten mężczyzna, jej nieformalny mąż, ucieknie tak szybko.

Wrzucał koszule, nie zważając na staranne prasowanie. W końcu wyszedł, nie odwracając się.

— Marek! — krzyknęła. — To wszystko? Nic nie powiesz? Pięć lat…

— Co mam mówić? Samą wszystko zrozumiałaś. Nie kochamy się.

— Ty mnie nie kochasz — poprawiła. ale on już schodził po schodach. Wybiegła za nim:
— Masz inną? Czemu mi nie powiedziałeś?

— Nie. Po prostu… jesteś moją przeszłością. Rozumiesz? To ślepy zaułek. Koniec.

— Przeszłość? — Słowa sparaliżowały ją. Wpadła do mieszkania, łkając.

— Przeszłość… Jak znoszona sukienka. Pięć lat młodości… — Nie mogła się uspokoić. Liczyła, iż to chwilowy kryzys, iż mu pomoże. A on…

Alicja zachorowała. Leżała z gorączką, ogarnięta stresem. W głowie wciąż stał Marek, jego obojętność.

— Nie dramatyzuj — powtarzała Ola przez telefon. — Przyjdę, zrobimy remont. To najlepsze na smutek.

— Dziękuję… — szeptała Alicja.

Z czasem siostry przemalowały ściany, zmieniły zasłony, w kuchni pojawiła się nowa zastawa.

— Pięknie! — śmiała się Ola. — Nowy wystrój — nowe życie. euforia to najlepsze lekarstwo.

Alicja kiwała głową, podając siostrze placek z kapustą.

— Tuczysz mnie? — Ola się śmiała. — Ale zgoda. Dieta poczeka.

Alicja powoli wracała do życia. Zapisała się na siłownię, basen. Ola zabierała ją do teatru.

Dwa lata minęły na pracy. Alicję awansowano. W redakcji poznała Marcina — lokalnego poetę, publikującego w ich gazecie. Szczupły, w okularach, w niemodnym garniturze, coraz częściej zagadywał do niej. W końcu zaprosił ją do kawiarni.

— Pani opinia jest dla mnie ważna — mówił nieśmiało. — Jest pani świetnym redaktorem… i człowiekiem.

— Skąd pan wie? — zaśmiała się.

— Widzę po oczach — odparł.

Siedzieli dwie godziny. Alicja odkryła w nim wrażliwego poetę, łączącego lirykę z humorem.

— Przynoś pan wiersze. Może książkę? — zasugerowała.

— Nie przychodzę dla publikacji — wyznał, czerwieniąc się. — Jesteś… czarującą kobietą. Czy mogę mieć nadzieję?

Alicja milczała. Od dawna czuła jego uczucie. Gdy go nie było, myślała o tym dziwnym, dobrym człowieku.

— Nie spieszmy się — szepnęła, gdy pocałował jej dłoń.

— Zgodnie z twoim życzeniem — uśmiechnął się. — Mogę mówić „ty”?

— Możesz… Marcinie.

Miesiąc później, w Święto Kobiet, Alicja zaprosiła go na kolację. Nakrywała stół przy muzyce ABBA.

Zadzwonili do drzwi. „Za wcześnie” — pomyślała. Za progiem stał Marek z bukietem.

— Ty? — zdziwiła się.

— Pozwolisz? — wręczył kwiaty. — Pięknie wyglądasz.

— Po co przyszedłeś? — spięła się. Nie czuła już nic.

— Żeby pogratulować. Nie jesteśmy obcy — odpowiedział, zaglądając do mieszkania. — Gości oczekujesz?

— Tak. Czekam na kogoś, kto mnie kocha — odparła. — Mój… jutrzejszy dzień.

— Złośliwa jesteś — warknął. — choćby nie spytałaś, co u mnie.

— Nie interesuje mnie to. Odejdź.

Wepchnęła go do klatki, drżąc.

— Po trzech latach… — szeptała.

Marek schodził, mijając szczupłego mężczyznę z mimozami. Marcin uśmiechał się, pełen nadziei.

„To ten jutrzejszy dzień? — pomyślał Marek. — Niepozorny. Masz, co chciałaś, gospodyni w fartuszku.”

Przez dwa lata zmieniał kochanki, żadnej nie kochając. Pił, by zagłuszyć pustkę. „Mam trzydzieści lat — myślał. — Kobiet jest mnóstwo…”

Alicja i Marcin wzięli ślub. Cała redakcja świętowała.

— Nie ma tego złego… — szepnęła Ola. — Gdyby nie Marek, nie spotkałabyś Marcina.

Rok później urodził się im syn. Marcin pisał wiersze pełne światła i miłości. A Alicja, patrząc na ich szczęście, wiedziała, iż przeszłość została za drzwiami.

Idź do oryginalnego materiału