Nowa teściowa, nowe życie — i zero zmartwień

polregion.pl 1 tydzień temu

No problem, słuchaj tego – będzie o nowej teściowej i zupełnie nowym życiu.

„– Wojtek, nie zapomnij kupić na weekend miodowego torcika i więcej owoców – przypomniała mężowi Kasia, zerkając do lodówki.

– A po co? Jakieś święto mamy? – zdziwił się Wojtek, bawiąc się opakowaniem kawy.

– Znowu zapomniałeś? W sobotę przyjeżdża mama! Z nowym mężem. Będą teraz mieszkać u nas, w naszym mieście! – powiedziała Kasia, naciskając na każdy wyraz.

– Jak to «u nas»? Mamy dwupokojowe mieszkanie! – wykrztusił Wojtek, odstawiając kawę.

– No nie u nas w mieszkaniu, oczywiście! – zaśmiała się Kasia. – Po prostu mama przeszła na emeryturę, wyszła za mąż i chce być bliżej. Żeby widywać wnuka, pomagać.

Wojtek skinął głową i obiecał wszystko kupić, ale w środku czuł rosnący niepokój. Jego teściowa, Barbara Januszówna, zawsze wywoływała w nim dziwne uczucie. Nie kobieta – a głaz, betonowy. Elegancka, chłodna, z idealną fryzurą i tonem szefa, całe życie pracowała w kolei i trzymała podwładnych twardą ręką. Za każdym razem, gdy opowiadała, jak karała pracowników, Wojtek cieszył się w duchu, iż nie pracuje pod jej rozkazami.

A teraz – będzie tu. Czy jej tytaniczna energia skieruje się na ich rodzinę? Wtrąci się w wychowanie Jasia, zacznie rządzić, mówić, co lepsze?

Kasia była zachwycona. Pomoc z Jasiem, szkoła, lekcje – nie trzeba już będzie pędzić z pracy w panice. „Mama wszystko ogarnie” – zapewniała. Ale Wojtek miał przeczucie, iż spokojne życie się skończyło.

W końcu nadeszła sobota. Rozległ się dzwonek do drzwi.

– Wojtuś, mama przyjechała! – krzyknęła radośnie Kasia i ruszyła do drzwi.

Otworzyła… i zamarła. Na progu stała para. Obok wysokiego, roześmianego mężczyzny – drobna, uśmiechnięta kobieta z krótkimi blond włosami. Wojtek oniemiał. To z pewnością nie była ta sama Barbara Januszówna, którą znał!

Ale wtedy kobieta powiedziała znajomym, choć teraz cieplejszym głosem:

– Kochani, jakże za wami tęskniłam! Wojtuś, Kasiu, Jasiu, witajcie!

Wojtek wymienił spojrzenie z żoną. A mężczyzna już ściskał mu dłoń:

– No witaj, zięciu! Jestem Marek Stanisławowicz. Myślę, iż się zaprzyjaźnimy! – I z uśmiechem wciągnął ciężką torbę do kuchni.

Barbara przytuliła córkę, wnuka, a choćby Wojtka przypadła porcja czułości. Stał jak w transie.

Tymczasem w kuchni Marek Stanisławowicz wyciągał z torby słoiki z ogórkami, wędliny i oczywiście butelkę czystej. Zauważył spojrzenie Wojtka i roześmiał się:

– No jakże! Teraz już rodzina. Chcesz, opowiem, jak twoją Basię poznałem?

Okazało się, iż Marek był brygadzistą w sąsiednim zakładzie. Pewnego dnia przyszła kontrola – i wśród kontrolujących była ona. Surowa, stanowcza. On się nie przestraszył, powiedział, co myśli. Próbowała go złamać – nie wyszło. A gdy z przekąsem nazwał ją „zachwycającą kobietą”, po raz pierwszy od lat się zaczerwieniła.

I się zaczęło. Potem randka, kawa, łódka, grzybobranie i miłość. Marek obudził w Barbarze nie tylko kobietę, ale też ciepłą babcię. Teraz razem odbierają Jasia ze szkoły, jeżdżą z nim na wieś, Barbara złapała bakcyla wędkowania, a niedawno przeglądali łódki w internecie.

– Przyjedźcie kiedyś do nas na wieś, Wojtek – powiedziała pewnego dnia. – Ciągle praca, praca… A kiedy żyć?

Gdy kolega Wojtka, Tomek, usłyszał, jak zmieniła się jego teściowa, tylko westchnął:

– No to masz szczęście. U nas teściowa mało rodziny nie rozbiła, a u ciebie – złoto!

I Wojtek się z nim w pełni zgadza. Teraz patrzył na Barbarę Januszównę zupełnie inaczej. Bo czasem żelazne serce tylko czeka, aż ktoś je rozgrzeje…”

Idź do oryginalnego materiału