Drugi raz
– Halina, idziesz już do domu? – przyjaciółka Kasia niecierpliwie stukała wypielęgnowanymi paznokciami w blat biurka.
– Nie, jeszcze zostanę. Mąż ma po mnie wpaść – bezczelnie skłamała Halina.
– No, jak chcesz. Do jutra. – Kołysząc biodrami, Kasia wyszła z gabinetu.
Pracownicy jeden po drugim opuszczali biuro. Za drzwiami słychać było pośpieszne kroki i stukot obcasów. Halina wzięła telefon i zamyśliła się. „Pewnie już wypił piwko, leży przed telewizorem z brzuchem do góry”. Westchnęła i nacisnęła przycisk połączenia. Po trzech długich sygnałach usłyszała pomrukiwanie telewizora, a dopiero potem głos Wojtka:
– Słucham.
– Wojtek, pada, a ja mam zamszowe buty. Odbierz mnie.
– Halinko, wybacz, nie wiedziałem, iż zadzwonisz, już sobie wypiłem. Weź taksówkę – powiedział mąż.
– Jak zawsze. Nic więcej się po tobie nie spodziewam. A tak przy okazji, kiedy się oświadczałeś, obiecywałeś, iż będziesz mnie nosił na rękach.
– Halinko, złotko, mecz… – W słuchawce rozległy się okrzyki kibiców, a Halina rozłączyła się.
Minęły już czasy, kiedy mąż czekał na nią pod biurem. Wtedy nie miał samochodu, ale i tak codziennie po nią przyjeżdżał. Halina westchnęła, wyłączyła komputer, ubrała się i wyszła z gabinetu.
Ciszę korytarza przerwała stukot jej obcasów. Wszyscy dawno poszli. W hallu na parterze, przy recepcji, stał zastępca dyrektora, Tomasz Marek, i rozmawiał przez telefon. Wysoki, wysportowany, w długim czarnym płaszczu wyglądał bardziej jak hollywoodzki aktor niż pracownik zwykłego biura. Kobiety plotkowały, iż jest singlem.
Halina, znana z ciętego języka, stwierdziła kiedyś, iż pewnie jest chory, skoro taki przystojniak wciąż jest wolny.
– Spotyka się z modelką. Zapomniałam, jak się nazywa. Często pojawia się na okładkach – powiedziała wtedy Kasia, która znała wszystkie plotki.
Wojtek w młodości też nie był gorszy. Codziennie robił trzydzieści podciągnięć na drążku na podwórku. A potem… Potem się rozleniwił, pokochał piwo i wyhodował brzuch. Każdego dnia, wracając z pracy, Halina widziała ten sam obraz – Wojtek leżał na kanapie przed telewizorem, a na podłodze stała puszka piwa.
Już miała wyjść, gdy za plecami usłyszała przyjemny baryton, od którego przeszły jej ciarki.
– Halina Januszówna, coś pani dziś późno.
– Myślałam, iż mąż po mnie podjedzie, ale nie mógł – odpowiedziała z uśmiechem, odwracając się.
Tomasz Marek schował telefon do kieszeni płaszcza i podszedł do niej.
– Podwiozę panią. – Otworzył drzwi, przepuszczając ją przodem.
– Nie, co pan, nie trzeba. Wezmę taksówkę – zaczęła się wymawiać Halina, wychodząc na ulicę. Przed schodkami przystanęła, spojrzała na kałuże na chodniku, na swoje modne zamszowe buty. Cóż, wiosna – ledwo śnieg stopniał, już zaczęły się deszcze.
– Niech pani potraktuje to jak zamówioną taksówkę. – Tomasz Marek wziął Halinę pod rękę i poprowadził do swojego samochodu.
Jak tu odmówić? Szkoda, iż żadna z koleżanek tego nie widziała – pozazdrościłyby. Chętnych na przystojniaka było mnóstwo.
Tomasz Marek wyłączył alarm i otworzył przed Haliną drzwi swojego SUV-a. Wskoczyła lekko na dość wysokie siedzenie, przekrzyknęła się i zawstydzona poprawiła spódnicę na kolanach. Tomasz zamknął drzwi, obszedł samochód i usiadł za kierownicą.
– Od dawna panią obserwuję. Wymagająca, ale w granicach rozsądku, nikomu nie pobłaża. Myślę, iż mogłaby pani objąć stanowisko szefowej marketingu.
– A co z Ireną Pawłowską? – zdziwiła się Halina, nie spodziewając się takiej propozycji.
– Już czas na emeryturę. To dobra pracownica, ale nie nadąża za nowymi programami.
Halina wierciła się na siedzeniu. Żal jej było Ireny. To ona uczyła ją tajników pracy. Ale z drugiej strony – nie warto odmawiać tak kuszącej oferty.
– Wnuk się żeni, chciała jeszcze trochę popracować, żeby mu uzbierać na mieszkanie – powiedziała Halina z lekkim smutkiem.
– To nie pani problem, Halino Januszówno. jeżeli tylko o to chodzi, dostanie godne odprawienie. No i jak, zgoda?
Halina poczuła na sobie wzrok Tomasza, który studiował jej profil. Przez chwilę patrzyła przed siebie, jakby się zastanawiała. A gdy odwróciła głowę, on już spoglądał przez przednią szybę.
Nagle zorientowała się, iż zaraz miną jej dom.
– W prawo. To mój blok – przerwała przedłużające się milczenie. – Zatrzymaj się tam, pod tym wejściem.
Samochód stanął, ale Halina nie spieszyła się z wyjściem. Nie mogła znaleźć słów podziękowania.
– Może kiedyś zjemy razem obiad? – padła magiczna fraza z ust zastępcy dyrektora.
Serce zabiło jej szybciej od tej nowej propozycji.
– Może – odparła, przekornie się uśmiechając, i wyfrunęła lekko na mokry chodnik przed swoim blokiem.
– Do jutra – olśnił ją uśmiechem Tomasz.
Od jego głosu i uśmiechu zakręciło jej się w głowie. A SUV już odjeżdżał z podwórka, podskakując na wybojach, których w naszych osiedlach nigdy nie brakuje.
Następnego dnia na oczach wszystkich pracowników poszli razem na obiad do kawiarni. Potem do obiadów dołączyły kolacje… A potem…
Nie trzeba mówić, co było potem. Która młoda kobieta oprze się takiemu przystojniakowi? jeżeli jakaś się znajdzie, to tylko dlatego, iż jej mąż jeszcze nie zdążył zamienić się w kanapową poduszkę.
Halina nie chodziła – fruwała, czując się pożądaną, zakochaną i młodszą o dobre dziesięć lat. Życie przestało wydawać się takie szare i nudne. Tylko z każdym dniem widok Wojtka na kanapie drażnił ją coraz bardziej.
I dziś leżał przed telewizorem. Na podłodze niedopita butelka piwa. Halinę aż korciło, żeby ją kopnąć, wylaHalina wzięła głęboki oddech, uśmiechnęła się do siebie i zaczęła wyciągać męża z kanapy, wiedząc, iż najlepsze dopiero przed nimi.