Z głębokim oddechem, jakby zbierała siły przed skokiem w nieznaną głębię, Kinga Nowak przekroczyła próg biurowca, jakby wkraczała w nowy rozdział życia. Poranne słońce, przefiltrowane przez szklane drzwi, igrało błyskami w jej zadbanej fryzurze, podkreślając pewność w każdym kroku. Szła przez hol wypełniony cichym szmerem głosów i stukotem obcasów, czując, iż każdy krok przybliża ją do czegoś ważnego nie tylko nowej pracy, ale zmiany, szansy bycia sobą poza znanymi ścianami domu.
Podeszła do recepcji, uśmiechając się delikatnie, ale z godnością.
Dzień dobry, jestem Kinga. Dziś mój pierwszy dzień pracy, powiedziała, starając się, by jej głos zabrzmiał pewnie, nie zdradzając wewnętrznego niepokoju.
Recepcjonistka młoda, urodziwa kobieta o delikatnych rysach i uważnym spojrzeniu uniosła brwi, jakby zaskoczona samą myślą, iż ktoś dobrowolnie chce pracować w tym konkretnym biurze, gdzie atmosfera była napięta.
Ty do nas dołączasz? zapytała niepewnie Ania. Przepraszam, tylko mało kto wytrzymuje tu dłużej niż miesiąc.
Tak, wczoraj podpisałam umowę w HR, odparła Kinga, czując lekkie zdumienie. Dziś mój pierwszy dzień. Mam nadzieję, iż wszystko będzie dobrze.
Ania spojrzała na nią z tak szczerym współczuciem, iż Kinga na moment zamarła. Ale recepcjonistka natychmiast wstała, obeszła biurko i skinęła, by za nią podążyła.
Chodź, pokażę ci twoje stanowisko. Tutaj, przy oknie twoje biurko. Jasne, przestronne ale uważaj, dodała przyciszonym głosem. Pamiętaj, by zamykać komputer, a najlepiej ustaw mocne hasło. Nie każdy tu wita nowych z otwartymi ramionami. A twoja praca nie powinna być widziana przez cudze oczy.
Kinga skinęła głową, rozglądając się. Biuro było przestronne, ale w powietrzu wisiało dziwne napięcie. Za monitorami siedziały kobiety mocno umalowane, w obcisłych sukienkach, z fryzurami, jakby szykowały się nie do codziennej pracy, ale na pokaz mody. Wyglądały na osiemnastolatki, choć ich wiek wyraźnie przekraczał trzydzieści lat. Ich spojrzenia ślizgały się po nowej pracownicy, oceniając ją, jakby już przegrała, zanim zaczęła.
Ale Kinga nie drgnęła. Po raz pierwszy od dawna czuła się żywa. Dom, rodzina, niekończące się troski o dziecko, gotowanie, sprzątanie wszystko to przygniatało ją jak ciężki kamień na piersi. Była zmęczona byciem tylko żoną, mamą, gospodynią. Dziś była po prostu Kingą i miała prawo do własnego życia, kariery, uznania.
Pierwszy dzień minął jak błysk. Kinga rzuciła się w wir pracy: przetwarzała zamówienia, wypełniała raporty, uczyła się systemu. Nie szukała sławy potrzebowała tylko poczuć się potrzebna, by jej praca była doceniona. Ale za jej plecami w ciszy rozlegały się szepty. Kasia wysoka, o przenikliwych oczach i drapieżnym uśmiechu i Magda jej przyjaciółka, o lodowatym głosie i nawyku plotkowania wymieniały cięte uwagi, rzucając sobie porozumiewawcze spojrzenia.
Hej, nowa! ostry głos Kasi przebił się właśnie wtedy, gdy Kinga skończyła trudny raport. Przynieś mi kawę. Czarną, bez cukru. I szybko!
Kinga powoli się odwróciła, spotykając jej wzrok. W jej oczach nie było strachu ani uległości.
Czy ja wyglądam na pokojówkę? spytała spokojnie, ale z taką siłą, iż Kasia na moment zaniemówiła. Mam własną pracę. I uwierz mi, jest ważniejsza niż twoja kawa.
W odpowiedzi rozległ się złośliwy śmiech. Kasia uśmiechnęła się, jakby usłyszała coś zabawnego. Ale w jej oczach zapłonął gniew. Nie była przyzwyczajona do sprzeciwu. Od tej chwili Kinga zrozumiała: wojna się rozpoczęła.
Ania zaprosiła ją na przerwę. Dziewczyna była życzliwa, szczera, a w jej oczach malował się ból, jakby sama przeszła przez piekło.
Nikt ci nie powiedział o przerwie? spytała z uśmiechem. Nic dziwnego. Mało kto tu dba o nowych.
Szczerze mówiąc, choćby nie zauważyłam, jak czas zleciał, przyznała Kinga, zamykając komputer.
Zeszły do stołówki, a po drodze Ania opowiadała o układzie biur, zasadach, ludziach. Ale Kinga prawie nic nie zapamiętała jej myśli były zajęte czymś innym. Gdy wróciły, zobaczyły, jak Kasia i Magda gwałtownie odskakują od jej biurka, jakby przyłapane na czymś zakazanym.
No to zaczyna się, pomyślała Kinga. Nie jestem kimś, kogo łatwo złamać.
Wieczorem wyszła ostatnia. Biuro opustoszało, ale pozostał w nim lepki ślad nie tylko zmęczenia. Kasia i Magda już zebrały sojuszników kilka pracownic gotowych do intryg. Postanowiły: nowa musi zniknąć.
Następnego ranka Kinga przyszła wcześnie. Cisza, puste krzesła, tylko Ania już siedziała przy biurku.
Wiesz, szepnęła, gdy Kinga podeszła, ja pracowałam na twoim stanowisku miesiąc temu. Przenieśli mnie, bo te dwie wskazała wzrokiem biuro Kasi i Magdy prawie doprowadziły mnie do łez. Włamały się na mój komputer, ukradły dokumenty, podstawiły mnie szefowi. Rozpętały całą kampanię. A potem po prostu nie wytrzymałam. Odeszłam.
To okropne, wyszeptała Kinga. Ale myślę, iż ze mną tak nie będzie.
Ania pokręciła głową.
Nie wiesz, kto za nimi stoi. Wujek Kasi pracuje tutaj. Jest bliskim znajomym szefa. Dlatego ona uważa, iż stoi ponad wszystkimi. Robi, co chce. A ty już cię wybrały na ofiarę.
No i co? Kinga uśmiechnęła się. Coś wymyślimy.
Ale dzień zakończył się źle. Ktoś, korzystając z jej chwili w łazience, wylał na jej krzesło lepką, kleistą substancję. Kinga, nie zauważając, usiadła i zorientowała się dopiero, gdy próbowała wstać. Spędziła cały wieczór w bezruchu, czując, jak upokorzenie pali jej skórę. Wokół ciche chichoty, ukradkowe spojrzenia, powstrzymywany śmiech.
Wróciła do domu z poplamionym ub












