Nowa pracownica w biurze była wyśmiewana. Ale gdy przyszła na bankiet z mężem, koleżanki z pracy podały się do dymisji.

twojacena.pl 2 godzin temu

Głęboko westchnąwszy, jakby zbierała siły przed skokiem w nieznaną głębię, Kinga Nowak przekroczyła próg biurowca, wchodząc w nowy rozdział życia. Poranne słońce, prześwitujące przez szklane drzwi, połyskiwało na jej zadbanej fryzurze, podkreślając pewność jej kroku. Szła przez hol wypełniony cichym gwarem głosów i stukotem obcasów, czując, jak każdy krok przybliża ją do czegoś ważnegonie tylko nowej pracy, ale zmiany, szansy bycia sobą poza znanymi ścianami domu.

Podeszła do recepcji i uśmiechnęła siędelikatnie, ale z godnością.

Dzień dobry, jestem Kinga. Dziś mój pierwszy dzień pracypowiedziała, starając się, by jej głos brzmiał zdecydowanie, bez śladu wewnętrznego niepokoju.

Recepcjonistkamłoda, urodziwa kobieta o subtelnych rysach i uważnym spojrzeniuuniosła brwi, jakby zdziwiona, iż ktoś dobrowolnie zdecydował się pracować właśnie w tym biurze, znanym z napiętej atmosfery.

Pani… do nas dołącza?zapytała niepewnie Weronika. Przepraszam, ale… niewielu wytrzymuje tu dłużej niż miesiąc.

Tak, wczoraj podpisałam umowę w dziale kadrodparła Kinga, czując lekkie zaskoczenie. Mam nadzieję, iż wszystko będzie dobrze.

Weronika spojrzała na nią z tak szczerym współczuciem, iż Kinga na moment zamarła. Ale zaraz recepcjonistka wstała, obeszła biurko i skinęła, by za nią poszła.

Proszę za mną, pokażę pani stanowisko. Tutaj, przy okniepani biurko. Jasne, przestronne… ale niech pani uważadodała cicho. Zawsze blokuje pani komputer, najlepiej ustawić mocne hasło. Nie wszyscy tu lubią nowych. I pani praca… nie powinna być widziana przez czyjeś oczy.

Kinga skinęła głową, rozglądając się. Biuro było przestronne, ale w powietrzu wisiało dziwne napięcie. Za monitorami siedziały kobietyciężko umalowane, w obcisłych sukienkach, z fryzurami, jakby szykowały się nie do pracy, ale na pokaz mody. Wyglądały na osiemnastolatki, choć wyraźnie miały ponad trzydzieści lat. Ich spojrzenia ślizgały się po nowej pracownicy z chłodną oceną, jakby już uznały ją za przegraną.

Ale Kinga się nie ugięła. Po raz pierwszy od dawna poczuła, iż żyje. Dom, rodzina, niekończące się obowiązkiwszystko to ciążyło na niej jak kamień. Była zmęczona byciem tylko żoną i mamą. Teraz była po prostu Kingą i miała prawo do własnego życia, kariery, uznania.

Pierwszy dzień minął szybko. Kinga rzuciła się w wir pracy: zamówienia, raporty, system. Nie szukała sławychciała tylko poczuć się potrzebna. Ale za jej plecami szepty rosły. Martawysoka, o przenikliwym spojrzeniui Joannajej przyjaciółka, z ostrym językiemwymieniały złośliwe uwagi, rzucając sobie porozumiewawcze spojrzenia.

Hej, nowa!zawołała nagle Marta, gdy Kinga kończyła trudny raport. Przynieś mi kawę. Czarną, bez cukru. I szybko!

Kinga powoli się odwróciła, patrząc jej w oczy. W jej wzroku nie było strachu.

Czy wyglądam na kelnerkę?zapytała spokojnie, ale z taką siłą, iż Marta na chwilę zaniemówiła. Mam własną pracę. I uwierz mi, jest ważniejsza niż twoja kawa.

W odpowiedzi usłyszała szyderczy śmiech. Marta uśmiechnęła się, jakby usłyszała coś zabawnego. Ale w jej oczach zapłonął gniew. Nie była przyzwyczajona do sprzeciwu. Od tej chwili Kinga wiedziała: wojna się zaczęła.

Weronika zaprosiła ją na przerwę. Była miła, szczera, a w jej oczach malował się ból, jakby sama przeszła piekło.

Nikt pani nie powiedział o przerwie?zapytała z uśmiechem. Nic dziwnego. Nikt tu nie dba o nowych.

Prawdę mówiąc, choćby nie zauważyłam, jak czas minąłprzyznała Kinga, zamykając komputer.

Poszły do stołówki, po drodze Weronika opowiadała o biurze, zasadach, ludziach. Ale Kinga mało zapamiętałabyła zajęta innymi myślami. Gdy wróciły, zobaczyły, jak Marta i Joanna gwałtownie odsuwają się od jej stanowiska, jakby przyłapane na czymś zakazanym.

No to zaczynamypomyślała Kinga. Ale nie jestem kimś, kogo można złamać.

Wieczorem wyszła ostatnia. Biuro opustoszało, ale pozostał śladnie tylko zmęczenia. Marta i Joanna już zbierały sojusznikówkilka pracownic gotowych do intryg. Postanowiły: nowa musi zniknąć.

Następnego ranka Kinga przyszła wcześnie. Cisza, puste krzesła, tylko Weronika już siedziała przy biurku.

Wie paniszepnęła, gdy Kinga podeszłaja też zaczynałam na pani stanowisku. Przenieśli mnie, bo te dwieskinęła głową w stronę biura Marty i Joannyprawie doprowadziły mnie do łez. Włamały się do mojego komputera, ukradły dokumenty, podstawiły mnie szefowi. A potem… nie wytrzymałam. Odeszłam.

To okropneszepnęła Kinga. Ale myślę, iż ze mną tak nie będzie.

Weronika pokręciła głową.

Pani nie wie, kto za nimi stoi. Wujek Marty pracuje tutaj. Jest bliskim przyjacielem szefa. Dlatego ona czuje się bezkarna. A pani… już wybrały sobie ofiarę.

No i co?uśmiechnęła się Kinga. Coś wymyślimy.

Ale dzień skończył się źle. Ktoś, korzystając z jej nieobecności, wylał na krzesło klejącą substancję. Kinga usiadła, nie zauważając… i zorientowała się, gdy chciała wstać. Cały wieczór spędziła w bezruchu, czując, jak upokorzenie pali jej skórę. Wokółciche chichoty, spojrzenia, stłumione śmiechy.

Wróciła do domu w poplamionym ubraniu, z pochyloną głową. Ale nie ze wstyduz gniewu. Myśleli, iż ją złamią? Mylili się.

Dni mijały. Intrygi nasilały się. Raz zniknęła klawiatura, innym razem pliki. Pewnego dnia Kinga odkryła, iż ktoś zmienił nazwy jej dokumentów na obraźliwe. Musiała wezwać informatyka.

Weronika nie wytrzymała. Pewnego dnia po prostu wyszła. Bez pożegnania. Spotkała

Idź do oryginalnego materiału